Czekając na Sianko

"Przebudzenie " - reż. Paweł Szumiec - Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Pierwszy akt jest właściwie na straty. Na powrót chłopaka zaginionego gdzieś na Dalekim Wschodzie czekają jego matka (Hanna Bieluszko), dziadek (Feliks Szajnert) i ojczym (Maciej Jackowski), elita medialno-uniwersytecka.

Cwana dziennikarka (Agnieszka Judycka na szpilkach długości pompki rowerowej) chce o tej sprawie zrealizować interwencyjny reportaż, wynajęta jasnowidzka (Ewa Worytkiewicz) zmyśla dające nadzieję wizje. Ale oto dzwoni telefon z ambasady i okazuje się, że chłopak odnalazł się w Tajlandii, jest już w samolocie. Bohaterowie pędzą na lotnisko.

Do tego momentu jest źle. Spektakl Pawła Szumca nie pozwala ani utożsamić się z rozpaczą rodziny, ani cieszyć jej nieoczekiwaną radością. Wszystko jest tu powierzchowne i plastikowe. Szemrzą w uchu kolejne rozmowy o braku i tęsknocie, stereotypowo napisane role nie pozwalają aktorom na choćby odrobinę błysku, więc wszyscy odrabiają z poświęceniem miny i ruchy, choć pewnie gdzieś w środku targają nimi nerwy: dlaczego musimy grać jak na "Na Wspólnej"? I czemu to takie nudne? Statystyczny widz zgadza się z nimi w całej rozciągłości, przysypia w najlepsze, czekając na tytułowe "przebudzenie". Ja byłem w o tyle lepszej sytuacji, że czekałem na wejście Marcina Sianko. Jeden rzut oka na obsadę pozwolił mi wywnioskować, że to on będzie owym zaginionym chłopakiem. Ha, miałeś rację, Sherlocku! I rzeczywiście: Marcin Sianko pojawia się na scenie przywitany gromkim okrzykiem zdumionej rodziny: "Kto to, kurczę, jest?". I tu, o dziwo, skończył się pierwszy akt. Przerwa, w drugim było już nieźle.

Po wejściu nowego partnera przebudzili się aktorzy i zaczęła się jakby nowa sztuka, opowiadająca o pułapkach tożsamości. Sianko wcielił się w postać kłamcy. Kogoś, kto udaje amnezję, kto ma w plecaku dokumenty i rzeczy zaginionego chłopca, ale z całą pewnością nim nie jest. Rodzina bierze go do domu, pozwala zamieszkać w pokoju zaginionego i bada jego tajemnicę. Nie zgadza się ani jego wiek, ani cechy szczególne. Oszukuje nas nawet filigranowa sylwetka aktora, bo jego bohater może być zarówno chłopcem, jak i dojrzałym mężczyzną podszywającym się pod młodego człowieka. Kim jest naprawdę? Mordercą? Współczesnym Kasparem Hauserem? Wariatem? Terrorystą?

Prawda nie istnieje. Sianko w żadnej scenie nie stawia kropki nad i, gra wszystkie możliwe niuanse. Cały czas miły i delikatny. Gdy łapią go na kłamstwie - przeprasza, skamle, odwraca kota ogonem. To są jednak oszustwa w mikroskali, w pewnym sensie nawet naturalne, jak chęć przymierzenia czyichś ubrań, próba innego życia. W końcu nawet przestajemy pytać o jego tożsamość. Nie wierzymy mu, kiedy w finale wyjaśnia, co i jak mogło się zdarzyć. Bo czy to ważne, kim jesteśmy? Może istotniejsze staje się to, do czego nas potrzebują inni ludzie?

Sobowtór znikąd może stać się zastępczym synem; dlaczego nie, skoro prawdziwego już nie ma? Może pojawienie się przybysza to część eksperymentu na szerszą skalę, atak terrorystyczny wymierzony w idealną rodzinę? Wtedy postać grana przez Sianko zostałaby wysłana po to, by ją zepsuć, by się na niej zemścić. Dwuznaczny bohater jest jak wirus wpuszczony w dobrze funkcjonujący mechanizm.

Jednak efekt "Sianko" to za mało. "Przebudzenie" ma w sobie dramatycznego materiału co najwyżej na godzinny teatr telewizji, a nie na pełnowymiarowe sceniczne widowisko. Może spektakl uratowałaby inna niż realistyczno- -psychologiczna konwencja, jakieś zabrudzenie formalne, przestery dźwiękowo-wizualne. Może gdyby wszyscy aktorzy chodzili na szpilkach, tak jak robi to Agnieszka Judycka, byłoby na co popatrzeć? Nie wiem, za późno, w teatrze pytamy i szukamy zwykle przed premierą.

Łukasz Drewniak
Dziennik Polski
29 grudnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia