Coś więcej niż lalka

7. Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich

„Śmierć nie jest największą stratą w życiu. Największą stratą jest to, co umiera w nas, kiedy żyjemy". Te słowa amerykańskiego dziennikarza, krytyka i pisarza, Normana Cousinsa zainspirowały Laurę Elands, studentkę Królewskiej Centralnej Szkoły Mowy i Dramatu w Londynie, do stworzenia krótkiej wariacji na temat śmierci, przemijania i towarzyszącej im depresji.

„Post mortem" nie jest jednak przedstawieniem przygnębiającym, przeważa w nim nastrój mrocznego niepokoju, ale i niezrozumienia. Elands za pomocą lalki (uosobienia śmierci) i mrocznych masek próbuje wprowadzić publiczność w świat spowity grobową atmosferą, którą wyraża każdy jej ruch. Nakładając na swą dłoń szponiastą rękę przypominającą obumarłe korzenie drzew (współgra to ze scenografią – rozsypaną ziemią i cieniami lasu na czarnym płótnie) ubogaca spektakl o elementy technik teatru dramatycznego. Czarny kruk odkrywający szczątki ludzkie, muzyka sprowadzająca się do głuchego dudnienia i odgłosów nocnego życia leśnego oraz tym podobne zabiegi na pewno sugestywnie budują zamierzony efekt „Post mortem", niemniej można było odnieść wrażenie, że autorka nieco zagubiła się w ciekawej formie. Wielkie tematy śmierci psychologicznej, metafory lęku i obaw w tym wydaniu okazały się nie do końca jasne i zrozumiałe. To, co najlepsze w spektaklu z Londynu to zbudowanie pociągającej atmosfery, reszta (treść, przesłanie, puenta) pozostaje dyskusyjna.
Królewska Centralna Szkoła Mowy i Dramatu w Londynie
Tytuł: Post mortem
Reżyseria: Laura Elands

Wróżki, musztarda i para zakochanych butów
„Opowieści z ulicy Brokatowej" to spektakl dyplomowy studentów Wydziału Lalkarskiego krakowskiej PWST (filia we Wrocławiu). Zainspirowany niezwykły historiami wymyślonymi przez paryskie dzieci zaprasza publiczność w świat dziecięcej fantazji. Przedstawienie podzielono na sześć etiud – choć podobne w formie i tematyce, różnią się poziomem wykonania. W pierwszej historii mamy do czynienia z klasycznym teatrem lalek – w zminimalizowanej do rozmiarów domku dla lalek tekturowej przestrzeni młodzi aktorzy przedstawiają losy majętnego sknerusa i jego ubogiego brata. Jednak nie do końca poradzili sobie z aktem kreacji lalek, co może wynikać z faktu, iż animowali najzwyklejsze zabawki dla dzieci (np. lalkę barbie). Ciekawym rozwiązaniem (zwłaszcza dla widzów siedzących w dalszych rzędach) okazało się symultaniczne przedstawianie historii na białym płótnie podwieszonym nad sceną. Dzięki projekcji video cała sala mogła oglądać perypetie braci. Niestety nie były one wolne od dłużyzny. Zarzut ten dotyczy zresztą większości etiud. Całość trwała półtorej godziny, a myślę, że zdecydowanie lepiej wypadłaby, gdyby zrezygnowano z niektórych historii, które na początku zapowiadały się ciekawie, na dłuższą jednak metę nudziły.
Tak było w przypadku Mikołaja i Tiny – pary butów, która walczyła o wspólne życie pomimo przeciwności losu – sklepu obuwniczego, nowych właścicieli itp. Pomysł zaanimowania zwykłych butów był niewątpliwe ciekawy, jednak nie pobudzał wyobraźni. Trochę inaczej rzecz się miała w przypadku czarownicy z szafy na szczotki. Tu aktorzy popisali się inwencją twórczą – szyby w ramach z namalowaną rybką i myszką animowane z dużą dozą humoru, ponad dwumetrowa czarownica w bąbelkowej sukni foliowej z mopem na głowie niewątpliwie robiły wrażenie. Jednak i tu nie dało się ukryć niedoszlifowanego warsztatu aktorskiego i dłużyzny. Do antraktu pokazano jeszcze historię czarownicy z ulicy Musztardowej, która polowała na śliczną dziewczynkę, by po jej skonsumowani przemienić się w piękną królewnę. Historia ciekawa, ale rozmyta pośród dużej ilości kartonowych pudeł i blaszanych kubłów na śmieci.
Najlepsze studenci pozostawili na koniec. Opowieść o chłopcu, który stwarza wszechświat to znakomity przykład teatru światła i cieni. Słońce, Księżyc i gwiazdy żyją własnym życiem, a przebiegła świnka, która zagapiła swoją okazję do zabłyśnięcia na niebieskim firmamencie knuje intrygę, z pomocą której zdobędzie własne miejsce pośród gwiazd. Choć wszystkie historie przedstawione w spektaklu były ciekawe, to właśnie z tej najlepiej wydobyto potencjał do scenicznego działania. „Opowieści z ulicy Brokatowej" kończy historia dwóch sióstr obdarzonych przez wróżkę z kranu niezwykłymi darami. Tym razem perypetie dziewczynek, z których jedna po każdym wypowiedzianym słowie wypluwała perły, a druga węże, namalowane zostały na tablicy. W sposób dosłowny narracja prowadzona była na czarnych tablicach i podłodze, na których kolorowymi kredami aktorzy rysowali poszczególne wątki opowiadanej historii.
Spektakl dyplomowy wrocławskich studentów doskonale mógłby się obyć bez pierwszych czterech opowieści. Historia o tworzeniu wszechświata i bajka o wróżce z kranu okazały się najciekawsze. Dzięki swej formie, kreatywnemu prowadzeniu wątków, zabawie świateł, cieni i kolorowej kredzie opowieści te uratowały ulicę Brokatową.
Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna im. Ludwika Solskiego w Krakowie, filia we Wrocławiu
Tytuł: Opowieści z ulicy Brokatowej
Adaptacja i reżyseria: Gabriel Gietzky

Święty uśmiechnięty?
„Musimy znaleźć kogoś, kto wszystkich dobrze zna i taki jest jak my, i z nami tutaj siedzi. Niech nas opowie!" To wezwanie kolejno powtarzane przez laleczki, znajdujące się na dachu osiedlowego bloku staje się punktem wyjścia do wyczarowania na deskach Białostockiego Teatru Lalek dziwnego świata powstałego poza planem stworzenia z boskiej betoniarki. Świata, w którym granica między żywymi a umarłymi jest umowna, a mieszkańcy betonowego osiedla poszukują sensu i powodów, dla których powinni żyć. „Niech nas opowie!" – wykrzykują mali mieszkańcy. Agata Kucińska z teatru Ad Spectatores wychodzi więc na przyciemnione proscenium, na którym kolejno wciela się w wybranych z powieści Lidii Amejko świętych osiedlowych. Czyni to z pomocą lalek, które sama zaprojektowała. W jednym z wywiadów przyznała, że lalka była dla niej najlepszym medium dla tego rodzaju poetyki. Bez wątpienia to właśnie liryczny akt kreacji, dzięki któremu wydobywa lalki ze swej martwoty oczarował festiwalową publiczność. Aktorka obdarza je częściami własnego ciała, dzięki czemu urealnia ich ożywienie. Ponadto, niejako chowając się za swymi bohaterami, nie ma problemów z wcieleniem się w rozmaite postaci, np. starego, rzężącego dziada, który z ekranu telewizora czyni konfesjonał, by osobiście rozgrzeszyć wszystkie nieprzyzwoite seriale.
Spektakl to kalejdoskop nietuzinkowych postaci, z których każda ma coś ciekawego do powiedzenia i robi to w sposób zjawiskowy. Ubrana w tiulową białą sukienkę Andżelika jest jedyną czystą i niewinną osobą na betonowym osiedlu. I to właśnie jej dobroć i łagodność stają się zawadą dla reszty mieszkańców, którzy wyżywają się na delikatnej dziewczynce. Nękana fizyczne i psychiczne wyrzuca do słoików wszystkie negatywne emocje, jakimi ludzie ją obdarzają. Opowieści przedstawione zostały w półmroku, dzięki któremu możliwa była poetycka gra świateł. Podświetlone na czerwono i niebiesko słoiki pełne złości (magazynowane w piwnicy współczesne puszki Pandory) uwydatniają dramat Andżeliki, czyniąc go jeszcze bardziej przejmującym. Kolejna bohaterka, Apollonia, tak bardzo chce dawać ludziom radość, że naturalna staje się dla niej prostytucja. Zatrudnia się więc w burdelu, by swoim „dobrem" dzielić się z innymi. W tej etiudzie Kucińska użycza postaci własny korpus. Nakładając na twarz maskę prezentuje przed publicznością wdzięki upadłej Apolloni. Zwieńczeniem tego misternie i z ogromnym wdziękiem wykonanego spektaklu jest muzyka Sambora Dudzińskiego, który de facto z wykształcenia jest lalkarzem. Jego melodyjne kompozycje obdarzają lalki dodatkową iskrą życia, dzięki której święci osiedlowi, choć po części martwi, oddychać mogą pełną piersią. Spektakl teatru Ad Spectatores to nie tylko misternie wykonane lalki, przemyślana scenografia, ciekawie prowadzona fabuła i wkomponowana nastrojowo w całość muzyka. To także przyczynek do zastanowienia się nad stanem własnej duszy – czym jest współcześnie pojmowana świętość i czy rzeczywiście każdy święty chodzi uśmiechnięty?
Teatr Ad Spectatores / Agata Kucińska
Tytuł: Żywoty świętych osiedlowych
Reżyseria: Agata Kucińska

