Czy Czechow jest nam potrzebny?

"Mewa" - reż. Gabriel Gietzky - Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach - 15 Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje

Na festiwalu "Interpretacje" pokazano "Mewę". To spektakl Teatru Śląskiego w Katowicach

Spektakl "Mewy" Antoniego Czechowa stawia sporo pytań człowiekiem teatru, dla niego pisał, ale pozostawał sceptyczny wobec wiary w to, że publiczność nieodmiennie doznaje na spektaklach jakichś metafizycznych odlotów, i że można jej wcisnąć każde głupstwo. Przestrzegał też przed niebezpiecznym mieszaniem życia ze sceną, co bohaterowie "Mewy" - ludzie sztuki - czynią nagminnie i bez refleksji.

W katowickim przedstawieniu nakładają się zatem na siebie obrazy, zrealizowane w różnych konwencjach teatralnych, a jednocześnie toczą się osobiste historie bohaterów. Każdego z nich powoli wypełnia pustka niespełnienia, do której nie chce się przyznać. Każdy, w dziwnym pomieszaniu groteskowej pewności siebie i pogardy dla reszty świata, udaje kogoś innego niż jest naprawdę. Wchodzą w grę pozorów, a nawet zaczynają wierzyć w fikcję, którą tworzą.

Przedstawienie kończy się sceną, zdecydowanie odmienną, pod każdym względem (zimne światła, stonowana gra aktorów, powolny rytm), od poprzednich odsłon. Postacie sztuki, dotąd kolorowe ptaki, już nie kąpią się w słońcu, nie budują wyimaginowanego świata do zdobycia i nie świergoczą jak nakręcane słowiki. Dopada ich zima, realna i mentalna. Na gruzach mrzonek nie da się zbudować niczego, bo wypalonych fajerwerków nie używa się po raz drugi.

Spektakl zatacza koło, choć okręg się nie zazębia. W prologu poznaliśmy bohaterów "Mewy", ale i prywatnie aktorów Teatru Śląskiego, którzy się w nich wcielili. W epilogu zostajemy już tylko z postaciami ze sztuki Czechowa. I z takim przekonaniem, ze warto Czechowa grać, bo ani trochę się nie zestarzał.

Spektakl stawia sporo pytań, ale nie sugeruje odpowiedzi, bo Gietzky nie kreuje się na naszego przewodnika czy nauczyciela. Spierano się o tę inscenizację "Mewy" Antoniego Czechowa od samej premiery i spierać nie przestano po jej prezentacji w konkursie XV Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje". A skoro tak, to znaczy, że Gabriel Gietzky - reżyser tego spektaklu w Teatrze Śląskim - wiedział, jak poruszyć wrażliwość widzów i zachęcić ich do dyskusji. A to już sukces.

Jednym, bardzo zadowolonym głosem, chwalono więc tylko niezwykłą scenografię Marii Kanigowskiej - na tyle konkretną, że było w niej miejsce na dosłowność (np. prawdziwą wodę), i na tyle symboliczną, że może stanowić tło dla każdej praktycznie wypowiedzi artystycznej.

Z oceną kształtu i wymowy spektaklu było inaczej. Rozczarowani poczuli się przede wszystkim ci, którzy oczekiwali Czechowa tradycyjnego, czyli: "jak z Czechowa", a otrzymali Czechowa nietradycyjnego, czyli: "jak z Gietzky'ego". Publiczność, ceniąca autorski stosunek reżysera do inscenizowanego tekstu, przyjęła natomiast katowicką "Mewę" z satysfakcją i uznaniem. Ja także. Gietzky, szanując ducha klasyka (literę już nie zawsze, spektakl ma sporo zmian w stosunku do oryginału) pyta bowiem prowokacyjnie o poziom i kondycję współczesnego teatru, o wyobraźnię twórczą pokolenia młodych reżyserów.

I nie jest to rozmowa w stylu "jesteśmy genialni, bo umiemy spalić na scenie fortepian" (co się zresztą dzieje). To jest raczej pytanie o to, czy młodzi polscy (i nie tylko, sądzę) reżyserzy potrafią czytać klasykę. Czy znajdują do niej klucz. A przede wszystkim o to, czy nie toną zbyt ochoczo w powodzi pustych ozdobników i łamiąc stare konwencje nie tworzą nowych, równie szybko kostniejących.

Wybór "Mewy" do takich rozważań jest idealny.

Jeszcze zobaczymy:

14 marca - "W imię Jakuba S" Pawła Demirskiego, w reżyserii Moniki Strzępki, Teatr Rozrywki w Chorzowie, godz. 19.00.

15 marca - "Król Ryszard III" Williama Szekspira, w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego, Teatr Śląski, godz. 20.00.

Henryka Wach-Malicka
Dziennik Zachodni
15 marca 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia