Co czuje diabeł?

"Co u Diabła" - reż. Michał Derlatka - Teatr Miniatura w Gdańsku

Spektakl „Co u Diabła" był dla mnie o tyle wyjątkowym wydarzeniem, że aż dwóch debiutujących aktorów to osoby, które dobrze znam prywatnie. Serce mi drżało z obawy, że spektakl nie okaże się dobry i czeka nas ta krępująca dla obu stron rozmowa pod teatrem, zaczynająca się zazwyczaj od pytania: „I jak?"

Na szczęście! Przedstawienie teatru Miniatura: „Co u Diabła", którego premiera odbyła się 30 stycznia 2021 roku, okazało się być udane pod tyloma względami, że z czystym sumieniem mogłam składać gratulację, wręczać kwiaty i opowiadać o ulubionych fragmentach.

Na początku spektaklu obserwujemy trzech bohaterów. Aktorzy znajdują się w bliżej nieokreślonej, ciekawej scenograficznie przestrzeni. Wkrótce okazuje się, że grane postaci to Diabeł (Jakub Ehrlich), Żona Diabła (Magdalena Gładysiewicz) i Potępiona Dusza (Magdalena Bednarek) , natomiast przestrzeń w której się znajdują to piekło. Zmęczony Diabeł niechętnie zajmuje się swoimi obowiązkami, polegającymi głównie na niszczeniu beztroski bohaterów popularnych baśni Braci Grimm. Gdańscy twórcy zdecydowali się bowiem na wykorzystanie w fabule, aż czterech z nich: „Dziewczyna bez rąk", „Trzy złote włosy diabła", „Długi nos" i „Ojciec chrzestny". W każdej z nich oryginalnie Diabeł ma tę samą funkcję: niszczyć. W spektaklu, nie jest to takie oczywiste: Diabeł zdaje się być zmęczony swoimi obowiązkami, znużony życiem, niewiele w nim podłości, prędzej smutku. Ta kreacja wyjątkowo mnie urzekła: wszelkie motywy w którym możemy przyjrzeć się powszechnie znanemu bohaterowi z innej strony, pochylić się nad jego wrażliwością i motywacjami, a zapomnieć o stereotypach są dla mnie niebywale interesujące, a w teatrze Miniatura także doskonale zagrane.

Pierwsze minuty spektaklu widz ogląda w żywym planie, natomiast już baśń o „Dziewczynie bez rąk", zostaje przedstawiona w formie lalkowej, przy użyciu pacynek. Byłam zaskoczona doborem akurat tych form, w tak współczesnej sztuce, ale zaskoczona bardzo mile. Zwłaszcza, że podczas trwania etiudy, chciałam wyrwać się z fotela i zawołać: „Nareszcie!". Nieczęsto spotyka się w sztukach lalkarskich tak doskonałą animację form, od stworzonej spójnej kreacji, po każdy, nawet najmniejszy ruch lalki. Może same formy nie budzą takiego podziwu jak np. olbrzymie lalki autorstwa Janni Younge, czy niesamowicie plastyczne formy Dudy Paivy. Przeciwnie: to klasyczne, proste pacynki. Jednakże, dzięki olbrzymiemu kunsztowi aktorów którzy animują w sposób doskonały, a także humorowi towarzyszącemu kłócącym się, rozmawiającym czy właśnie żartującym postaciom, historia niesamowicie wciąga. Sama byłam świadkiem jak najmłodsi z widowni aż pochylali się w kierunku sceny, żeby lalki były jeszcze lepiej widoczne. To dla mnie ogromne pocieszenie, że mimo coraz bardziej zaawansowanej technologii czy coraz częściej spotykanych widowiskowych projekcji w teatrach, dobrze zaanimowane lalki nadal interesują i przyciągają uwagę dzieci. (A dla spragnionych bardziej niecodziennych form: bez obaw, wystarczy poczekać na drugi akt, więcej: nie zdradzę!)

Zresztą, pochylenie się twórców nad najmłodszymi z widzów, jest widoczne przez cały spektakl: wykonano sporo zabiegów, dzięki którym parolatki będą w stanie nie tylko podążać za historią, ale także brać w niej czynny udział. Występuje bezpośredni zwrot do publiczności, moment w którym dzieci mogą zgłaszać się, wstawać, wołać aktora (doskonale dialogującego z nimi Krystiana Wieczyńskiego). Podobne odczucia miałam w scenie, w którym drwal chowa się przed Diabłem: może dla dorosłego widza jest troszkę zbyt naiwna, wszak diabeł musiałby mieć zawiązane oczy, żeby nie dostrzec chłopca, ale dzieci przyjmowały ja fantastycznie, rzeczywiście przestraszone możliwością przyłapania i wierzące w skuteczność kryjówki. Takie elementy między innymi sprawiły, ze trwający niemalże półtorej godziny spektakl, nie okazał się być dla najmłodszych nużący.
Oczywiście, wspominając o dzieciach, nie mam absolutnie na myśli, że dorosły się wynudzi, przeciwnie. Dawno nie widziałam spektaklu z taką ilością żartów, przekomarzań czy kontekstów, które zdecydowanie kierowane były do starszych odbiorców. Dzięki temu spektakl nabierał lekkości, coraz silniej zarysowywała się konwencja, a całość oglądało się przyjemniej.

Chciałabym zwrócić także uwagę na to, że aż trzech aktorów grających w spektaklu to osoby początkujące na swojej teatralnej drodze: Magdalena Bednarek, Magdalena Gładysiewicz oraz Kamil Kowalski. Warto zaznaczyć, że każdy z nich stworzył ciekawą, zabawną i interesującą kreację, a reżyser w doskonały sposób wykorzystał wdzięk, energię i urok młodych twórców. Widać, że teatr jest gotowy na podejmowanie nowych współprac, dając początkującym aktorom możliwość współpracy i rozwoju, nie skupiając się jedynie na aktorach etatowych, ale przeciwnie: chętnie zapraszając na tak zwane „gościny".

„Co u diabła" to spektakl na który bez wątpliwości wybrałabym się ponownie. Duża doza improwizacji, żartów, lekkości twórców sprawia, że jest świetną pozycją nie tylko dla dzieci, ale także dla starszych. W końcu komu z nas nie robi się cieplej na sercu po usłyszeniu słów: „Nieważne co Ci się przytrafi, ważne co z tym zrobisz"?

Katarzyna Pilewska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
29 stycznia 2022
Portrety
Michał Derlatka

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...