Cięty język, poczucie humoru i hiszpański temperament

Anna Tomaszewska - nie mam sentymentu do ról

Anna Tomaszewska jest krakowską aktorką, od ponad trzydziestu lat związaną z Teatrem im. Juliusza Słowackiego. Można oglądać na scenie Teatru im. J. Słowackiego w wielu spektaklach, min. w przedstawieniu "Z biegiem lat, z biegiem dni. Gdzie jest Pepi?"

Bezdomna w "Bracie naszego boga", Agafia w "Ożenku", gospodyni w "Weselu", Greta w "Prezydentkach", Karla w "Nocy Helvera", Generałowa Japanczyn w "Idiocie", Pani Stohr w "Czarodziejskiej górze" czy Caesonia w "Kaliguli" to tylko zaledwie garść znakomitych ról jakie Anna Tomaszewska zagrała w Teatrze im. J. Słowackiego, z którym związana jest od ponad trzydziestu lat. Potrafi być zabawna do łez, jak choćby jako Lewiwa w "Udręce życia", ale i przejmująco-drama-tyczna i wzruszająca.

Wyraziste poglądy i wielkie poczucie humoru

Pochodzi z dobrego, krakowskiego domu: rodzice lekarze, siostra uznana architektka, bratowa jest plastyczką, która tka piękne gobeliny, a brat został profesorem na uniwersytecie we Francji. Znana jest z ciętego języka, wyrazistych poglądów, hiszpańskiego temperamentu i poczucia humoru. Mieszka na Woli Justowskiej, niedaleko domu rodzinnego.

Młodość spędziła w centrum Krakowa, w pobliskiej IMC-e, gdzie chodziła na rytmikę, gimnastykę, na pływalnię. Tam też zakochała się w teatrze, oglądając amatorskie przedstawienia w wykonaniu rówieśników.

- Jako licealiści wciąż marzyliśmy o potańcówkach, które od czasu do czasu nam urządzano - opowiada. - Mieliśmy utartą trasę: najpierw impreza na Krowoderskiej, potem Floriańską i Sławkowską szliśmy do Rynku, żeby spotkać znajomych. A w niedzielę całą bandą chodziliśmy na mszę, na "dziewiątkę" do św. Anny. Dziewczyny zwykle stawały z tyłu, koło konfesjonału i przegadywałyśmy pół mszy. A potem wszyscy szliśmy na kawę do Jamy Michalika. Mój Kraków to ten bez aut, ruchu, Kraków, który "robiło się" piechotą. To wreszcie Kraków kojarzony jeszcze w dzieciństwie z Teatrem Słowackiego, do którego chodziłam z mamą na opery. Moją ulubioną pozostała do dziś "Madame Butterfly". Z kolei na "Halce" nie płakałam jak niemal wszyscy, bo aktorka śpiewająca tytułową partię była wedle mnie stara, okropnie gruba i z hukiem spadała do rzeki, czyli na materace umieszczone za kulisami. Tak więc siedmioletniej smarkuli "Halka" nie przypadła do gustu, natomiast dałam się uwieść teatralnym cudeńkom i oszustwom w "Rigoletcie" i w "Strasznym dworze" - opowiada.

Nie bardzo pamięta, kiedy i dlaczego postanowiła być aktorką. Ważne, że nią została, startując etatowo w nowohuckim Teatrze Ludowym. Po dwóch sezonach, kiedy wraz z przyjściem do teatru Ryszarda Filipskiego wkroczyła do niego polityka - odeszła. Potem był Szczecin, Tarnów i Poznań oraz epizod w Starym Teatrze.

- W Tarnowie zostałam od razu świetnie przyjęta. Dostałam od teatru ładne mieszkanie, a i do mojego rodzinnego Krakowa nie było daleko - wspomina. - Ryszard Smożewski był sprawnym menedżerem. Próbował różnych przestrzeni, eksperymentował z formą, zapraszał wielu młodych reżyserów. Zarówno w Szczecinie, jak i w Tarnowie czy w Poznaniu całe dnie spędzałam w teatrze. Premiera goniła premierę. Końcówka lat 70. była paradoksalnie dobrym czasem dla teatru. Ludzie, także w mniejszych ośrodkach, mieli nawyk chodzenia na spektakle, hołubili swoich aktorów, teatr był namiastką lepszego, nierealnego świata, za którym wszyscy tęskniliśmy.

