Czas na teatr niby-piosenki

Rozmowa z Mariuszem Kiljanem, nowym dyrektorem Teatru Piosenki, aktorem Teatru Polskiego we Wrocławiu, związanym także z Teatrem Muzycznym Capitol, K2, czy warszawskim teatrem Na Woli.
Katarzyna Kamińska: Od lat jest Pan związany z Teatrem Piosenki jako aktor. Czy zaskoczeniem była propozycja objęcia stanowiska jego dyrektora? Mariusz Kiljan: Gdy mi je zaproponowano, byłem nie tyle zaskoczony, ile trochę przerażony. Zastanawiałem się, co dalej będzie ze mną. Nie chcę porzucić aktorstwa, nie rezygnuję z etatu w Teatrze Polskim. Wiele razy pracowałem w paru teatrach jednocześnie i wiem, że to da się połączyć. Polski w tym momencie częściej angażuje młodych aktorów, ja jestem trochę z boku. W tym sezonie gram tam jedynie swój recital „20 najśmieszniejszych piosenek na świecie”, jestem więc niezależny. Najbliższa rola, jaką mi zaproponowano, to rola w nowym projekcie Wiktora Rubina na Scenie na Świebodzkim. Premiera jest planowana na wiosnę przyszłego roku. Nie boi się Pan porównań z Romanem Kołakowskim, który nadał kształt Teatrowi Piosenki? - Mam zamiar tworzyć miejsce dla ludzi, którzy mają coś do powiedzenia ze sceny. Nie mój teatr autorski, bo nie mam zamiaru sprzedawać ludziom tego, co mam w domu. To, co robił mój poprzednik, było takie, nie inne, trochę chcę tu zmienić. Zaczynam od zmiany nazwy na Teatr Niby-Piosenki. Chcę stworzyć ośrodek wydarzeń kulturalnych, a nie miejsce, gdzie tylko słucha się piosenek. Wcześniej błędem było robienie spektakli dla wąskiego grona publiczności, teatr rzadko pojawiał się w mediach. Ja chcę docierać jak najszerzej, urozmaicić repertuar. Będzie rewolucja? Nie usłyszymy już piosenek Okudżawy czy Kaczmarskiego? - Spektakle będą prezentowane w trzech nurtach, którym będą odpowiadały trzy kolory afiszy. "Białe" przedstawienia na Scenie Kabaretowej, "czerwone" to Scena Undergroundowa, a "niebieskie" - Scena Otwarta, czyli większe koncerty i spektakle gościnne. Pierwszą premierą w Teatrze Niby-Piosenki będą "Halucynacje", zupełnie nieznany we Wrocławiu koncert z tekstami Grzegorza Ciechowskiego w reżyserii Wojciecha Kościelniaka. Jeśli twórczość lidera Republiki nie jest dla kogoś klasyką, to pewnie uzna to za rewolucję. Do współtworzenia Sceny Kabaretowej chcę zaangażować kabaret Neo-Nówka, Artur Andrus zgodził się prowadzić cykliczne programy kabaretowe. Na Scenie Undergroundowej widzę miejsce np. dla piosenek rosyjskiej grupy Leningrad. Chciałbym też wprowadzić na nią filmowy cykl "Era Reaktywacje", na którym przez tydzień prezentowane byłyby filmy z festiwalu Era Nowe Horyzonty. Stawia Pan na znane nazwiska czy młodych twórców? - Chcę dokładnie weryfikować artystów i projekty, bo znane nazwiska nie zawsze niosą za sobą dobrą sztukę. Władze miasta poprosiły mnie, żebym promował młodych i wrocławskich twórców. To dobra idea, bo każdy pełen pomysłów młody artysta będzie przyciągał sobie podobnych. Widzę to na przykładzie Teatru Polskiego, gdzie młodzi reżyserzy ściągnęli wielu aktorów ze swojego pokolenia. Chcę do Teatru Niby-Piosenki sprowadzić dyplomy muzyczne studentów PWST, a także podróżować z nimi po Polsce. Piosenka aktorska nie jest reliktem? - Konrad Imiela, dyrektor Przeglądu Piosenki Aktorskiej, bardzo akcentuje, że jest to festiwal interpretacji aktorskiej piosenki. Zgadzam się z takim podejściem, ale niech wybiorą ludzie - przyjdą na takie spektakle, które uznają za dobre. Tak dzieje się z moim recitalem czy "Smyczą" Porczyka, które ściągają do Teatru Polskiego nadkomplety.
Katarzyna Kamińska
Gazeta Wyborcza Wrocław
8 grudnia 2007
Portrety
Mariusz Kiljan

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia