Ćwiczenia z wyobraźni historycznej

"Księgi Jakubowe" - reż. Ewelina Marciniak - Teatr Powszechny w Warszawie

Na wystawie stałej Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN postać Jakuba Franka zostaje jedynie wspomniana w galerii obejmującej lata 1648-1772 (po powstaniu Chmielnickiego a przed pierwszym rozbiorem).

Główną jej część stanowią makiety budynków typowego żydowskiego miasteczka z karczmą i targiem. Czas w niej jakby się zatrzymał - beztrosko przechadzają się tam animowane postacie wyjęte z rysunków Norblina, mieni się kolorami replika sklepienia synagogi z Gwoźdźca. W rogu, pod kościelnymi przęsłami, stoją dwie ławy; to tam można zapoznać się z filmem o historii frankizmu. Co by się stało, gdyby jednak zmienić perspektywę i ustawić Franka w centrum historii o losach społeczności żydowskiej i jej związków z Polską na przełomie czasów nowożytnych i nowoczesności? Fantazją na ten temat jest powieść Olgi Tokarczuk.

W "Księgach Jakubowych", których premiera zbiegła się z otwarciem wystawy w POLIN, temat narracji historycznej dochodzi wyraźnie do głosu. Zostały one napisane w kontrze do wizji Kresów i polskości znanej z Sienkiewicza. U Tokarczuk przygodę zastąpiła rekonstrukcja codziennego życia, wojenkę zaś - przemoc, która nie jest ekscesem, lecz składowym elementem porządku społecznego. Pogrążona w chaosie Rzeczpospolita jest miejscem, w którym ścierają się różne narodowości, religie i postawy. Fascynująca postać mesjasza, żyda z Podola, stanowi zaś klucz do tej mozaiki złożonej z paradoksów - pokazuje jednocześnie silne podziały w polskim społeczeństwie na przecięciu religii, klasy i płci, z drugiej strony zaś manewrujący między sabataizmem, islamem i katolicyzmem Frank jest dowodem na płynność wszelkich tożsamości.

Niecodzienny jest rozmach powieści liczącej prawie tysiąc stron - tak jak zdziwienie wzbudzała jej objętość, podobną reakcję mógł wywołać pomysł Eweliny Marciniak na wystawienie "Ksiąg Jakubowych". Gest reżyserki jest jednak jedynie powtórzeniem gestu pisarki, choć w innym medium. Cel pozostał niezmienny: zaproponować Polakom parę ćwiczeń z wyobraźni historycznej.

Tokarczuk określiła "Księgi Jakubowe" jako powieść historyczną napisaną ze współczesną świadomością. Tym tropem poszli także twórcy przedstawienia zawieszonego między stylizacją osiemnastowiecznych krynolin i peruk a bezczasowością orientalnych szat i nakryć głowy. W swojej adaptacji Magdalena Kupryjanowicz i Jan Czapliński skupili się na dwóch tematach: polityce oraz religii. Oba wątki mieszają się ze sobą, choć w pierwszej części dominuje faktografia. Zarysowane zostały w niej główne linie napięć: od przybycia Jakuba i próby zjednywania wiernych, przez pertraktacje ze szlachtą po dysputę z ortodoksyjnymi rabinami i paleniem Talmudów. Wydarzenia te doprowadzają do ukonstytuowania się sekty, ale też prześladowań i w konsekwencji do wygnania. Frank wraca jednak z wyznawcami dzięki arystokratycznym wstawiennictwom i obietnicy konwersji.

Druga część przedstawienia odsłania życie grupy - jest próbą wiwisekcji, spojrzeniem od wewnątrz. W otwierającym tańcu nagich postaci można odnaleźć obraz prawdziwej, opartej na równości communitas. W zderzeniu z rzeczywistością ujawnia się jednak przemocowy rys sekty reprodukujący patriarchalną podległość kobiet. Z jednorodnej grupy ciał wyławiamy historie postaci w różny sposób motywujących swoją obecność we wspólnocie: znajdziemy wśród nich między innymi kobietę wierzącą w magiczną moc mesjasza zdolnego powrócić do życia jej zmarłe dziecko, rabina marzącego o awansie klasowym i emancypacji oraz dziewczynę skonfliktowaną z ojcem poszukującą innego autorytetu. W tej części odsłaniają się wszystkie paradoksy Franka łączącego żywą wiarę i mądrość z arogancją i pragmatyzmem, który przeradza się w cynizm. Punktem kulminacyjnym historii jest chrzest sekty - ironiczna pompa baptismalis. Sugestywna wizualnie i muzycznie scena, której patos kontrapunktowany jest co i rusz niezręcznością konwertytów, którym kręci się w głowie od kadzidła i którzy wplatają w oficjalne teksty modlitw swoje osobiste prośby.

