Co Szekspir mówi nam o świecie

XVII Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Bez teatralnych sław z zagranicy, bo nie pozwolił na to w tym roku okrojony budżet. A jednak 17. Festiwal Szekspirowski pokazał, że i bez gwiazd firmament potrafi być ciekawy.

Tych kilka najwartościowszych przedstawień ułożyło się w konstelację, prezentującą, w jak różny - ale i podobny - sposób można poprzez dramaty Szekspira patrzeć na historię.Historia była bohaterką "Titusa Andronicusa" (na zdjęciu) w reżyserii Jana Klaty (wspólna produkcja wrocławskiego Teatru Polskiego oraz drezdeńskiego Staatschauspiel), spektaklu "Anatomia Tytusa Fall of Rome", wyreżyserowanego przez Wojtka Klemma w krakowskim Teatrze Starym oraz sztuki Agaty Dudy-Gracz "Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko", spektaklu krakowskiego Teatru im. Słowackiego.

U Klaty historia ma swoje określone "tu i teraz". Jesteśmy w zjednoczonej Europie, w której Rzymian z dramatu Szekspira zastąpili Niemcy, a barbarzyńskich Gotów - Polacy. Niemcy noszą wprawdzie t-shirty z ikonicznymi obrazkami z września 1939 r. (np. płonącego Zamku Królewskiego), ale łatwo dają się "podbić" kulturze Gotów, którzy pojawiają się na scenie jak jakaś knajpiana rockowa kapela, z królową Tamorą tańczącą nie na rurze, tylko na gigantycznej kostce lodu. Muzyka tworzy w tym przedstawienie historie samą w sobie, aż po końcowe sceny, w których okazuje się, że wnętrze scenografii to gigantyczna koncertowa ściana z otworami na głośniki kolumn. Finał sztuki to nie tylko drwiąca prognoza, czym skończy się pozorne polsko-niemieckie zbratanie, gdy już Polacy-Goci nie będą dłużej potrzebni i trzeba im będzie powrócić na ich dzikie stepy. To także, słabo zresztą czytelny, obraz ciągu dalszego tej historii. Końcowy obraz upozowanego na antyczną rzeźbę aktora, pożerającego żywcem dziecko Aarona, najbardziej odrażającej postaci tej sztuki, był równie niejednoznaczny, co złowróżbny. Czy zło znów połączy się z siłą? W spektaklu Wojciecha Klemma wszystkie wydarzenia rozgrywają się w przestrzeni, która mogła się kojarzyć z wnętrzem jakiegoś atomowego schronu, symbolu potęgi nieokreślonego imperium. W finale betonowe mury okazują się zrobione z tektury, która odpada, kawałek po kawałku, odsłaniając aluminiowy stelaż. Tak to kolejne imperium rozpada się w gruzy... Na tym rumowisku dawni kaci stają się ofiarami - synowie królowej Tamory, którzy dopuścili się tortur i gwałtów na Rzymiance Lawinii, pojawiają się w finale w tej samej różowej sukience, jaką nosiła ich ofiara. Koło historii zamyka się i rozpoczyna kolejny obrót.

Historia kołem się toczy także w oryginalnym autorskim przedstawieniu Agaty Dudy-Gracz. Z Szekspirowskiego "Troilusa i Kresydy" Duda-Gracz wzięła tylko zasadniczą myśl -zdegradowania bohaterów Homera do poziomu kłótliwej bandy narcystycznych kabotynów. U Dudy-Gracz efekt groteski jest jeszcze bardziej dosadny. Trojanie są u niej pompatycznie patetyczni, Grecy skapcaniali i rozmemłani. Ale to, co przychodzi po nich, jest w jeszcze gorszym gatunku. A jak junior, syn bohatera spod Troi, jest już tylko głupkowatym pyszałkiem, a przygruchane przez niego dziewczę - idiotką, myślowo uformowaną przez pomponika.pl. Historia kołem się toczy, ale osuwa się przy tym w coraz większą bylejakość, infantylność, głupotę. Skądś to znamy?

W sztuce Agaty Dudy-Gracz można się też było dosłuchać aluzji do współczesnego teatru, który nie potrafi być już sensownie "tradycyjny", ale - od drugiej strony - w swoim eksperymentatorstwie przekracza kolejne poziomy hucpy. Te dwa teatralne bieguny można było też obejrzeć na festiwalu. Monodram "Rereading Shakespeare" Emila Boroghina był hołdem dla piękna Szekspirowskich tekstów, ale hołdem cokolwiek anachronicznym. Od drugiej strony sztuka "Na końcu łańcucha" Mateusza Pacuły (Teatr im. Osterwy z Lublina) była, skądinąd pouczającym, przykładem teatru, który, udając, że trawestuje Szekspira, w istocie zasłania nim tylko swoją wstydliwą miałkość.

A pośrodku tego zdarzyły się rozmaitej wartości spektakle, z piękną kodą, powrotem do rudymentów, samych źródeł teatru, w choreograficzno-muzycznym spektaklu "Pieśni Leara" Teatru Pieśni Kozła. Przy skromnym budżecie udało się skroić festiwal, który sporo powiedział o świecie, w jakim żyjemy, i teatrze, który o nim opowiada. Wypadło skromniej, ale godnie.

Jarosław Zalesinski
POLSKA Dziennik Bałtycki
9 sierpnia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia