Conrad, spotkanie dotkliwe (3)

Rozmowa z Ingmarem Villqistem

To są kameralne sztuki i muszę mieć nad tym pieczę i nad tym panować. Jeżeli wyjdzie cokolwiek źle to po prostu wolę mieć pretensje do siebie, niż do kogoś innego. To ma być też nauka na przyszłość. Dużo mnie kosztowało, aby utrzymać się przez tak długi czas i być aktywnym w teatrze . Teraz trzeba być czujnym i uważać żeby się nie rozmienić na drobne, nie odcinać kuponów, nie stać niezrozumiałym dziwolągiem, pseudo-młodzieńcem. A trzeba zachować swoją inność i być roztropnym...

Jaki sposób znalazł pan na Conrada?

Zacząłem od biografii. Wielce pomocna okazała się książka Zdzisława Najdera i niezwykłe przypisy, i potężna bibliografia. To jest bezcenne dzieło dla każdego, kto chce poznać życie pisarza. Jednak im dłużej się w to wgryzałem, tym mniej o nim wiedziałem, czy inaczej, mniej rozumiałem jego motywację. Ważnym momentem było dotarcie do jego korespondencji. Cały czas towarzyszyła mi myśl: co wybrać z tego, co pokazać na scenie. Czy płynący statek i tęskne spojrzenie? To przecież nie miało sensu. Na czym Polak może skupić swoją uwagę...

...i czym widza można zainteresować?

Dokładnie. Myślałem: Conrad był Polakiem, to będzie mówić po polsku, ale nie ze statku, nie z innego kontynentu, ale właśnie przyjedzie do Polski. Doszedłem do tego, że pokażę krótki czas jego pobytu w Zakopanem. Ma przyjechać (pechowo) w dniu wybuchu I wojny światowej z żoną i dziećmi. Postanowiłem pokazać, jak mógł on spędzić ten czas i również zetknąć go z takimi postaciami, które pozwolą Conradowi na przedstawienie swoich poglądów związanych z etyką, moralnością, polityką. To miało pomóc go poznać, przedstawić jako...

... człowieka z krwi i kości?

Tak, ponieważ chciałem powiedzieć także, kim po prostu był. I zdałem sobie sprawę, że chcąc osiągnąć ten cel muszę przeprowadzić przez scenariusz nić dydaktyki. Po prostu przedstawić pewne fakty, zdarzenia i postaci. Współczesny widz w ogóle mało czyta, nie wyłapuje smaczków literackich, kontekstów, symboli. Tutaj już nie ma takiego smakowania spektaklu, jak było na przykład u Lupy. Wiedza z zakresu literatury pozwalała na dostrzeżenie pewnych kolorów, zapachów, subtelności. Ta dydaktyka musiała w spektaklu zaistnieć. Pomyślałem o tłumaczce Conrada, Anieli Zagórskiej, że to stworzona na jej wzór postać zakochanej, trochę szalonej studentki, będzie pewnego rodzaju przewodnikiem. To ona musi wziąć na swoje barki poprowadzenie tej historii. Inaczej wyjdzie z tego banał w kostiumach. Wyjątkowe są monologi Conrada wyjęte z listów o Polsce, czym jest ona dla niego i jak się czuje jako Polak.

Czy pan pisał ten dramat myśląc o obsadzie?

Nie. Dopiero po napisaniu dobierałem aktorów do ról. Działo się to w lipcu, sierpniu. Wtedy zacząłem myśleć o obsadzie. Wiedziałem, że Conrada musi zagrać aktor, którego znam i któremu ufam. Bo to on będzie musiał intelektualnie przeprowadzić spektakl. Od początku do końca. Artur Święs był kandydatem idealnym, kończył filologię polską, wiedział dokładnie w jakiej materii się porusza.. On i Ewa Kutynia są aktorami, z którymi często pracuję.

Jak wyglądała praca nad spektaklem z aktorami?

Uprzejmie proszę, żeby moi aktorzy zrobili to, o co ich proszę. Albo to potrafią, albo nie.

Woli pan żeby aktor się nie...

...odzywał. Robił to, o co uprzejmie poproszę. Nie zadawał pytań i najlepiej żeby w ogóle na mnie nie patrzył.

Zrobienie ponad 60. spektakli daje duże doświadczenie, również w pracy z aktorem. Jednak czy spotkał się pan kiedyś z oporem ze strony aktorów?

Spotkałem. Ale mnie to nie obchodzi. Spektakl to odpowiedzialność. Dla nich to jest zagranie w kolejnym spektaklu i może się uda, może się nie uda. Najwyżej się otrząsną i tyle. Natomiast ja realizując własne teksty mam na sobie podwójną odpowiedzialność. Jest to ważne szczególnie dziś, kiedy każda porażka powoduje pewne zachwianie drogi zawodowej. Problemem staje się wtedy nadwerężone zaufanie i ze strony dyrektora, ale też względem samego siebie, swoich możliwości. Ja bardzo szanuję wszystkich aktorów, artystów, ale ten mój świat jest mój i tylko mój.

Czy zawsze pan brał pełną odpowiedzialność za spektakl? Co ze scenografią, światłami, muzyką?

Zawsze tak robiłem. Scenografia, opracowanie dźwiękowe, kostiumów oczywiście sam nie uszyję, ale pokazuję reprodukcje, zdjęcia, wskażę na to, czego dokładnie chcę. To są kameralne sztuki i muszę mieć nad tym pieczę i nad tym panować. Jeżeli wyjdzie cokolwiek źle to po prostu wolę mieć pretensje do siebie, niż do kogoś innego. To ma być też nauka na przyszłość. Dużo mnie kosztowało, aby utrzymać się przez tak długi czas i być aktywnym w teatrze . Teraz trzeba być czujnym i uważać żeby się nie rozmienić na drobne, nie odcinać kuponów, nie stać niezrozumiałym dziwolągiem, pseudo-młodzieńcem. A trzeba zachować swoją inność i być roztropnym, i...

...odpornym?

Mógłbym o tym napisać potężną rozprawę. I poradnik.

Dochodzi jeszcze problem presji bycia lepszym, niż przy poprzednim spektaklu.

Jest coraz trudniej. Szczególny problem stanowi także widownia. Czuję presję widza. Chcę żeby on wiedział, rozumiał, co chcę przekazać na scenie. Mimo iż piszę dość trudne sztuki, staram się, żeby przekaz jednak był jasny.

Przykładem może być sposób zrobienia II aktu z przymrużeniem oka.

Na początek dałem małą próbkę z Tajfunu tego, jak przedstawia się i interpretuje Conrada. Jest morze, statek, powracający syn, którego ojciec nie poznaje, również i dziewczyna, która się zakochuje. Wszystko zapętlone. A z drugiej strony wydaje się to takie proste do rozwiązania. I to prezentowane jest w klimacie amerykańskiego teatru lat 50. Sposób grania, oświetlenia. W końcu wracamy do Conrada, który spotyka zakopiańskiego misia. Cierpią na tę samą chorobę: kostiumu i niezrozumienia.

Czy spektakl jest dziełem wieńczącym proces poznawania Conrada? Czy powiedziałby pan, że go zna? A nawet – zna go dobrze?

Raczej troszkę. Jest jeszcze wiele rzeczy, których chciałbym się dowiedzieć, ale pewnie nigdy się nie dowiem.

Na przykład?

Jaki był jego stosunek do kobiet. Co tak naprawdę czuł i myślał? Być może odpowiedź tkwi gdzieś w powieściach, do których chcę wrócić? W każdym razie, postać tego artysty pozostaje dla mnie ogromną tajemnicą. Dużo wiem o nim czystych faktów, coś o motywacji...

Jaka jest teraz pozycja Conrada w pana rankingu pisarzy? Kto stanowi dla niego konkurencję?

Odwróciłbym to pytanie i zapytał: z kim Conrad może konkurować? Praca nad dramatem była dotkliwym spotkaniem w sferze wyobrażeniowej, wielkiego pisarza i artysty, z takim twórcą jak ja. Było to spotkanie pisarza z dramatopisarzem, dosyć dotkliwe emocjonalnie. Zapłaciłem za to wysoką cenę.

Czy może to wynikać z jakichś ujawniających się kompleksów?

Jeżeli wchodzimy w świat innego artysty to przekraczamy pewną granicę. Wchodzimy w miejsce zarezerwowane tylko dla niego przez dzieła. Więcej nie będę tworzyć dramatu o pisarzu. Dotkliwie trudne było szczególnie to, że mimo wielu prób i wysiłków nie mogłem poznać tego człowieka.

Z drugiej strony rynek wydawniczy wskazuje na wielkie zainteresowanie biografiami. Prowadzone śledztwa biograficzne na przykład w przypadku Prusa wydają się zajęciem karkołomnym i czy potrzebnym?

Potrzebnym, tak. Ważne jest przypominanie o takich twórcach. Przez jego losy, podane w przystępnej formie, pokazanie strony towarzyskiej, anegdotycznej przybliża się samą jego historię. Ale też i taki czytelnik może sięgnie po książkę Prusa. To są niezwykle ważne działania. A Conrad... mam wrażenie, że on mi się wciąż przygląda. Nie wiem, czy byłby zadowolony z tego spektaklu.

___

Ingmar Villqist – urodzony w 1960 w Chorzowie, polski dramatopisarz, reżyser i wykładowca akademicki, z wykształcenia historyk sztuki. Jego dramaty są wystawiane na wielu scenach polskich i zagranicznych. Przetłumaczono je na wiele języków. Jest jednym z najchętniej wystawianych polskich dramaturgów w Europie i na świecie.

___

Pierwsza strona ->

Agnieszka Markowska , Ryszard Klimczak
Dziennik Teatralny
17 marca 2018
Portrety
Ingmar Villqist

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...