Czego filharmonia może się nauczyć na błędach opery

rozmowa z Bogusławem Nowakiem

- Trzeba zbudować salę na minimum 1500 osób. I mieć perspektywę na minimum 200 mln zł, żeby podjąć decyzję o jej budowie - mówi dyrektor naczelny Opery Krakowskiej

Tomasz Handzlik: Przy budowie opery popełniono sporo błędów. Jak ich uniknąć przy budowie nowej Filharmonii Krakowskiej? 

Bogusław Nowak, dyrektor naczelny opery Krakowskiej: Nie mogę się zgodzić z założeniem, że popełniono błędy decydując o budowie Opery, albo w jej trakcie. Budynek stoi, działa, a frekwencja jest blisko stu procentowa. Nasze spektakle są na przyzwoitym poziomie, czyli miejsce się przyjęło i udało się w nie tchnąć ducha. Taka sytuacja kazałaby się raczej zastanowić, czy ta sala nie powinna mieć powyżej 1000 miejsc, a nie zaledwie 760.

Brak parkingu dla publiczności, utrudniona ewakuacja i komunikacja, problemy z systemem oddymiającym - to nie są błędy?

- Bliska dopuszczalnej granicy, czyli zgodna z przepisami, jest odległość pomiędzy wyjściami ewakuacyjnymi, a ostatnim rzędem amfiteatru. Mówmy raczej o braku komfortu dla publiczności. Faktycznie przydałyby się dodatkowe wyjścia, zresztą upominaliśmy się o nie u projektanta. Nie zostały jednak naruszone przepisy bezpieczeństwa. Strażacy nigdy nie zabronili użytkowania budynku. Nie mówili też o utrudnieniach w przypadku ewakuacji. Na pierwsze sześć miesięcy użytkowania, a więc do czasu zainstalowania dodatkowych urządzeń oddymiających, choć nie zgadzał się z tym projektant, opracowaliśmy specjalny plan zabezpieczenia pożarowego.

Kwestia problemów komunikacyjnych wokół opery dowodzi natomiast, że być może zabrakło nam trochę wyobraźni. Trzeba jednak pamiętać o kontekście powstawania tego obiektu. W 2002 roku, kiedy podejmowano decyzję o budowie, było to jedyne miejsce w Krakowie, w którym bez problemu można było tę inwestycję zrealizować. Działka była i jest własnością Opery i miała określoną powierzchnię. Pamiętajmy też, że przy rondzie Grunwaldzkim planowano stworzenie obiektu, który początkowo miał być nie salą kongresową, ale centrum muzycznym z salą widowiskową na około 2000 osób. Przy tym założeniu przy ul. Lubicz miała powstać siedziba dla teatru repertuarowego, który wielkie projekty i widowiska realizowałby na scenie centrum muzycznego. Dziś, kiedy już wiadomo, że teren przy rondzie Grunwaldzkim odebrano kulturze, zapewne inaczej wyglądałby projekt gmachu opery.

Decyzja o budowie nowej filharmonii też musi uwzględniać tę sytuację. Trzeba zbudować salę koncertową na minimum 1500 osób. Poza muzyką powinno się tam znaleźć miejsce na ekspozycje np. sztuk plastycznych, organizacje ekskluzywnych targów, konferencji czy sesji muzycznych, prestiżowych spotkań społeczno-politycznych. Komfort widza też jest istotny. Trzeba więc pamiętać, żeby nie musiał walczyć o miejsce parkingowe i żeby nie kosztowało ono 10 zł za godzinę. Przede wszystkim jednak musi to być obiekt, który w bardzo krótkim czasie stanie się wizytówką Krakowa.

Parking...

- W Operze Krakowskiej w pierwszych założeniach parking miał powstać pod całym budynkiem i spokojnie pomieściłby minimum 150 samochodów. Zablokowano jednak nasz projekt, bo uważano, że budowa parkingu podziemnego spowoduje zagrożenie dla układu hydrologicznego Ogrodu Botanicznego. Mamy więc podziemny parking na 28 miejsc. Tyle że trzy lata później podjęto decyzję o przebudowie ronda Mogilskiego. I jakoś się okazało, że można je zbudować bez naruszenia tego układu. Zresztą budowa ronda zablokowała inną planowaną lokalizację parkingu - u zbiegu ulic Kopernika i Lubicz.

A jaką lokalizację wybrałby Pan dla nowej filharmonii?

- Świetnie to zdefiniował na łamach "Gazety" dyrektor Filharmonii Krakowskiej Paweł Przytocki, mówiąc, że jak widz wyjdzie od niego po koncercie, to musi mieć co z sobą zrobić. Lokalizacja musi mu nasuwać od razu pomysły na dalszą część wieczoru. Albo pójdzie do restauracji, albo na spotkanie towarzyskie, albo na spacer, albo spokojnie dotrze na przystanek tramwajowy, którym bezpiecznie dojedzie do domu.

Czyli nie na Zabłociu?

- Nie, bo komunikacja z pozostałymi częściami Krakowa jest z tego miejsca dość kłopotliwa. Poza tym jest to zamknięta enklawa. Oczywiście kontekst Fabryki Schindlera, powstającego tam Muzeum Sztuki Współczesnej, czy rozbudowującej się infrastruktury komercyjnej będzie sprzyjał rozwojowi tego miejsca, ale wciąż udać się z centrum miasta na Zabłocie to spora wyprawa. Strach też wracać stamtąd po koncercie o dziesiątej wieczorem.

To które miejsce by Pan wybrał?

- Z tych, o których słyszałem - przy ulicy Kościuszki, nad Wisłą, naprzeciwko hotelu Novotel. Kontekst ostatniego zagrożenia powodzią zweryfikuje lub nawet wyeliminuje to miejsce, ale działka - choć nie jest największa - pozwoliłaby zapewne pomieścić reprezentacyjny budynek.

A koncepcja stworzenia nowej dzielnicy w pobliżu dawnego kinoteatru Związkowiec?

- Nie, bo ta okolica nie ma tradycji. Poparłbym natomiast lokalizację przy ulicy Kopernika, gdzie faktycznie mogłoby powstać nowe centrum kulturalno-społeczno-rozrywkowe.

Czy to realne?

- Chciałbym. Tylko niech nikt nam nie mówi, że nową filharmonię można wybudować za 100 mln zł. Jak budować, to nowocześnie i z rozmachem. Białystok buduje operę za 80 mln, tylko że euro. Myślę więc, że trzeba mieć perspektywę na minimum 200 mln zł, żeby podjąć decyzję o budowie filharmonii w Krakowie. W przeciwnym razie będziemy mieć ten sam problem co z Operą Krakowską.

A gdyby mógł Pan zacząć budować gmach opery jeszcze raz, od samego początku, to co by Pan zmienił?

- To już niczego nie zmieni.... Jednak aby szukać właściwej inspiracji, architektom i urbanistom zasiadającym w jury konkursu na projekt opery zadałbym pytanie, czy są zadowoleni z tego, że ten budynek wygląda tak, jak wygląda. Jako bryła oczywiście. Są różne zdania na ten temat. Ja natomiast patrzę na ten budynek od środka i uważam, że spełnia nasze wymogi, aczkolwiek niebezpiecznie zbliżamy się do granicy komfortu, szczególnie na jego zapleczu. Ktoś powie, że w XXI wieku można budować z większym rozmachem. Oczywiście, ale pamiętajmy, ta inwestycja kosztowała 106 mln zł, które wciąż się nam wytyka. Moim zdaniem to tylko 106 mln zł. Przecież stadion Wisły ma kosztować 350 mln zł. Przypominając raz jeszcze kontekst budowy obiektu przy rondzie Grunwaldzkim, chciałbym, żeby nasza Opera miała widownię większą o jakieś 400 miejsc. I lepszą komunikację zewnętrzną.

A zaprosiłby Pan zagranicznych specjalistów od akustyki, by przygotowali wytyczne do konkursu na projekt architektoniczny?

- Najpierw trzeba myśleć o bryle, która przyjmie wszystkie funkcje, jakie się wskaże, a potem dyskutować o akustyce. Bo dobrą akustykę jesteśmy dziś w stanie stworzyć w każdym miejscu. Najlepsze wytyczne można stworzyć zawsze, potem jednak ten, co je tworzył powinien współuczestniczyć w ich realizacji. Taki problem mieliśmy w naszej operze. Technolog sceny, który tworzył wytyczne, nie brał później udziału w opracowaniu założeń do ich realizacji. Mój poprzednik, który ogłaszał przetarg na technologię sceny, zlecił przygotowanie specyfikacji zupełnie innym osobom. W efekcie wykonawcą był kolejny podmiot, zwycięzca przetargu, który był konkurencyjny w swoim punkcie widzenia, co do technologii sceny względem tego, który ją opracowywał razem z projektantem. To jest trudne do zrozumienia! Mimo, że wszystko było zgodne z przepisami.

Tomasz Handzlik
Gazeta Wyborcza Kraków
4 czerwca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia