Conchita sprzed dwustu lat

"Pastrana" - reż. Maria Żynel - Teatr Animacji w Poznaniu

Zmarła w 1860 roku, pochowana dopiero w 2013. Kobieta - dziwo, kobieta - małpa, atrakcja pokazów i wystaw osobliwości. Dlaczego tak długo zwlekano z pogrzebem Julii Pastrany? Pewnie z tego samego powodu, z jakiego tak chętnie przyglądano się jej za życia.

Tuż po urodzeniu okazało się, że całe ciało Julii pokryte jest włosami, jak u zwierzęcia. Matka ją porzuciła, znalezione dziecko oddano do sierocińca w Culiacan. Była atrakcją domu meksykańskiego gubernatora, po kilku latach przyciągała widzów w Stanach Zjednoczonych, aż w końcu trafiła, a właściwie została zakupiona do trupy Theodore'a Lenta.

Na scenie poznańskiego Teatru Animacji Pastrana (Julianna Dorosz) w pierwszych scenach stoi nieruchomo, jak wypchana kukła, jak figurka na pozytywce. Dopiero po chwili ożywa: wykonuje kilka kanciastych ruchów, śpiewa o sobie pieśń. W spektaklu, który Maria Żynel wyreżyserowała na podstawie sztuki Maliny Prześlugi, bohaterkę obejrzymy w kilku planach. Będą sceny z jej biografii, przygotowania do pogrzebu w naszych czasach a także komentarz pozaczasowy: dialogi Pastrany i postaci nazwanej Pudlem (Marcel Górnicki) niejako z zaświatów.

Dziewiętnastowieczna Pastrana śpiewa. Kontrast między jej zwierzęcym wyglądem i anielskim głosem robi może największe wrażenie w cyrkowym widowisku dziwadeł, w którym występuje. Jej główną konkurentką w zespole freak show jest kobieta z trzema piersiami, Rosa Trzy Cycki (Sylwia Koronczewska-Cyris). Zgorzkniała czeka na księcia, który ją wyrwie z cyrku, marzy o ucieczce do ludzi. Z Julią rywalizuje przede wszystkim o serce Theodore'a (Artur Romański), szefa trupy, który nie tylko zarabia na osobliwościach, ale też się w nich i z nimi kocha. Julia w jasnej sukience, w gorsecie, z kolczykami, kobiecą, drobną figurą, stara się być przykładną, troskliwą żoną. Bezgranicznie naiwna uznaje swoją sytuację za raj. Świata zewnętrznego się boi. I nie rozumie Rosy, gdy ta na pytanie, czemu prowokuje ludzi, odpowiada: "żeby im nie było za wygodnie".

Równocześnie patrzymy na Julię Pastranę oczami ludzi z 2013 roku przygotowujący ją do pochówku. Jest badanie zwłok (konieczne: przez lata zastanawiano się, czy na pewno była człowiekiem), jest pośmiertny makijaż. Kobieta wzbudza politowanie, wszyscy robią sobie z nią selfie. Czy wzbudziłaby także nienawiść? W XIX wieku występowała, czy może lepszym określeniem byłoby: była pokazywana w Warszawie. Gdy wspomnieć niedawne reakcje na występ Conchity Wurst w konkursie Eurowizji, można przypuszczać, że dziś przed jej namiotem stanąłby kibolski protest i krucjata z egzorcystą.

Ale teatr nie stawia problemu na ostrzu noża, choćby tak, jak w serialu "Carnivale", toczącym się na dzikiej prowincji, gdzie ludzkie dziwadła budziły strach, niepokój. W ich niezrozumiałych figurach widziano magię, siły nieczyste. W poznańskiej "Pastranie" owszem mówi się, że Julia została poczęta z niedźwiedziem bądź szatanem. Ale nie budzi to agresji. Zaczepne teksty kierowane wprost do publiczności przez krążącego wśród widzów Theodore'a z wypchaną twarzą Julii nie robią wrażenia, a prowokująca swą cielesnością Rosa budzi konsternację tylko nastolatków. Możliwą współczesną ostrość niweluje też plastyczna strona spektaklu. Zgaszone barwy, typ lalek, rekwizytów, doklejanych bród sprawia wrażenie, jakby wszystko zostało wyciągnięte z zakurzonych magazynów.

Jednak przy całym braku wyrazistości poznańska "Pastrana" to warta obejrzenia propozycja. Przy dzisiejszych rozszalałych podziałach społecznych, problemie z akceptacją inności, agresji wobec osób o jedynie ciemniejszym kolorze skóry, niezwykle ważny jest przekaz, że inność jest stałą cechą świata, czymś co było i będzie zawsze. I nie ona, tylko sposób reakcji na nią jest testem człowieczeństwa.

Izabela Szymańska
e-teatr.pl
13 stycznia 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia