Czy możemy urodzić potwora?

"Balladyna" - reż. Krzysztof Garbaczewski - Teatr Polski w Poznaniu, "Wesele" - reż. Marcin Liber - Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

Teatr Polski w Poznaniu zaprezentował w ramach Opolskich Konfrontacji Teatralnych post sensoryczną "Balladynę" Marcina Cecki w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego, która co do idei, koresponduje ze Słowackim, a zarazem przedstawia tak zwaną ponowoczesność w wydaniu nad wyraz wykwintnym, a bywa, że kontrowersyjnym - jak twierdzą niektórzy.

Uderzającą pozostaje sceniczna potworność zaprezentowanej polskiej waginy wyzutej z jakichkolwiek oparów fałszu. Już sam ten fakt sprawia, że publiczność pozostaje wstrząśnięta, zmieszana i zmuszona do procesów intelektualnego trawienia treści, która nie jest łatwą. Wszak nie jest sztuką ruchanie, sztuką jest przyjęcie na twarz skutków owego ruchania.

Oto zostajemy wrzuceni w laboratoryjną rzeczywistość biochemicznych procesów cywilizacyjnych, transformacji genetycznych, modyfikacji organizmów, poszukiwań nowego świętego graala, gdzie matka Aliny i Balladyny zassana od Słowackiego, staje się bizneswoman wyzutą z idei zbawiania świata. Wyrachowana suka, której produkcja polskich ziemniaków modyfikowanych genetycznie przesłania świat emocji własnych córek. Wszak to ona robi z Kirkorem swoje geszefty co najmniej pijąc, o ile nie ćpając z tymże, by w dalszej konsekwencji przyjąć na twarz słowa Balladyny, która bez zbędnych ogródek przyznaje, że zabiła Alinę. Balladyna bierze Kirkora i tegoż morduje w wyśmienitej scenie strzelania z palców obrazujących pistolet narodowy. Idąc dalej, jej matka popełnia sceniczne seppuku odpalając "bombę napalmową". Oto pełnia władzy spływa na Balladynę.

To w tym momencie spektaklu, którego napięcie i fabuła są budowane do antraktu, opadają wszelkie kotary, a co za tym idzie, na scenę spływa napis o treści "Naród sobie" stylizowany na "Arbeit macht frei" z obozu w Auschwitz. Balladyna zaczyna budować treść swojej spowiedzi z popełnionego grzechu morderstwa, i o zgrozo, jest w swojej opowieści wiarygodna, autentyczna, i nie jeden mógłby pójść za morderczynią przyjmując jej sposób widzenia świata. Wszak świadczą o tym dokonywane na ludziach transformacje genetyczne, mające za cel zobrazować możliwe potworności, od wykonania których, technicznie, ludzkość nie jest odległa. Wody jeziora Gopło, nad którym twórcy usytuowali akcję dramatu, zdają się być silnie trującymi we wszelkie odmiany narodowej skrajności od lewa, poprzez centrum, a na prawym sektorze politycznym kończąc. Ktokolwiek miał kontakt z ową tonią wodną, podlega hybrydyzacji, wykoślawieniu, potworności kończącej się śmiercią, której patronuje doktor Mengele z Auschwitz. Wszak ów napis: "Naród sobie" zostaje rozświetlony za każdym razem, gdy jeden z aktorów przebrany za piłkarza polskiej reprezentacji kopie w piłkę uderzającą o blaszaną ścianę. Trzeba by być ćwierć inteligentem, by nie zobaczyć odniesienia do faktu olbrzymich inwestycji poczynionych przez Polskę na Euro 2012, skutkiem czego władze miast finansować kulturę wysoką, dofinansowały wzmożony rozrost ruchów skrajnych, nacjonalistycznych i to w Balladynie Cecki wybrzmiewa dosadnie oraz ku przestrodze.

