Czy mamy wybór?

"Makbet" - reż. Grzegorz Suski - Teatr Polski w Bielsku-Białej

Trudno chyba o bardziej opisywaną sztukę w historii teatru niż "Makbet". Trudno o bardziej znanego dramatopisarza niż William Szekspir. Klasyka jednak się nie starzeje. Jest odporna na działanie czasu, bo możemy w niej odkryć nowe treści, dotyczące i dotykające nas dzisiaj. Przesłanie sztuki aktualne jest w każdym czasie, bo mówi o wnętrzu człowieka, o jego prawdzie, o emocjach, które towarzyszą mu niezależnie od miejsca, w jakim żyje.

Akcja dzieje się w średniowiecznej Szkocji. Poznajemy historię Makbeta - szkockiego dowódcy, który uwierzył w przepowiednie trzech wiedźm, obiecujących mu zaszczyty i królewską władzę. Główny bohater z odważnego, honorowego żołnierza zamienia się stopniowo w bezwzględnego człowieka, pozbawionego skrupułów, niszczącego wszystko co stanie mu na drodze do upragnionego celu. Rządny władzy i panowania, staje się zdolny do najgorszych czynów, nawet do morderstwa przyjaciół. Przepowiednia roztaczała przed nim wizję wspaniałej przyszłości. Okazało się jednak, że za jej wypełnienie zapłacił cenę zdrady, oszustwa i zbrodni.

Wydaje się że świat Makbeta jest zdeterminowany. Wydaje się, że wszystko co się stało, musiało się stać, ale gdyby tak było, wszelkie nasze działania nie miałyby sensu, a człowiek byłby jedynie przedmiotem pozbawionym wolnej woli, bez możliwości samostanowienia. Normy etyczne nie miałyby racji bytu w takiej rzeczywistości. Wydaje się bardziej prawdopodobne, że sami wypełniamy czynami nasze pragnienia, które ktoś nam podszeptuje, drażniąc naszą ciekawość przyszłości, zaspakajając naszą próżność.

Czy ja jestem Szkockim dowódcą? Czy to dla mnie Szekspir napisał tę sztukę? Czy dotyczą nas miecze, krew i pole bitwy? Czy szczęk żelaznego oręża nie wydaje się dzisiaj groteskowy? Niech nie zwiodą nas kostiumy. Sztuka nie jest historyczna, skierowana tylko do wąskiego grona odbiorców - dla kandydatów na tron, lub na fotel prezydenta. Gdyby tak było widownia byłaby mniej liczna, a William bardzo krótkowzroczny. Wtedy każdy przyzwoity człowiek wysnułby ze sztuki tylko jeden wniosek, że od polityki trzeba trzymać się jak najdalej, bo władza nie może obyć się bez zbrodni. Czy nie jest to pułapka? Czy przypadkiem nie jest to historia o nas samych i naszych codziennych wyborach? Czy pod przykrywką historycznych postaci możemy odnaleźć siebie? Nie każdy podrzyna komuś gardło sztyletem. Budzi to w nas odrazę, wstręt i obrzydzenie, ale słowem... we władaniu tym orężem jesteśmy skuteczniejsi. Możemy to robić w bardziej zawoalowany sposób, bardziej skrycie i nie mniej boleśnie. Broń okrutna, dostępna w każdej chwili. Nie pozostawia śladów krwi. Czy trzeba dzisiaj zabijać króla Duncana, żeby objąć tron? Władzę? Nie. Wystarczy go ośmieszyć, oczernić, zdepresjonować, pomówić. Nie oglądajmy się dookoła, posłuchajmy własnych słów.

Każdego dnia dokonujemy wyborów, nie unikniemy tej walki. Pytanie tylko brzmi - co jesteśmy w stanie poświęcić, żeby wygrać. Jak daleko posuniemy się w naszym postępowaniu i czyim kosztem, żeby otrzymać awans, premię, stanowisko... Za jaką cenę osiągamy cele? W pierwszym odruchu potępiamy Makbeta, zaraz, zaraz, nie tak szybko... spójrzmy na siebie. Może się okazać, że wydaliśmy osąd również na siebie.

Po co nam sztuka, która nie odnosi się do życia? Czy rzeczywiście Makbet to zamknięty rozdział, czy współcześnie nie ma już Makbetów? Czy można odmówić posłuszeństwa losowi? Czy można się sprzeciwić własnej sile? Dążenie do realizacji przepowiedni może przynieść zgubę, choćby to były najbardziej wzniosłe cele.

Człowiek uwikłany jest w wydarzenia i czyny, których dokonuje, jakby wszystko było gdzieś zapisane i tylko odkryte przez nadludzkie siły, w tym przypadku uosobnione przez wiedźmy. Ta z góry przesądzona rzeczywistość, to raczej pozory. Dzisiaj wydaje się, że wiedźmy są wymyślonymi, wyimaginowanymi stworami. Współczesność jest mało uduchowiona. Wiedźmy wydają się nierealne, wymyślone, nieprawdziwe. Świat bawi się ich wizerunkiem. Czy jednak nasze myśli muszą przybierać kształ kobiecych, demonicznych ciał. Czy dzisiaj nie wystarczy sama motywacja do niemoralnego działania? Czy muszą nas mamić magicznym tańcem, tumanić gusłami wirując w nierealnej atmosferze? Jedna iskra w naszym sercu, jeden impuls, jedno pragnienie może zastąpić wszystkie wiedźmy. Pragnienia obiecują nam wielkie rzeczy, czujemy się stworzeni do wyższych celów, inni ludzie stają się tylko przeszkodą.

Dzisiaj chyba mniej wierzymy w przeznaczenie. Człowiek zdecydowanie bardziej wierzy w siebie, w swoje możliwości, w to co robi. Jest przeświadczony, że jest panem własnego losu. Nie wierzy, żeby jakieś oszalałe kobiety, w jakimś blaszanym kotle, na skraju lasu decydowały o jego przyszłości. Wierzy we własne siły. Czy te myśli o własnej potędze nie są właśnie ukrytymi wiedźmami? Czy to nie jest ślepy zaułek? Czy Makbet również nie pragnął zaszczytów, chwały, wielkości? Gdzie kończy się fantastyka a zaczyna niszcząca pycha?

Wiedźmy? Nie musimy ich spotykać, nawet widzieć. Na początku wystarczy poruszenie w duszy. Zobaczenie celu może zupełnie zmienić nasze postępowanie. Może zbyt lekceważymy to, co nas inspiruje, nie licząc się z konsekwencjami wyborów, aż przychodzi moment, kiedy jesteśmy już tak uwikłani, że zostaje nam tylko beznadziejne oczekiwanie na kata, który zetnie nam głowę.

Jeden niecny występek pociąga za sobą kolejny. Lawina się rozpędza. Kolejna zbrodnia zamiast zakończyć cierpienia sprawcy, potęguje je wielokrotnie. Jakże wzniosłe i szczytne cele okazują się drogą na zatracenie. Morderstwo, oszczerstwo, zdrada okazują się ciężarem nie do podźwignięcia. Wyrzuty sumienia nie toną w coraz większym morzu niewinnej krwi. Krew nie gasi palącej winy, wzmaga pożar. Cichego głosu sprawiedliwości nie da się zagłuszyć krzykiem kolejnej ofiary.

Człowiek pod wpływem pragnień i przekonań zdolny jest do niepojętego okrucieństwa, za wszelką cenę gotów jest osiągnąć cel. Realizacja zamierzeń zamiast na wyżyny prowadzi go do destrukcji. W bezwzględnej walce zawsze jesteśmy osamotnieni. Dla własnych ambitnych celów wybijamy znajomych, przyjaciół, rodzinę nie wspominając już o obcych, którzy przypadkiem stanęli nam przed oczami. Czujemy, że nikt nas nie rozumie, bo kariera to przecież spełnienie marzeń. Nie rozumieją nas ludzie, których porzuciliśmy po drodze na pisany nam szczyt i nie są nam potrzebni na naszej wspaniałej drodze samospełnienia. Chcemy błyszczeć, napawać się własną wielkością.

W spektaklu przeplatał się nastrój metafizyki i brutalnej rzeczywistości. Można było poczuć klimat czarów szczególnie za sprawą dynamicznych wiedźm, które wciągały atrakcyjnością, zaciekawiały, skupiały uwagę, intrygowały. Nie dziwię się, że Makbet dał się przekonać.

Scenografia oszczędna, surowa, ale w jakiś nieuchwytny sposób pozwalająca na wyobrażenia i budowanie własnego świata, który ożywiali aktorzy przez gwałtowne, głębokie emocje. Scenografia podkreślała dramatyzm sytuacji i mroki dręczące dusze bohaterów. Pozwalała skupić się na scenach, wydobywając z nich maksimum przekazu. Tak jakby czas był zawieszony, nieistotny.

Co stałoby się gdyby Makbet nie zapytał czarownic o swój los? Tego już się nie dowiemy. Pozostaje nam własna droga. Czy udamy się do wróżki, czy zatelefonujemy na tele wróżby po 23.00? Czy sami będziemy kształtować przyszłość szanując innych ludzi? Wierzymy w zabobony z dymiącego kotła? Nie ma większej złudy niż potęga człowieka.

Damian Górecki
www.2bstyle.pl
9 listopada 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...