Człowiek z manufaktury

Rozmowa z Pawłem Gabarą

Chciałbym najpierw przeprowadzić spotkania, rozmowy, z pracownikami, artystami, bo myślę, że wiele nieporozumień bierze się z niewiedzy. Chcę rozmawiać o tym, co powinniśmy w teatrze robić, także ze związkami zawodowymi. Obiecałem to w czasie rozmowy konkursowej. Kiedy określimy sobie najważniejsze kierunki rozwoju teatru, to dopiero w tej kolejności zasiądziemy do zrobienia listy wszystkich problemów, którą to dostał pan dyrektor Nowicki, i będziemy je próbowali rozwiązać. Ale obie strony, jeżeli można mówić o stronach, bo wolałbym mówić, że jesteśmy jednością, muszą stale pamiętać, czemu łódzka Opera ma służyć, dla kogo pracuje i jaki ma osiągnąć cel i potem rozwiązywać wszystkie problemy.

Z Pawłem Gabarą nowym dyrektorem Teatru Wielkiego w Łodzi rozmawia Ryszard Klimczak.

Ryszard Klimczak: Dziś została podjęta uchwała Zarządu Województwa Łódzkiego powołująca na stanowisko dyrektora Teatru Wielkiego w Łodzi - Pawła Gabarę. Bardzo serdecznie gratuluję tej nominacji.

Paweł Gabara: Dziękuję bardzo. Trudno mi opisać radość, dumę, a jednocześnie poczucie ogromnej odpowiedzialności związane z rozpoczęciem wielkiej przygody.

Od pańskiej rezygnacji ze stanowiska dyrektora naczelnego w Gliwickim Teatrze Muzycznym minęło niewiele czasu. Zdecydował się pan na udział w konkursie na dyrektora Teatru Wielkiego, instytucji, co prawda, również muzycznej, ale jednak, o nieco innym charakterze. Co zaważyło na decyzji?

Tak naprawdę od początku mojej pracy w teatrze, myślałem o teatrze opery i baletu. Zaczynałem od teatru dramatycznego, potem pracowałem w teatrze musicalowym, później w teatrze, który miał bogate tradycje operetkowe, uzupełniane przez nas o repertuar musicalowy. Co ważne, również i w tym teatrze, w takim zakresie jaki był oczywiście możliwy, zmierzaliśmy w kierunku opery i nie ukrywam, że była to moja inicjatywa i moje marzenia, by takie przedstawienia przygotowywać. Stąd też w repertuarze znalazł się m.in. "Cyrulik Sewilski", czy moja ukochana "Carmen" grana w Ruinach Teatru Victoria. Nominację na to stanowisko traktuję jako mój naturalny rozwój i spełnianie moich planów, a może i marzeń. Praca w teatrze operowym to dla mnie ukoronowanie drogi teatralnej.

Rozumiem, że repertuar operowy jest panu równie bliski, jak ten operetkowy i musicalowy?

Dla mnie opera i balet są sztukami widowiskowymi najwyższej klasy, najwyżej uplasowane w hierarchii, absolutne. Zawsze się tym pasjonowałem. Bardzo interesuje mnie również musical, zwłaszcza ten który plasuje się gdzieś w okolicach opery, bo to już nawet gdzieś się łączy. Ta współczesna opera z ambitnym musicalem zaczyna się w pewnym momencie stykać i przenikać ze sobą w formie orkiestrowania utworu. Nigdy jednak nie byłem wielkim miłośnikiem operetki. Znałem oczywiście repertuar operetkowy, było to oczywiste, ale nigdy nie byłem fanem tego gatunku. Kiedy objąłem stanowisko dyrektora Teatru w Gliwicach pomyślałem sobie, że trzeba te przedstawienia realizować najlepiej jak to jest możliwe, z największą życzliwością. Nigdy sobie nie pozwoliłem na element kpiny czy dystansu do operetki. Myślę, że te przedstawienia, które realizowaliśmy za mojej dyrekcji były bardzo przyzwoite artystycznie, dopracowane. Staraliśmy się na tyle, na ile to było możliwe, by zbliżały się one do konwencji teatru dramatycznego, by gra aktorów była naturalna, rodem z komedii, a nie ze starej operetki. Byłem życzliwy, ale nie był to mój ukochany gatunek.

Na co położył pan największy nacisk oferując swoją wiedzę i doświadczenie wobec wyzwań znacznie większego teatru, jakim jest łódzka opera?

Przede wszystkim chciałbym, by Teatr Wielki w Łodzi rozwijał się dalej w kierunku równowagi repertuaru i konwencji. Chciałbym, aby zachowana była równowaga między kanonem, szczególnie tym XIX-wiecznym, operowym, a literaturą operową XX-wieczną, może nawet też tą z XXI wieku, by z całym szacunkiem dla tradycji, dla konwencji operowej starać się rozmawiać z widzem poprzez teatr współczesny. To samo dotyczyłoby baletu. Zapisałem w swoich planach nową realizację "Giselle". Chciałbym by była ona przygotowana z całym pietyzmem dla konwencji baletu klasycznego.
Niemniej jednak obok tego są propozycje teatru tańca współczesnego, czy widowisk na pograniczu teatru tańca, takich, które przyciągałyby nową formą i nowymi środkami wyrazu. Stąd zależy mi bardzo na równowadze repertuarowej w tym Teatrze.

Tym bardziej, że Teatr Wielki posiada interesujący zespół baletowy a także organizuje Łódzkie Spotkania Baletowe, podczas których konfrontują się najciekawsze i najważniejsze trendy współczesnej choreografii.

Łódzkie Spotkania Baletowe są wspaniałym festiwalem, najlepszym w tej części Europy. Pokazują wspaniałe osiągnięcia w sztuce tańca i to bardzo różnorodne, począwszy od klasycznych, akademickich przedstawień, po spektakle, które rozwijają wyobraźnię i pozwalają nam odkryć nowe lądy w sztuce teatru. Chciałbym, by praca zespołu baletowego, szła trochę śladem tych tropów, które możemy obserwować w czasie Łódzkich Spotkań Baletowych, by balet Teatru Wielkiego nie był w tyle za tym festiwalem, by dokonała się pewnego rodzaju transformacja. Ona będzie bardzo trudna, ze względu na utrzymanie jak najwyższego poziomu w zakresie technik klasycznych, ale jednak chciałbym by tancerze rozwijali swoją naturalną wyobraźnię i mogli zaspokajać swoje indywidualne ambicje taneczne, by mogli pojawiać się także poza kanonem klasycznym. Chciałbym, aby kształtował się zintegrowany i mocno zgrany zespół, ale jednocześnie, by wszyscy tancerze mieli poczucie swojego indywidualnego wkładu w tę pracę. W większym czy w mniejszym stopniu powinno to dotyczyć pozostałych zespołów artystycznych. Chcę przejmować ten Teatr z całym dobrodziejstwem, które w nim jest, z całym jego potencjałem artystycznym, ale jednocześnie otwierać na nowe możliwości.

W dzisiejszym czasach niewiele jest miejsca na tak tradycyjnie, nieomal niszowo umiejscowioną dyscyplinę sztuki jaką jest teatr, a w szczególności teatr operowy. Powstają jednak na świecie, w Europie, a także i w Polsce spektakle operowe o bardzo nowoczesnym kształcie. Czy w następnych sezonach w łódzkiej operze znajdzie się miejsce bardziej dla tradycji, czy może dla operowej awangardy?

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że opera jest gatunkiem niszowym. To nie prawda, że operę można zamknąć w ścianach teatru i będą tam przychodzili wyłącznie widzowie z zamkniętego kręgu. Jeśli się na to zgodzimy to będziemy świadkami obumierania tego gatunku. Jestem przekonany, że współczesna opera będzie ewoluowała, może będzie się zbliżała do formy musicalu, ale na pewno zachowa swoją integralność. Z pewnością nie będzie gatunkiem niszowym i nie można na to pozwolić. Gmach opery trzeba otworzyć dla widzów, których można widowiskiem operowym zaskoczyć i przyciągnąć. Należy szanować oczywiście całą tradycję, bo to jest nasza baza, coś z czego czerpiemy, coś co daje nam kościec artystyczny. Ale jeśli fałszywie pojęta wierność powodowałaby, że ilość widzów w operze zmaleje, bo przywiązanych do starej konwencji jest coraz mniej, nie miałoby to sensu. Oznaczałoby, że przyszły nowe czasy i trzeba to zrewidować. W tym zakresie jestem za wszystkim, co nowe w operze. Nie mam nic przeciwko współczesnemu kostiumowi w operach Verdiego. Ważne jest tylko, by nowa rzeczywistość sceniczna zbudowana przez reżysera wraz ze scenografem i choreografem była koherentna i odpowiedzialna. Nie może polegać to na dziwacznych pomysłach, w których przedstawienie jest po prostu ich prezentacją. Na to nie może być zgody.
Natomiast jeśli powstaje nowa odpowiedzialna rzeczywistość artystyczna, ona może być rewizjonistyczna, rewolucyjna, ale musi być intelektualnie i artystycznie spójna, musi budować nowy świat. Nie może być czymś pomiędzy. Jeśli jednak przedstawienie na przykład Verdiowskie miałoby być tylko udziwaczone, to ja wolałbym ubrać artystów w konwencjonalne kostiumy odnoszące się do epoki w której rozgrywa się opera i zostać przy oryginalnej konwencji. Chciałbym też, żeby jak największe kręgi ludzi mogły się kłócić o kształt opery. Niech o kształcie przedstawienia dyskutuje całe miasto, cały region i nie tylko ludzie związani ze światem artystycznym. Niech ta dyskusja przyniesie pożytek w postaci popularyzacji opery, budzenia zaciekawienia.

Tak jak teatr w ogóle, tak i Teatr Wielki w Łodzi boryka się z zespołem trudności finansowo-organizacyjno-artystycznych. Wojciech Nowicki w czasie swojej kadencji wiele tych problemów już rozwiązał, jednak wiele jeszcze pozostało do rozwiązania – chociażby problemy związane z kondycją i funkcjonowaniem muzyków operowych. Czy są panu znane skala i rozmiary tych problemów? Czy ma pan już ich wstępną ocenę i czy ma pan już jakąś wypracowaną metodę, przy pomocy której będzie pan starał się zaradzić tym wszystkim trudnościom?

Jestem bardzo szczęśliwy, że przejmuję Teatr po tak dobrym dyrektorze jak Wojciech Nowicki, który jest znakomitym menadżerem i dyrektorem z takim doświadczeniem, że bardzo chętnie byłbym jego uczniem. Wiem na czym polega istota nieporozumień i napięć, które obecnie mają miejsce w Teatrze Wielkim, i z których Teatr niemal słynie. Jednym z moich priorytetów, które sobie założyłem w pierwszym okresie jest osiągnięcie porozumienia z całą załogą i przekonanie pracowników Teatru Wielkiego do tego, że teatr jest naszą wspólnotą, że musimy iść w jednym kierunku i powinno nam zależeć na rozwoju tego teatru, bo nikt nie będzie nas wspierał, jeśli będzie on postrzegany w opinii jako miejsce, w którym dochodzi tylko do konfliktów i napięć. To jest nasz wspólny interes. Dyrektor nie jest antagonistą w stosunku do zespołu. Dyrektor jest tylko jego kierownikiem, a to znaczy, że jest jego częścią. Jest tylko osobą która go reprezentuje.
Chciałbym najpierw przeprowadzić spotkania, rozmowy, z pracownikami, artystami, bo myślę, że wiele nieporozumień bierze się z niewiedzy. Chcę rozmawiać o tym, co powinniśmy w teatrze robić, także ze związkami zawodowymi. Obiecałem to w czasie rozmowy konkursowej. Kiedy określimy sobie najważniejsze kierunki rozwoju teatru, to dopiero w tej kolejności zasiądziemy do zrobienia listy wszystkich problemów, którą to dostał pan dyrektor Nowicki, i będziemy je próbowali rozwiązać. Ale obie strony, jeżeli można mówić o stronach, bo wolałbym mówić, że jesteśmy jednością, muszą stale pamiętać, czemu łódzka Opera ma służyć, dla kogo pracuje i jaki ma osiągnąć cel i potem rozwiązywać wszystkie problemy.