Może być i tak, że dosadność języka scenicznego będzie raziła wiele osób. Wszak sam byłem świadkiem sceny na widowni, gdy jedna z obruszonych pań wolałaby, by na widowni nie gościła młodzież wobec zaprezentowanej obsceny waginy narodowej w języku mocno oleistym od przekleństw i dosadności. Czyżby to miało oznaczać, że mamy my, jako społeczeństwo zamiatać pod dywan fakty dziejące się w społeczeństwie tu i teraz? Obscena jest jeno dodatkiem kwantyfikującym rzeczywistość - obrazem prawdziwym, nie zafałszowanym, a brak dyskusji nad scenicznym dzianiem się byłoby przyzwoleniem na postępowanie Balladyny zmierzającej do brunatnienia społeczeństwa, na co każdy rozsądny obywatel, idąc za kardynałem Wyszyńskim i biskupami polskimi połowy XX wieku powie: non possumus.

Nie bez kozery, za dobrą nutę przyjąłem przemówienie Marszałka Województwa Opolskiego, który otwierając Opolskie Konfrontacje Teatralne zaznaczył, że polska przestrzeń teatralna jest obszarem rozmów, dociekań, sporów nad polskością oraz nad stanem państwa. Opolskie Konfrontacje Teatralne, jak i wiele instytucji budujących tkankę kultury polskiej doznało w ostatnich latach ogromnego niedofinansowania, co było oczywistym błędem. Pozostaję przy nadziei, że niezależnie od barw politycznych urzędującej władzy dotrze wreszcie do niej, że nie wolno brać zamachu na kulturę polską. Jej wydźwięk może być niewygodny, bo wadzi się z tym tu i teraz, lecz to jest jej wielka wartość, której zaniechać nie można. Kultura polska ma to do siebie, że jest w niej miejsce dla wszystkich, a wywołując kontrowersję, powoduje, że debata nad przestrzenią publiczną jest pełna, żywa, dogłębna i treściwa. Udowodnili to dosadnie realizatorzy "Balladyny" z Teatru Polskiego w Poznaniu.

Udowodnili to twórcy "Wesela" [na zdjęciu] z Teatru Polskiego w Bydgoszczy, których spektakl w sposób równie silny i przekonujący pokazał chochoła polskiego (boska rola Magdaleny Łaski), który przywołany do istnienia przez Wyspiańskiego wciąż trwa i rozmawia o nas samych z całym narodem od prawa do lewa. Niewątpliwym pozostaje fakt, że Bydgoskie "Wesele", jak mało który spektakl prezentowany współcześnie na polskich deskach teatralnych oddaje schizofreniczność naszych poczynań. Jak ten cham, mamy złoty róg europejski, a dmiąc w niego niejako na pół gwizdka, nie doceniając jego mocy, możemy przywołać do ponownego istnienia wszelkie duchy polskie, gaszone przecież z tak wielkim trudem, które, jak uczy historia, wiodły nas nie raz do nacjonalizmu, do miałkości. Narodowe swady, kłótnie, narzekania, przysłaniają fakt, że polska klasyka interpretowana na nowo, wciąż podaje tropy współczesności, nad którymi wypada się zatrzymać, by koło historii nie powróciło do miejsca, w którym już byliśmy ponosząc tego wysoką cenę. Przeto scenicznym dzianiem się, pośrednio, wciąż wybrzmiewają w tle liczne teksty Miłosza o Polsce i Europie. Ten położony na Skałce, jest wieszczem narodowym, który milcząco wciąż wybrzmiewa w przestrzeni publicznej nienazwany z imienia i nazwiska. Oto Klasyka Polska zaprezentowana w Opolu sprawia, że dla tych, którzy chcą słuchać melodii polskiej bez względu na przekonania światopoglądowe, mają szansę wsłuchania się w głos otrzeźwienia z miałkości spraw traktowanych jako wielkie, a będącymi de facto prozą naszego dnia codziennego. W tym kraju jest miejsce na krzyż, tęczę, in vitro i na wszystko inne. Tylko, na litość boską, słuchajmy siebie.

Mateusz Rossa
www.tekturaopolska.pl
24 maja 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...