Alternatywna historia Polski opowiedziana jest u Eweliny Marciniak przez ciało. I nie chodzi tu wyłącznie o nagość, która pojawia się w spektaklu. W pierwszych scenach użyte zostały lalki - kukły Żydów animowane przez aktorów. Jest to sugestywny symbol ich wykluczenia. Dopiero przybycie Franka rozpoczyna proces, skazanej ostatecznie na porażkę, emancypacji: politycznej, ekonomicznej i seksualnej. Dwóch pierwszych nie uda się uzyskać, ostatni postulat wydaje się osiągnięty, choć to tylko złudzenie. Faktem jest, że nie tylko kobiece ciało zostaje pokazane w zmysłowy sposób - także męskie wystawione jest na widok publiczny i pozbawione otoczki ochronnej. Mimo pozorów równości nie udaje się przezwyciężyć stereotypowych ról, zaś władza Franka nad dysponowaniem ciałami kobiet jest niezaprzeczalna. Jakub nie jest jednak przedstawiony w spektaklu jednoznacznie jako manipulator. Łączy w sobie różne sprzeczne postawy: próbuje być i rewolucjonistą, i tricksterem, i zręcznym politykiem.

Wyjątkowa w przedstawieniu Marciniak jest także współegzystencja duchowości i cielesności (rzecz nieciesząca się raczej popularnością w kulturze polskiej). I nie chodzi tylko o pokazanie życia sekty na scenie, lecz zaproszenie widzów do wielozmysłowego odbioru. Scena skąpana jest w brązach i złocie (scenografia, kostiumy i reżyseria światła Katarzyny Borkowskiej). Mieni się nie tylko światło odbite od zawieszonych z tyłu sceny luster w dekoracyjnych ramach, także inne elementy scenografii migoczą od znaczeń: pojawiający się na scenie ogień towarzyszy nie tylko rytuałom sekty, zmienia swoją funkcję w scenie palenia Talmudów; podobnie dym, który przemienia się z haszyszowych oparów w kadzidło, gdy przenosimy się do kościoła. Znajdujemy się zatem nie w realnej przestrzeni, lecz na abstrakcyjnych orientalnych Kresach.

Wrażenie to potęguje warstwa dźwiękowa wykorzystująca, z jednej strony, pomieszanie języków (hebrajski, aramejski, ukraiński, łacina), z drugiej zaś dość jednorodny "orientalizujący" styl muzyczny: elektronika miesza się tu z instrumentami, zaś transowe powtórzenia z bogato ornamentowanymi melodiami. Śpiew nie jest jedynie dodatkiem, elementem z zewnątrz - Barbara Derlak wykonuje go na żywo ze sceny (w spektaklu, który widziałem, zastąpiła ją Maja Kleszcz). Gra postać chorej babki Jakuba, której rodzina próbuje przedłużyć żywot o kilka dni. Kobieta nieoczekiwanie połyka amulet i od tej chwili pozostaje na granicy życia i śmierci. Przemienia się w ten sposób w komentatorkę wydarzeń. Można powiedzieć, że to z jej perspektywy oglądamy spektakl - oniryczną fantazję w orientalnym kostiumie.

Finał czteroipółgodzinnego, wcale nienużącego, przedstawienia budzi jednak pewien niedosyt. W skrótowy sposób przedstawione zostały dalsze losy Franka i jego sekty po chrzcie: kilkunastoletnie uwięzienie na Jasnej Górze, uwolnienie oraz późniejsza aktywność w Austrii. W jednej z ostatnich scen, audiencji u Marii Teresy i Józefa II, Frank zostaje potraktowany protekcjonalnie. Nie ma już żadnej mocy sprawczej, jego wiara nie nadaje się nawet jako obiekt do cesarskiej Wunderkammer. Frank wraca zatem na swoje miejsce w historii - na margines - a marzenie o kobiecie-mesjaszu pozostaje wizją przyszłości.

Pojawiające się w przedstawieniu uproszczenia w stosunku do oryginału są nie do uniknięcia - spektakl jest bardziej próbą przeniesienia do teatru sposobu myślenia Olgi Tokarczuk niż oddającą wszystkie niuanse powieści adaptacją. Jak zwrócił uwagę Adam Lipszyc, w "Księgach Jakubowych" karnawałowość łączy się z melancholią. Podobnie jest u Eweliny Marciniak, u której śmiech (czasem na granicy farsy) miesza się z tęsknotą za hipisowską niemal wspólnotą. Najważniejszym zabiegiem w wersji teatralnej "Ksiąg Jakubowych" jest orientalizacja osiemnastowiecznej Polski - dla niektórych jest to upraszczający gest nie do przyjęcia, może jednak jest to jedyny sposób na pokazanie alternatywnej wizji historii sprzeciwiającej się Sienkiewiczowskiemu imaginarium? Frankizm nie bez powodu znajduje się poza obrębem głównego nurtu historii Polski - pokazuje trudne związki polsko-żydowskie, szerzej zaś - problematyczność obiegowego stwierdzenia o Rzeczpospolitej Obojga Narodów jako kraju tolerancji. Z pozoru nic nie znaczący epizod z dziejów jest okazją do przemyślenia na nowo całej polskiej tożsamości. Jak mówi w pewnym momencie biskup Sołtyk: "Kto by pomyślał, że całowanie nagiej kobiety w jakiejś wiosce urośnie do takich rozmiarów?".

Marcin Bogucki
www.e-teatr.pl
6 grudnia 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...