Teatrowi im. Słowackiego jest wierna do dziś

Wreszcie nastał "Słowak", któremu aktorka jest wierna do dziś. Wiele lat grała też w "rodzinnym" teatrze jak nazywano wówczas grane w "Stu" spektakle Mikołaja Grabowskiego, m.in. "Opis obyczajów" i "Kto się boi Wirginii Woolf" z udziałem panów Grabowskich i Iwony Bielskiej, żony Mikołaja. Jeździli z nimi po całej Polsce.

W Teatrze "Stu" był szczęśliwy czas dla aktorki, bo zagrała w nim gościnnie m.in. wspomnianą Gretę w "Prezydentkach". - Właściwie dopiero dzięki pracy z Mikołajem Grabowskim i z jego ekipą nauczyłam się pracy w zespole i wielkiej dyscypliny. Reżyser był wśród nas, wewnątrz spektaklu. Po każdym "Opisie obyczajów" Mikołaj zawsze miał jakieś krytyczne uwagi, precyzyjnie wyliczał, co w spektaklu było, jego zdaniem, dobre, a co nie wyszło najlepiej. Ciągle pracował nad przedstawieniem, nad nami, wychwytywał nasze drobne fałsze. Aktorowi Mikołaja Grabowskiego nie wolno fałszować. Dzięki niemu w ogóle mnie nie boli, jeżeli reżyser w trakcie prób mówi rzeczy, które nie są przyjemne, oczywiście jeżeli mówi prawdę. Nadal chętnie pracuję w "Stu" - mówi.

W Krakowie jest postacią bardzo znaną. Pamiętamy ją też z "krakowskich" seriali: "Majka" i "Julka". Nigdy natomiast nie zabiegała o tzw. "bywanie", i nadal nie zabiega. - Popularność? A po co o nią zabiegać? Dziś jest, jutro mija? Ważna jest praca, jej istota, sens. Zawód zawsze był istotną częścią mojego życia. Starałam się godzić rolę aktorki i matki, kiedy na świat przyszły córki - wyznaje.

Zuzia i Kasia są pięknymi córkami Anny Tomaszewskiej i Andrzeja Grabowskiego. Byli małżeństwem dwadzieścia lat. Zuzanna, absolwentka Warszawskiej Akademii Teatralnej, ma już na swym koncie m.in. role w "Czasie honoru" i "Pitbullu" oraz współpracę z warszawskimi teatrami. Aktualnie związana jest z Teatrem Dramatycznym. Jest żoną Pawła Domagały, też aktora, mają córeczkę Hanię, za którą babcia Ania przepada. - Mieszkają w Warszawie, więc wciąż dzwonimy do siebie, bo za nimi tęsknię - mówi aktorka.

Katarzyna, absolwentka szkoły filmowej w Łodzi jest etatowo związana z tamtejszym Teatrem Powszechnym. Aktualnie gra też Olgę w serialu "M jak miłość", w którym można również zobaczyć Annę. - W moim teatrze macierzystym można mnie zobaczyć m.in. w spektaklu "Z biegiem lat, z biegiem dni. Gdzie jest Pepi?". Gram trzy ważne i bardzo odmienne role, a przedstawienie reżyseruje Agnieszka Glińska, autorka adaptacji według m.in. "Domu otwartego", "Moralności pani Dulskiej", "W sieci". Podtytuł nawiązuje do osoby Pępki Singer, pierwowzoru Racheli z "Wesela", z którą to Pepką ponoć Agnieszka Glińska jest spokrewniona. Niedawno można mnie było też oglądać w filmie Małgosi Szumowskiej "Twarz", gdzie zagrałam ważną rolę. Mam też inne plany, ale o nich cicho sza, żeby nie zapeszać -opowiada.

Kiedy pytam ją, czy są jakieś role, które darzy szczególnym sentymentem, odpowiada: - Nie mam sentymentu do ról, ale do spektakli i ludzi, z którymi przyszło mi pracować. Jestem bardzo szczęśliwa i o żadnych szczególnych rolach nie marzę. Zawsze natomiast czekam na kolejny szczęśliwy zbieg okoliczności i szczęśliwy przypadek, które przyniosą mi ciekawą pracę.

Jolanta Ciosek
Polska Gazeta Krakowska
6 sierpnia 2018
Portrety
Anna Tomaszewska

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...