Ćwiczenia z Szekspira

"Burza" - reż: Piotr Jędrzejas - Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie

Prosta przestrzeń olsztyńskiej ,,Burzy" pobudza wyobraźnię. Na scenie dominuje biel. Pochyła podłoga jest wyłożona białą plandeką, dodatkowo napięto podobny materiał w tyle sceny, tylko że jego krawędź jest wystrzępiona. Przypomina przez to wzburzone fale morza, które wyrzuca na brzeg kolejnych gości. Piotr Jędrzejas uwspółcześnia Szekspira, mając przy tym w estymie tekst, który nie tak łatwo daje się naginać do założeń reżysera i młodego olsztyńskiego zespołu. Przedstawienie rozpada się na ciąg etiud, mniej lub bardziej udanych, które w różny sposób sprawdzają umiejętności aktorów

Prospero (Dominik Jakubczak) jest tutaj reżyserem, na co wskazuje charakterystyczne krzesło ustawione przodem do sceny. Ciekawie to koreluje ze scenografią, która może nawiązywać do filmowej techniki green box'u. Ojciec Mirandy będzie mścił się na swoich oprawcach, którzy u Jędrzejasa są członkami włoskiej mafii. Ciekawy pomysł mógł stać się źródłem komizmu, co nie znajduje jednak żadnego odbicia w dalszej części spektaklu. Nawet pójście w komediową tradycję ,,Burzy" nie pozwala wyzyskać potencjału chociażby gierek słownych Trinkula. Może przy tym zastanowić, dlaczego reżyser wybrał na dyplomowe przedstawienie właśnie ten tekst. Z całej ósemki słuchaczy III roku Studium, trzech aktorów gra po dwie postacie; czy taki sprawdzian umiejętności warsztatowych nie jest nieco niesprawiedliwy?

Dobrze swoją okazję do rozwinięcia postaci wykorzystuje Jakubczak, czyniąc byłego księcia Mediolanu poważnym artystą nieporadnym na inny urok - czar miłości. Nieoczekiwane uczucie między młodymi kochankami nie jest właściwie wytłumaczone. Piotr Stawski, jako Ferdynand, jest nudny i jednostajny. Jego repertuar aktorskich środków ogranicza się do paru min i gestów. Z kolei jego druga połówka, czyli Miranda Angeliki Kujawiak, jest interesująco zarysowaną postacią niewinnej dziewczynki (biel sukienki i rajstop), z której wyłania się żądna wrażeń kobieta (płomieniście rude włosy). To wystarczy jak na dyplom. Niepotrzebnie szarżuje Joanna Ginda, jako Ariel. Ma problemy z dykcją, co jest szczególnie słyszalne w partiach śpiewanych. Makijaż zdaje się ukrywać niedostatki mimiki, za to nadmiar ekspresji nadrabiany jest przez aktorkę zaangażowaniem i energią działania. Jej postać posługuje się szkiełkiem, które jest kolejną aluzją do filmowego charakteru olsztyńskiego przedstawienia (technika rybiego oka). Bardzo słabo wypada Piotr Boratyński, jako Gonzalo, chodzący o szczudle doradca, wykonujący przy tym całą masę niepotrzebnych ćwiczeń fizycznych. Dobrze to świadczy o jego kondycji, choć nie dorównuje ona pozostałym umiejętnościom młodego adepta sztuki aktorskiej.

Niefortunne okazało się dobranie jako czarnych charakterów Alicji Drzewieckiej i Sylwii Sławińskiej. Grające odpowiednio role - Sebastian/Trinkulinka i Antonio/Stefania - dziewczyny są do siebie łudząco podobne nie tylko z wyglądu. Obie aktorki stają się własnymi kopiami, gdy grają Sebastiana i Antonia. Łączy wtedy te postaci tylko pęd do władzy, czego aktorki nie potrafią pokazać inaczej, niż w wyjątkowo szkolnym wykonaniu i mało przekonującej interpretacji. Z kolei zamienieni na ,,słodkie idiotki" Stefano i Trinkulo rażą grą na poziomie przeciętnego teatru amatorskiego. Rozumiem, że trud grania dwóch postaci w jednym spektaklu może być ogromny, jednak trzy lata studiów do czegoś zobowiązują. Marcin Tomaszewski, jako Alonzo, bardzo dobrze radzi sobie ze scenami dramatycznymi, choć w finale staje się nieco schematyczny. Niezwykle za to subtelnie prowadzi swojego Kalibana. Bez przesady, wyszczególniając najważniejsze cechy bohatera. To wzorcowe, warsztatowe role.

Trudno skupiać się na spektaklu jako całości, zważywszy że to dyplom i bardzo luźne potraktowanie idei zespołowej gry. Dużo miejsca zajmują w przedstawieniu wszelkiego rodzaju akrobacje i ćwiczenia fizyczne. Niestety nie przekłada się to na zbyt przeciętne, jak na takie ambicje, kreacje psychologiczne. Nie można oczywiście oczekiwać w dyplomowym spektaklu dojrzałych, nie wiadomo jak dobrze zagranych ról. Ale trzeba tutaj wskazać błąd reżysera, który za nisko postawił poprzeczkę. Brak większych wymagań warsztatowo-interpretacyjnych wobec zdolnych studentów skutkuje brakiem dyscypliny, która jest chyba największą bolączką we współczesnym aktorstwie w ogóle.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
13 lutego 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...