Co jest u źródeł? Pestka 2023 – cz. 1

Pestka 2023 - XIV Międzynarodowy Festiwal Teatrów i Kultury Awangardowej w Jeleniej Górze

Źródło jest czymś nieuświadomionym, ale w nas obecnym. Wszystko ma swoją ciągłość, przeobraża się. Jednak warto wiedzieć, dlaczego teraz tak, a nie inaczej wygląda. Teatr – skąd się bierze i jaki jest dziś? O czym opowiada, do czego sięga? O tym była tegoroczna Pestka, czyli XIV Międzynarodowy Festiwal Teatrów i Kultury Awangardowej w Jeleniej Górze.

28.04.2023, piątek

Meandrowanie teatru
"Nad Niemnem", reż. Seb Majewski, Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu
W tym roku Pestka zaczęła się wymagająco. Spektakl w reżyserii Seba Majewskiego to była nieprawdopodobnie długa, snująca się leniwie i meandrująca jak rzeka impresja teatralna. Po lewej stronie sceny widzieliśmy wielkie kształty w stylu "Abakanów" (2 największe wisiały nad sceną). Kojarzyły się z wielkimi grudami ziemi, które nie tylko konstruowały przestrzeń, ale w pewnym momencie przygniatały osoby, jakby ta ziemia przestawała być przyjazna. Trzeba było wciąż się z nią. Po prawej pojawiało się z czasem coraz więcej krzeseł z epoki. Na nich zasiadali bohaterowie - z "Nad Niemnem" właśnie. Toczyli niekończące się rozmowy, spierali się, opowiadali historie i mówili o swoich uczuciach. Klamrą spinającą całość miała być postać Aliny Obidniak. Legendarną dyrektorkę Teatru im. C. K. Norwida w Jeleniej Górze grała Małgorzata Osiej-Gadzina, jednak w jej wykonaniu Obidniak miała nerwowość i nadpobudliwość... Krystiana Lupy. Jakkolwiek widziałam tylko spektakle w jego reżyserii, to wyobrażam sobie, że tak mogą wyglądać próby. Bo ten spektakl miał w sobie coś z roboczego charakteru prób i poszukiwań. Mieliśmy co rusz wtrącenia autotematyczne, komentarze na granicy prywatności aktorów, mnóstwo chaosu, mnogość wątków, neurotyczne monologi. Postaci ginęły w półmroku, co jakiś czas rozświetlanym oślepiającymi żarówkami żyrandoli. Niezwykłą postacią była Marta, wyróżniał się także Norwid/Zygmunt August w żółtej marynarce. Oglądało się to trochę jak dziwny sen wariata. Sceniczna iluzja kończyła się niespodziewanie, pozostawiając widza w zdumieniu i uldze.

Elektroniczny vibe
"Uglydub" - koncert
Ten dzień zakończył się berlińską lekcją z muzyki elektronicznej. Klubem Kwadrat wstrząsały potężne wibracje, generowane przez duet muzyków z Uglydub. Blask kolorowych wizualizacji hipnotyzował, a uderzenia perkusji, połączone z elektroniką i skrzypcami wprawiały w przyjemny trans. Widać było, że ta muzyka płynie z wnętrza artystów, którzy w przepiękny sposób bawią się tym twórczym hałasem, układającym się w wielopoziomowe, rozbudowane konstrukcje muzyczne. Pierwszy dzień teatralnie i muzycznie narobił apetytu na kolejne spotkania ze sztuką teatru i nie tylko.

