Czarne skrzydła totalitaryzmu

"Kruk krukowi" - reż. Przemysław Jaszczak - Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu

"Są kruki i k r u k i" - próbuje tłumaczyć Ojciec (Kamil Król) swemu synowi Tano (Filip Niżyński), ale ten nie za bardzo rozumie tę zagadkową naukę rodzica. Dla niego stwierdzenie to brzmi zbyt abstrakcyjnie - i dlatego zupełnie absurdalnie.

Niewiele pomagają dalsze wyjaśnienia. Wątpliwy fakt, że jedne kruki najpierw zjadają jagody, a dopiero potem żołędzie, inne zaś preferują kolejność odwrotną, nie stanowi, jak się wydaje, dostatecznego uzasadnienia dla wprowadzenia zasadniczych rozróżnień. Tym bardziej nie usprawiedliwia niespodziewanej fali drastycznych w treści i skutkach rozporządzeń, które niczym powódź zalewają rodzimy las. Nowe prawa każą krukom o rudej czuprynie siedzieć na osobnych ławkach w szkole, nosić na szyi żółte wstążki, a wreszcie, żeby było "więcej przestrzeni dla nas", opuścić własne mieszkania-gniazda i wyjechać gdzieś daleko za Bukową Kępę. Brzmi znajomo, nieprawdaż?

"Nigdy nie widziałem kruka w klatce, mamo" - mówi Tano gdzieś pod koniec przedstawienia w Teatrze Lalki i Aktora w Wałbrzychu. Jak podejrzewam, mama też czegoś takiego wcześniej nie widziała. Nie miała okazji. Jak dotychczas, oficjalną ideologią ich wspólnoty była, mówiąc językiem współczesnej polityki, demokracja, tolerancja, otwartość i pielęgnowanie zasad spokojnego współżycia. Prawie że buddyjska ahinsa, nakazująca w ogólnym rozrachunku zysków i strat uwzględniać cierpienie każdej istoty żywej. Sam Tano, wprowadzając nas do świata przedstawianego, już w pierwszej scenie spektaklu zapewnia, że ich dom jest miejscem zupełnie wyjątkowym i z równie wyjątkową dziecięcą szczerością, w poetyckim niemalże uniesieniu, dodaje: "To nasze wspólne gniazdo. Tak o nim mówimy. I żyjemy tu wspólnie, wspólnie umieramy i rodzimy się. Mówimy jednym głosem. To głos lasu. Chór oddechów".Wszystkie te ze wszech miar godne pochwały zasady streszczone są w uroczyście, niczym hymn narodowy, odśpiewywanej piosence autorstwa Magdy Żarneckiej, gdzie główną zwrotką refrenu jest ta, która stanowczo podkreśla, że "kruk krukowi brat, nie wróg".

Cóż, brzmi szlachetnie. A jednak widzowi dorosłemu zbyt dobrze znane są sposoby na sprytne ominięcie tej logiki poszanowania dla cudzej odmienności. Dowodem cała burzliwa historia XX wieku z nazistowskim i komunistycznymi reżymami jako apogeum społecznej hipokryzji i okrucieństwa względem "niepasujących", "zbędnych" i "niepoprawnych". Wystarczy małym (lub wcale niemałym) druczkiem uwzględnić pewne wyjątki, pewne odstępstwa od zasadniczej linii argumentacyjnej. Dzięki nim jedne kruki raptem przestają być krukami, lub, jak tłumaczy Ojciec w innej scenie, dając jednocześnie upust swej fascynacji nowatorską ideologią, krukami "prawdziwymi". Wystarczy wymyślić odpowiednią stygmatyzującą etykietę - burżuj, wróg narodu, szkodliwy element, pasożyt, zwyrodnialec - i pole odpowiedzialności moralnej zostało już odpowiednio zmodyfikowane. Droga od "Nie tak czarne wasze pióra / Wasze oczy, wasza skóra" do "Coraz mniej tu wspólnej ziemi, / Coraz mniej wspólnego nieba" to zaledwie kilka małych kroczków. Nieważne więc, jak często śpiewamy, że "kruk krukowi bratem", jeżeli ktoś inny za nas decyduje, kto krukiem jest, a kto nie. Dosłownie na drugim końcu Polski, w przedstawieniu "Ruscy" Teatru Wybrzeże, młoda Wiera, polka z Kazachstanui wnuczka repatriantów z 1936 roku, też będzie przekonywała, że jest "prawdziwą" Polką. Ale nie wszyscy jej uwierzą. A nawet jeżeli uwierzą, to i tak przecież będą przekonani, że są Polacy i P o l a c y.

Jak nietrudno się domyślić, samego siebie Ojciec Tano zalicza do kruków prawdziwych. Prawdziwość owa, w jego własnych oczach oraz oczach nowoustanowionego prawa, wynika z tego prostego faktu, że jest stąd. Z tego lasu. Tu się urodził. "Nie mamy się czego wstydzić. Możemy być dumni, że jesteśmy prawdziwymi krukami. Tak jest, synu. Jesteśmy prawdziwymi krukami. I ten las należy do nas. A ich zły przywiódł tu wiatr" - peroruje Kamil Król i jego przerażające zwierzenia nawet dorosłych potrafią przyprawić o ciarki. Zwłaszcza że lepką atmosferę nadchodzącej katastrofy zręcznie podkręca sugestywna muzyka Urszuli Chrzanowskiej. Jednak wątek głowy rodziny, która ze sceny na scenę przeobraża się w oddanego żołnierza faszyzującego reżimu, będąc wątkiem najbardziej być może mrocznym, pozostaje jedynie tłem dla historii przyjaźni poddanej próbie ciężkich czasów.

Jeszcze jednej rzeczy oszczędza młodemu widzowi autorka sztuki, psycholożka i pisarka Danuta Parlak, wałbrzyskiej publiczności znana z bardziej klasycznego "Kapelusza Pani Wrony" w reżyserii Laury Słabińskiej. Mianowicie polityki. Tak naprawdę nie wiemy i się nie dowiemy, w jaki sposób doszło do tak radykalnej "zmiany kierunku" i dlaczego właściwie akurat teraz. Nie dostaniemy też chociażby szkicu ustroju państwa kruków. Te i wiele innych kwestii autorka śmiało zostawia naszej wyobraźni. Dzięki temu, w dość niedługim, zaledwie godzinnym spektaklu, może poświęcić więcej uwagi Tano i Rufo (Paweł Kuźma), nierozłącznej dwójce, która zna się od pisklęcych lat. Chłopcy mają nawet własną sekretną kryjówkę, gdzie spędzają wolne od szkoły chwile, a rozmowy potrafią toczyć używając specjalnego języka gestów.

Bardzo mi się przy tym podoba, że Aleksandra Starzyńska, scenografka i autorka kostiumów, wymyślając plastyczną oprawę dla przedstawienia postanowiła uciec od dosłowności inajbardziej oczywistych skojarzeń, szukając czegoś nowego, nietypowego, specyficznego. Postawiła na styl i minimalizm. Za cały las wystarczyło jej zaledwie kilka zupełnie symbolicznych, zwisających z sufitu brzózek. Role innych drzew z powodzeniem odegrały dwa "kościotrupy" kilkupiętrowych łóżek, na które be trudu wdrapywali się aktorzy. Kostiumy, uzupełnione o pomysłowe charakteryzacje i oryginalne kapelusze, kojarzyły mi się raczej z weneckimi dożami lub przedstawicielami sławnego rodu Medyceuszów z pobliskiej Florencji, niźli ze znanymi przedstawicielami latającej fauny. Jednak największe wrażenie, czego dowodem były charakterystyczny szmer i szepty na widowni, wzbudzili Strażnicy Leśni. Ubrani na czarno, nieludzko wysocy i przerażająco dziobaci. Wyglądają na ożywione wizerunki Tota, egipskiego boga Księżyca, i wieje od nich prehistoryczną wręcz grozą czegoś, czego nie da się w pełni ucywilizować i okiełznać.

Wałbrzyskie przedstawienie, mimo drobnych niedociągnięć inscenizacyjnych oraz nie zawsze wybitnych zdolności wokalnych zespołu, jest spektaklem bezsprzecznie interesującym i ważnym. Rozmawia z nastoletnim widzem o problemach, o których rozmawiać warto jak najczęściej i na wszystkie możliwe sposoby. Tym bardziej w czasach, gdy powstawanie kolejnych reżimów dyskryminujących poszczególne grupy społeczne ponownie staje się zagadnieniem piekielnie aktualnym. Zagadnieniem, wobec którego teatr nie ma prawa przechodzić obojętnie.Szczególnie, jak się wydaje, teatr dla dzieci i młodzieży. Bo nie zdążymy się obejrzeć, jak te miłe małe kruczęta będą decydować o tym, kogo do grona prawdziwych kruków zaliczyć, a kogo nie.

Cieszy mnie więc niezmiernie, że reżyser Przemysław Jaszczak od samego początku nalegał na to, żeby pokazy spektaklu zostały uzupełnione o krótką chociażby, ale jakże potrzebną dyskusję z widzami. Było to możliwe dzięki dofinansowaniu ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach projektu "Teatr pełen dziecięcych emocji" oraz dzięki chęci kierownika literackiego wałbrzyskiej sceny, teatrolożki z wykształcenia, Marleny Jasińskiej-Denst, żeby podjąć się tego odpowiedzialnego zadania. Młodzi widzowie potrafili ją zaskoczyć swoją wiedzą historyczną. Nie tylko wyłapywali aluzje do wydarzeń II Wojny Światowej i ohydnych praktyk Trzeciej Rzeszy, ale też podrzucali własne skojarzenia. Na przykład z okresu rozbiorów Polski. Bo przesłanie spektaklu jest nie tylko aktualne, lecz też bardzo uniwersalne.

Tak samo jak pięknie opowiedziana w spektaklu za pomocą teatru cieni znana przypowieść o dwóch wilkach. Złym i dobrym. Pierwszy "oznacza harmonię i szczęście, współczucie i spokój". Drugi zaś, to "chciwość, krzywda, zazdrość i gniew". Wygra ten z nich, którego będziemy częściej karmić. Chciałoby się dodać, zarówno jako jednostki, i jako społeczeństwo. Co będzie, jeżeli wygra ten zły, to też wiemy. Tak dużo przecież wiemy. Ale czy sama wiedza wystarczy? Z pewnością nie. Bo chociaż mówiące kruki są postaciami bajkowymi, nazizm z bajką już za wiele wspólnego nie ma.

Henryk Mazurkiewicz
e-teatr.pl
29 listopada 2018

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...