Brzmi to bardzo obiecująco. Mam nadzieję, że uda się panu i zespołowi osiągnąć consensus w tej sprawie. Teatr operowy jak żaden inny teatr dla realizacji swoich statutowych powinności potrzebuje ogromnych nakładów finansowych. Część tych nakładów jest – miejmy nadzieję – zagwarantowana przez odpowiedzialne instytucje województwa. Zapewne jednak są to środki daleko niewystarczające wobec potrzeb tego typu teatru. Czy ma pan koncepcję dotyczącą pozyskania nowych źródeł finansowania?

Obecnie mamy okres w którym bardzo trudno prowadzi się taką instytucję jak teatr. Do organizatorów coraz częściej dociera świadomość tego, że nie są oni całkowicie odpowiedzialni za politykę kulturalną, że instytucja w coraz większym zakresie powinna sobie sama radzić. Jest to taki rozwój, którego nie unikniemy i nie powinniśmy się temu przeciwstawiać. Problem, który chciałbym podkreślić polega na tym, iż w tym procesie, szybko się rozwijającym, szybciej niż się nam dyrektorom teatrów wydawało, nie pomaga środowisko prawne i poszczególne rządy. Nadal nie możemy oczekiwać takiej reformy systemu podatkowego, która sprawi, że powstanie środowisko przyjazne, że powstanie przestrzeń, w której dyrektor teatru czy innej instytucji będzie mógł się poruszać, będzie mógł wykazać swoją sprawność, operatywność i tam pozyskiwać te dodatkowe środki. Po tym się ocenia dyrektora. W Polsce oczekuje się, by poruszał się on po takim terenie, ale takiego terenu nie ma, bo nie ma żadnej zachęty podatkowej, które sprawiłaby, że duże pieniądze jakie są do przejęcia, do zdobycia w sferze biznesu można byłoby przejmować. Tego nam brakuje i chciałbym byśmy o tym wszyscy mówili. Nie można problemu niedofinansowania kultury przekładać tylko na organizatorów i dyrektorów teatrów i tylko ich rozliczać, mówić, że organizator jest skąpy, albo mówić, że dyrektor jest nieudolny. Trzeba poprawić to środowisko prawne, przede wszystkim system podatkowy, który by ułatwił organizatorowi, a szczególnie dyrektorowi pozyskiwanie tych środków, tak jak jest to np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie można utrzymać ogromny teatr nie wykorzystując nawet jednego centa budżetowego. To w warunkach europejskich jest oczywiście niemożliwe i nie powinniśmy do tego tak radykalnie zmierzać, ale tego nam brakuje. Swój plan artystyczny w przypadku kilku realizacji uwarunkowałem zdobyciem dodatkowych środków, bądź to z działających obecnie funduszy, bądź z grantów ministerialnych. Jedna z premier będzie przygotowana wówczas tylko, gdy pojawi się współproducent prywatny. Niepopularne jest partnerstwo prywatno-publiczne. Trochę się wszyscy tego boją, a myślę, że powinniśmy tutaj poszukiwać dodatkowych źródeł. Kilka premier w moich planach jest jakby oznaczonych tą gwiazdką, że do realizacji tych spektakli dojdzie pod warunkiem uzyskania dodatkowych środków. Niektóre propozycje tytułowe pojawiły się nie tylko ze względów artystycznych, ale także dlatego, że spełniają możliwości niektórych funduszy.
Myślę, że jest to pewne rozwiązanie, by myśleć o repertuarze nie tylko w aspekcie artystycznym, ale także w taki sposób, by z góry założyć że ten repertuar, czy ta propozycja będzie zbieżna z oczekiwaniami jakiegoś darczyńcy. Myślę, że w regionie łódzkim znajdziemy takich partnerów, którzy zechcą być mecenasami kultury. Dojrzałych, nowoczesnych, którzy będą widzieli w tym jakiś interes i nie będą oczekiwali, by w spektaklu operowym były lokowane ich produkty.

W jednym z wywiadów Wojciech Nowicki wspomniał, iż swojemu następcy pozostawia teatr z repertuarem, gwarantującym niemal stuprocentową frekwencję, czyli najbardziej znanymi tytułami operowymi. Czy jest jakiś tytuł, którym pan chciałby zapoczątkować swoją dyrekcję?

Muszę potwierdzić słowa dyrektora Nowickiego. Ostatnio intensywniej bywałem w Teatrze Wielkim w Łodzi i rzeczywiście obserwowałem wielką widownię wypełnioną po brzegi i to mnie ogromnie cieszyło. Paradoksalnie, w całym repertuarze, który ja ułożyłem, nie znając jeszcze najbliższych zamierzeń opery łódzkiej, największym moim marzeniem, i ukochaną moją operą był "Don Giovanni". Proszę sobie wyobrazić z jakim smutkiem, po konkursie już, dowiedziałem się, że ten tytuł jest w jesiennych planach opery łódzkiej, tzn. smutkiem, ale i jednocześnie radością. Jak się okazało zbieżne były nasze plany. To przejście będzie bardzo delikatne między dyrekcją Wojciecha Nowickiego. Znamienne jest, iż ostatnią premierą jaką on planował jest tytuł, którym ja chciałem rozpocząć, czy wprowadzić do repertuaru. Ponadto chciałbym zwrócić uwagę na nieobecnego od długiego czasu w Łodzi Benjamina Brittena. Myślę tu konkretnie o "Śmierci w Wencji". Jeśli mówimy o operze otwartej dla wszystkich, dla jak najszerszych kręgów to trzeba to zrobić poprzez wielką literaturę, a ten tytuł znany jest przede wszystkim z powieści. Tych propozycji jest znacznie więcej, ale takim elementem łódzkim będzie projekt "Człowiek z Manufaktury". Chodzi o ogłoszenie już na początku mojej dyrekcji konkursu na operę współczesną. Chciałbym, aby odnosiła się ona do pewnych przemian, które dokonały się w naszym pokoleniu, by dotykała problemów żywych, palących i żeby nawiązywała do tego co działo się w Łodzi, mieście o dynamicznych przemianch społecznych. Nie ukrywam, że idąc trochę tropem kanonu filmowego "Człowiek z żelaza", "Człowiek z marmuru" pomyślałem o "Człowieku z Manufaktury". To nie jest tytuł opery, która się narodzi. Zaproponowaliśmy razem z Krzysztofem Korwinem-Piotrowskim, który jest współautorem tego pomysłu by inspiracją dla autora czy autorów tej opery była postać Izraela Poznańskiego i jego manufaktury. Nie trzeba tego traktować dosłownie. Bohaterem nie musi Izrael Poznański, a opera nie musi rozgrywać się w Łodzi. Jest to tylko punkt wyjścia do myślenia.
Chciałbym, by taki gatunek powstał, by rozwijał się. Trzeba rozwijać tradycyjną operę, należącą do kanonu. Każdy dyrektor teatru operowego ma obowiązek dbania o rozwój nowych oper, o wspieranie i pomaganie nowym autorom w powstawaniu nowych dzieł operowych.

Ryszard Klimczak
Dziennik Teatralny
24 czerwca 2015
Portrety
Paweł Gabara

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...