29.04.2023, sobota

Syn, czyli ludowość
"Syn", reż. zespołowa, Grupa Wolność
Spektakl poprzedza krótki, filmowy wstęp - preludium oglądamy jeszcze przed wejściem do sali. To nagrana w starej chacie opowieść, którą snuje... Marionetka mężczyzny. Praktycznie realnych rozmiarów. Jej słuchaczami są żywi ludzie - młodzi mężczyźni. Forma wiejskiej gawędy będzie utrzymywała się do końca. Kiedy wchodzimy na widownię, na scenie uwijają się mężczyźni, których widzieliśmy przed chwilą na filmie. Na scenie widać ostatnie przygotowania. Po dłuższej chwili światło gaśnie i zostajemy zabrani do magicznego świata lalek. Historia podmienionego (ale czy na pewno?) dziecka opowiedziana jest za pomocą drewnianego stołu, folii spożywczej, mąki oraz światła głównie dwóch stołowych lampek. W tym wszystkim trójka ubranych na czarno aktorów animuje białe lalki, głównie marionetki (na pająka i jaszczurkę patrzymy z otwartymi szeroko oczami!). Grają także w żywym planie. Całość jest wykonana niezwykle pomysłowo i urzeka przy tym humorystycznym podejściem do tematu. Jednocześnie ma w sobie niezwykłą prostotę i symboliczność - "Syn" przypomina w formie i treści Teatr Mumerus z Krakowa, który do stworzenia scenicznego świata także używa rzeczy codziennego użytku, a historie czerpie często z podań ludowych. Grupa Wolność ma jeszcze jeden podobny element: muzykę na żywo. Michał Górczyński na klarnecie kontrabasowym oraz flecie wyczynia muzyczne cuda! W tej opowieści lalki zyskują własne głosy, a widzom nieustannie pracuje wyobraźnia, gonią myśli: czy w dzisiejszym świecie inność nadal w umysłach niektórych jawi się jako wynik złego uroku? Czy wszystko, czego nie rozumiemy i nie potrafimy przyjąć powinniśmy zwalczać bez zastanowienia? Na koniec spektaklu twórcy wykonują skrót: od ludowych źródeł z impetem wpadają we współczesność. Uniwersalizm tej historii szokuje i długo pozostawia widza pod jej urokiem.

Uwięzieni
"Oubliette", reż. Karol Miękinia, Teatr Nowy Proxima w Krakowie
W snopie światła pojawia się czterech młodych mężczyzn. Po chwili ubierają się w takie same kombinezony, koloru khaki. Zostali mniej lub bardziej przypadkowo gdzieś w umieszczeni. Ich światem staje się zadymiona przestrzeń, ograniczona z czterech stron przez oświetlone reflektorami stoły z dziwną maszynerią. Zanim wszystko się zacznie scenę rozświetla czarno-biały "szum" zakłóceń na ekranie, który gaśnie wraz z rozpoczęciem spektaklu. Przy jednym ze stanowisk widać antenę - jakby ich praca miała polegać na znalezieniu obrazu, uzyskaniu czystości przekazu. Co najważniejsze jednak - mamy przed sobą czwórkę tancerzy, którzy wszystkie swoje skumulowane emocje będą wyrażać w poetyckim ruchu do świetnie dobranej muzyki. Fantastyczna jest obrazowość tego widowiska. Najlepsze rezultaty bohaterowie osiągają, kiedy działają wspólnie. Wtedy mogą nawet w razie czego uratować jednego z nich, jednocześnie przez metaforyczny przekaz filmowy dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Przy tej okazji szybko okaże się, że indywidualność nie jest mile widziana - należy się podporządkować. Nie ma ucieczki od kieratu, w który zostaje się wtłoczonym. "Oubliette" Teatru Nowego Proxima ma klimat "Roku 1984" George'a Orwella. Bezwzględny system ma charakter więzienia, mówi o nieustannym przymusie robienia konkretnych rzeczy. Kara powtarzalności może prowadzić do szaleństwa. Iluzoryczny cel jest nikłą nadzieją: mężczyźni stają w pewnym momencie nad swego rodzaju studnią, której bije żółte światło. Od razu przychodzi na myśl herbertowska ironia o pracy "po złote runo nicości/ twoją ostatnią nagrodę".

Stereotyp wraca
"Karma", reż. Michał Misza Czorny, Monika Szydłowiecka, Teatr Od Ruchu
Scena skąpana jest w różowym świetle. Na początku widzimy trzy młode kobiety, ubrane w sportowe stroje. Wyglądają, jakby zaraz miały rozpocząć zajęcia z jogi. Jedną z nich nawet zapowiada taką aktywność. Za kilka chwil usłyszymy nowoczesną, rytmiczną muzykę, która (z małymi przerwami) będzie towarzyszyć do końca spektaklu. Oprócz nich na scenie pojawi się trójka młodych mężczyzn, również ubranych w stroje do ćwiczeń. Cała szóstka okaże się tancerzami, którzy ruchem będą przetwarzać rzeczywistość. Scena będzie pusta, zmieni się jedynie światło. Ich dialogi będą dotyczyły ścierania się dwóch światów: kobiet i mężczyzn. Mocno zaznaczona będzie świadomość stereotypów, a przy tym pewna niemożność wyjścia poza nie. Świadczą o tym nawet ich stroje: kobiety ubrane są na różowo, mężczyźni na niebiesko. Światło będzie kolorystycznie współgrało z tym, która grupa będzie akurat na scenie. Spektakl "Karma" Teatru Od Ruchu pokazuje, że mimo wszystko trzeba współistnieć. Niezależnie od tego, co do nas wraca, czym nasiąkamy od najmłodszych lat. Nie uciekniemy od siebie. Brakuje tu jednak metafory, nieco uderza dosłowność. Rzeczy są wyartykułowane i wytańczone. Taniec i refleksja - przypomina to spektakle Teatru Rozbark, który buduje na scenie narrację ze słów oraz działań ruchowych. Jednak tam więcej jest metafor, niedopowiedzeń. Teatr Od Ruchu nie pozostawił marginesu, wszystko "podał na tacy". Wielkie brawa jednak dla ich kondycji i precyzji wykonania skomplikowanych układów (także na rolkach!), które przez większość spektaklu angażowały do układów kilka osób, a przy tym - wypowiadania tekstów. Może właśnie o to chodziło - pokażemy to, co wiemy (a może i wy też?), a potem zostawimy was z tym, żebyście myśleli, co można z tym zrobić?

Warto na koniec zaznaczyć jedną rzecz - 29 kwietnia to Międzynarodowy Dzień Tańca i zarówno "Oubliette" jak i "Karma" wpisały się w niego znakomicie!

Transowo
"Subact" – koncert
Ciężkie, elektroniczne brzmienia zabierały w inne światy. Cały klub drżał, za plecami muzyków było widać nienachalne wizualizacje. Muzyka, przy której można ułożyć sobie w głowie emocje z całego dnia.

30.04.2023, niedziela

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie
"Texas Jim", reż. Krzysztof Dracz, Akademia Sztuk Teatralnych w Krakowie, filia we Wrocławiu
Westernowy spektakl o charakterze kabaretowym. Od pierwszych minut jazda bez trzymanki. Totalna zabawa konwencją przy niezwykłej energii, płynącej ze sceny. "Texas Jim" w reż. Krzysztofa Dracza to prosta opowieść o wymierzaniu sprawiedliwości przez... jedynego sprawiedliwego – tytułowego bohatera. Który od pierwszych minut nieco wymyka się stereotypowym wyobrażeniom, bo nie pije alkoholu i mówi bardzo cicho, ale jak deus ex machina - pojawia się znikąd (wchodzi z zewnątrz teatru). Najważniejsza jednak jest tu radość tworzenia, kreacje aktorskie oraz widoczna praca zespołowa. Mamy tu świetne kostiumy, muzykę oraz minimalistyczną scenografię: długi stół może nagle zamienić się w totem! Mimo wszystko dobro zwycięża, a Texas Jim zostaje bohaterem na miarę kreskówkowego Lucky Lucke'a. W tym spektaklu studenci Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, filii we Wrocławiu zostali postawieni przed nowym dla nich wyzwaniem i sami przekonali się, że granie komedii nie zawsze jest łatwe. Jednak dzięki nim na półtorej godziny zostaliśmy zabrani do surowego, choć niezwykle komicznego w wykonaniu młodych aktorów, świata kowbojów, Indian (wielkie brawa dla indiańskiego "tłumacza"!!) i bezwzględnych kobiet. Po tej dynamicznej, zaskakującej pomysłowością wykonania opowieści brzuchy bolały ze śmiechu przez całą podróż "pestkobusem" na kolejny spektakl.

Filary istnienia
"Four more", reż. Marcin Herich, Teatr A Part
Na scenie Teatru Zdrojowego im. Bogdana Nauki czwórka kobiet szykuje się do występu. Zarysy ich postaci są ledwo widoczne w słabym świetle. Wiemy jedynie, że mają na sobie spódniczki baletnic. Kiedy światło zapali się zobaczymy, że każda z nich ma pomalowaną twarz, a spódniczki są ich jedynym kostiumem. Mają spięte włosy, ich twarze są pobielone z podkreślonymi na czarno ustami i oczami. Pod horyzontem widzimy cztery jasne, metalowe prostokąty. Za nimi kobiety znikną na chwilę, żeby wrócić na scenę nagie, nieumalowane - ubrane tylko we własne emocje oraz światło. "Four more" Teatru A Part to poetycka opowieść bez słów. Na scenie widzimy siostrzeństwo, wspólnotę, siłę kobiet, ale zdarzy się też zazdrość i rywalizacja. Swoim całkowitym odarciem z kostiumu zdają się oswajać nagość. Przypominają mi w tym działalność fotografki Zofii Lenczewskiej-Samotyj, która wykonuje sesje nagich ludzi w naturze, pokazując ich jednocześnie w bardzo czuły sposób. Bohaterki spektaklu wiedzą, że widzimy każdy niuans ich indywidualnej urody. Mówią o kobiecym brzuchu jako początku istnienia oraz ciele, które wszystko w sobie zapisuje. W pięknych obrazach przy akompaniamencie muzyki dziwią, kuszą, przerażają, fascynują. Widzimy zarówno piękno i radość, jak i cierpienie czy uwięzienie (we własnym losie, ciele). Niosą światło i same się nim jakby stają. Każda z nich może być damą z (martwym!) gronostajem, matką diabła, ale we czwórkę kojarzą się trochę z kariatydami jako filarami. Podporami istnienia większej konstrukcji świata.

Zauważyć zanikanie
"Spis kobiet", reż. zespołowa, Kolektyw Polka
Czy na co dzień zastanawiamy się nad pracą, jaką wykonujemy? Jak ona na nas wpływa? I co stałoby się, gdyby nagle jej zabrakło? Takie refleksje przychodzą do głowy podczas oglądania "Spisu kobiet" Kolektywu Polka. Forma teatru dokumentalnego sprawia, że cztery bohaterki częściowo mówią głosami osób, z którymi rozmawiały na potrzeby spektaklu. Na scenie rozsypane są reklamówki. Zawieszone są też cztery kraty, na których zobaczymy małą ekspozycję, złożoną przede wszystkim właśnie z tych uprzątanych stopniowo reklamówek. Sprzątanie i przygotowywanie przestrzeni na nowe to główny temat spektaklu. Usłyszymy opowieści kobiet pracujących, dla których zagrożeniem jest plan wybudowania galerii handlowej. Na scenie będzie trochę teatru, ale też część prywatności aktorek: najbardziej naturalne i wiarygodne będą momenty "wyjścia z ról". Część z wypowiadanych przez nie kwestii jest improwizowana. Zobaczymy nawet szkolenie motywacyjne: próbę przygotowania do nowej roli - prowadzenia drogiego butiku. Twórczynie spektaklu stworzyły go na podstawie rozmów z kobietami, które pracują na jednej ulicy w Lublinie, m.in. na zanikającym powoli targowisku. Dzięki nim mamy świadectwo pamięci, ale też pretekst do zadania sobie pytań na temat zmian wokół nas. Nawet tych najmniejszych: procesów znikania tego, co kiedyś było zwykłą częścią krajobrazu miasta.

Melodia i elektronika
"Komfortrauschen" – koncert
Gitara i bas przepuszczone przez efekty. Do tego tło z elektroniki – niby techno, ale jednak melodyjne, z gitarowym „zaśpiewem". Z małej sceny Klubu Kwadrat płynie niesamowita energia.

Ciąg dalszy nastąpi.

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
11 maja 2023

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...