Cukierek w truciźnie

"Roszada" - reż: Maciej Wojtyszko/Paweł Aigner - Teatr Powszechny w Łodzi

Linia repertuarowa Teatru Powszechnego to w dużej mierze lekkie, łatwe i przyjemne komedyjki, farsy - słowem rozrywka dla zmęczonego po tygodniu pracy przeciętnego mieszkańca miasta. Jednak z niektórych tekstów, z założenia mających być niezbyt wyszukaną rozrywką, można przy odrobinie wysiłku wyciągnąć głębszą treść. Ograniczeni komediową konwencją reżyserzy "Roszady" zrobili co mogli, by nie było sztampowo i jednowymiarowo.

Fabuła wydaje się być banalnie prosta: Agnieszka (Magdalena Dratkiewicz) i Adam (Maciej Więckowski) to zakochane w sobie dzieciaki, uczniowie klasy maturalnej pochodzący z diametralnie różnych rodzin - nowobogackiej i inteligenckiej. Podczas kolacji dochodzi do zderzenia dwóch światopoglądów reprezentowanych przez rodziców pary. Profesor biologii Ludwik (Piotr Lauks) szybciej znajduje jednak wspólny język ze sprzedawcą kradzionych samochodów Edkiem (Marek Ślosarski) niż jego bogobojna, świątobliwa żona Halina (Beata Ziejka) z wyzywającą, materialistyczną matką dziewczyny syna (Masza Bogucka). Napięcie narasta, kolacja kończy się jawnym konfliktem, a młodzi oznajmiają, że wyprowadzają się z domu by zamieszkać razem - wbrew woli rodziców. Jednak z czasem sytuacja znacznie się komplikuje, rodzice wymieniają się życiowymi partnerami, dzieci to rozstają się to znów wracają do siebie. Między wszystkimi bohaterami stopniowo narasta niezrozumienie, powodowane barakiem chęci wniknięcia do świata drugiego człowieka. Tu każdy ma swoje własne marzenia, wizje, dążenia i nie zamierza z nikim ich dzielić.  

Scenografia jest bardzo skromna - drzwi na dwóch ustawionych vis a vis ściankach, parę krzeseł, dwa stoliki. Publiczność siedzi na dwóch ustawionych naprzeciw siebie widowniach, co utwierdza nas w przekonaniu, że wszystko, co widzimy na scenie ma pomóc w przyjrzeniu się nam samym, niczym w lustrzanym odbiciu. Lustro jest zresztą także jednym z elementów scenograficznych spektaklu. Stroje, w które ubrani są bohaterowie, ewidentnie dają do zrozumienia, z kim mamy do czynienia. Postaci budowane są za zasadzie kontrastowych par. Wszystko jest jasne, przejrzyste, klarowne.  

Jednak położenie bohaterów zmienia się jak w kalejdoskopie - ubogi profesor dzięki swemu wynalazkowi zyskuje międzynarodową renomę i majątek, kulinarny program-niewypał matki Agi niespodziewanie sprzedaje się jako satyryczny, Edek, który związał się z żoną profesora Haliną, idzie do więzienia (niemałe znaczenie miał tu donos żony, którą porzucił dla Haliny), a Halina z zahukanej kury domowej przeistacza się w wampa w eleganckiej wieczorowej kreacji i futrze. Pozornie sprawiedliwość triumfuje - ci, którzy musieli przezwyciężać nieustannie piętrzące się trudności odbijają się od dna, natomiast Aga i Halina, które porzuciły swych mało zamożnych partnerów, ponieważ wybrały inne wartości, zostają ukarane. Jednak czy wszystko na pewno jest tak czarno-białe? 

Spomiędzy sypiących się ze sceny gagów, śmiesznych sformułowań i hasełek - nie zawsze najwyższych lotów, niektóre były bowiem nachalną reklamą sponsorów - wyłania się smutna poita. Szóstka bohaterów je kolację wigilijną przy wspólnym stole, jednak próżno tam szukać choć jednej pary osób, które łączyłaby zdrowa, szczera relacja, oparta na głębokich, prawdziwych uczuciach. Rodzice nie ufają dzieciom, pociechy nie szanują rodziców, nie dostrzegając w nich autorytetów, dorośli natomiast zdają sobie sprawę, że zarówno poprzedni, jak i obecni życiowi partnerzy nie byli najlepszym wyborem. Ludwik ubiera białą choinkę w czarny łańcuch i czarne bombki, bo ani zdobyte pieniądze, ani sława nie sprawiły, że jego świat zyskał barwy. Sukces finansowy, popularność prestiż w środowisku - wszystko to nic nie znaczy, kiedy nie ma się z kim podzielić radością. A wynikająca ze skupieniu wyłącznie na sobie samotność bohaterów jest tak wielka, że budzą oni jedynie litość i niedowierzanie. „Roszada” to świetny przykład tego, jak można żyć obok innych, ślizgając się po powierzchni egzystencji i nigdy nie zaglądając pod przysłowiową podszewkę. Na skutki zamiatania śmieci pod dywan nigdy nie trzeba długo czekać.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
9 czerwca 2009
Portrety
Marek Ślosarski

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...