Królestwo w półmroku
Kameralna sala prób Białostockiego Teatru Lalek na czterdzieści minut zamieniła się w oniryczną przestrzeń dla „Śpiącego królestwa" przedstawionego przez Akademię Sztuk Scenicznych w Pradze. Festiwalowa publiczność zasiadła wygodnie na miękkich poduszkach i stała się świadkiem, a nawet uczestnikiem historii znanej i lubianej. Każdy z nas chyba słyszał opowieść o królewnie, która za sprawą zaklęcia złej czarownicy ukuta wrzecionem zasypia na wieczność, a razem z nią śpi całe królestwo. Jedynym ratunkiem jest pocałunek księcia, który jakimś cudem zjawia się w śpiącej krainie...
„Śpiące królestwo" w sposób poetycki i zarazem powściągliwy łączy w sobie teatr lalek i cieni. Na podświetlanym z różnych stron stoliku pojawia się król, królowa i inni bohaterowie baśni. Księżniczka spotyka złą wiedźmę, król określa najważniejsze zasady panujące w królestwie (np. codzienne szczotkowanie zębów), a książę na swym rumaku przemierza góry i lasy, by odszukać ukochaną. Urodzinowe torty przygotowane na każdy nowy rok życia małej księżniczki stanowią dla aktorów znakomity powód do włączenia publiczności w tworzenie historii. Widzowie na każdą zapaloną na torcie świeczkę wymyślają życzenia urodzinowe dla księżniczki. Rozświetlony tort rzuca cienie na kolejne wątki przedstawianej fabuły. Spektakl, choć skierowany przede wszystkim do dzieci, zapewnia świetną rozrywkę także starszej części publiczności. Dzieje śpiącej królewny przedstawiono z poetyckim wyrafinowaniem i poczuciem humoru.
Akademia Sztuk Scenicznych w Pradze, Czechy
Tytuł: Śpiące królestwo
Reżyseria: Linda Petáková

W przedostatnim dniu Międzynarodowego Festiwalu Szkół Lalkarskich publiczność miała również okazję zapoznania się z plenerowym spektaklem węgierskiego teatru Masebolt. „Ostatnie wakacje i ocalenie Baltazara Espinozy" to sztuka pasyjna na podstawie opowiadania Jorge Luisa Borgesa, ukazująca wędrówkę głównego bohatera do tajemniczego miasta o nazwie Niebo, w którym zostaje ogłoszony prorokiem podobności. Węgierscy artyści zgrabnie przemieszali wątki biblijne z literacką wizją Borgesa, obdarzając spektakl ciekawą formą sceniczną oraz żywiołową i energetyczną muzyką. Równie ciekawą formę zaprezentowali studenci z Państwowej Wyższej Szkoły Muzyki i Sztuk Scenicznych w Stuttgarcie w etiudach pod nazwą „Stuttcase". Ten ostatni tego dnia spektakl w interesujący sposób przedstawił pracę z lalką, poszukiwania nowej formy wyrazu dla autorskich projektów, a także umiejętność operowania językiem współczesnego teatru lalek.
Mesebolt Bábszínház & Kőszegi Várszínház, Węgry
Tytuł: Ostatnie wakacje i ocalenie Baltazara Espinozy
Reżyseria: Ondrej Spišák
Państwowa Wyższa Szkoła Muzyki i Sztuk Scenicznych
Tytuł: Stuttcase
Opieka pedagogiczna: Stephanie Rinke, Florian Feisel

Festiwalowa niedziela charakteryzowała się tematyczną różnorodnością prezentowanych spektakli. Od baśniowych opowieści po mroczne historie, niekiedy dotykające istotę nie tylko teatralnej lalki, ale i człowieczeństwa. To właśnie wielobarwność i szerokie spectrum tematów jest jedną z najcenniejszych cech białostockiego Festiwalu. Dzięki temu każdy widz ma możliwość znalezienia czegoś dla siebie – od śmiechu po łzy, od lekkiej rozrywki po poważne formy sceniczne. Takie działania są najlepszym dowodem na to, że lalka w teatrze nie jest jedynie „ożywianą" ku uciesze widzów materią, to zdecydowanie coś więcej.

Spektakle prezentowane w ramach 7. Międzynarodowego Festiwalu Szkół Lalkarskich w Białymstoku.

Paulina Aleksandra Grubek
Dziennik Teatralny
7 lipca 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia