Czy rozdziobią nas kruki, wrony?

"Wroniec" - reż. Jerzy Bielunas - Teatr Kamienica w Warszawie

Ta parafraza tytułu noweli Stefana Żeromskiego nasuwała mi się kilkakrotnie podczas oglądania spektaklu "Wroniec" w Teatrze Kamienica. A dużo wcześniej w trakcie lektury znakomitej książki Jacka Dukaja podejmującej w bajkowej konwencji tematykę stanu wojennego. W klimat tamtego czasu wprowadza ustawiony tuż przed wejściem do teatru dymiący koksownik. Taki sam jak te sprzed 29 lat, przy których ogrzewali się żołnierze, czyli - używając języka spektaklu - "wojacy wroniacy"

Historia stanu wojennego ukazana jest we "Wrońcu" z perspektywy siedmioletniego chłopca. Rzeczywistość tamtego czasu i wiążące się z tym zło dostosowano do poziomu świadomości dziecka. Zabieg ten objął także warstwę językową i obrazową spektaklu. Toteż opowieść budowana jest prostym językiem - krótkimi zdaniami, łatwo trafiającymi do wyobraźni młodego odbiorcy. Są tu też wspaniałe gry językowe, zabawy słowami - milipanci, bubecy, oporni, oporniejsi, pozycjoniści itd.

Początek utrzymany jest w konwencji klasycznej bajki. Dawno, dawno temu był sobie siedmioletni Adaś. Miał mamę, tatę, maleńką siostrzyczkę, babcię, wujków i ciotki. Wszyscy żyli w dużym mieście nad rzeką. Tata Adasia pisał coś na maszynie (bo wtedy nie było jeszcze komputerów), potem przychodzili brodaci panowie i długo dyskutowali o tym, co tata napisał. Adasiowi czasami wolno było stukać w klawisze. Tym sposobem napisał swoje imię. W telewizji pojawiali się gadający "brzydcy panowie". Tamtej zimy zdarzyło się, że "brzydcy panowie" zastąpili nawet "Teleranek". Potem pokazano gadających panów w mundurach, następnie żołnierzy z armatami i czołgami oraz jednego pana w wielkich okularach, w mundurze. Pewnego razu, w środku nocy wpadł przez okno do mieszkania wielki, czarny stwór, Wroniec, i schwycił w szponiaste łapy tatę i odleciał z nim. Potem przyszli wojacy wroniacy i zabrali resztę rodziny. Adasiem zaopiekował się sąsiad Jan Beton (znakomita rola Emiliana Kamińskiego), który kiedyś budował "temi ręcami" Warszawę, a teraz jest wrogiem Wrońca i całego wronieckiego systemu.

Odtąd Adaś wraz z panem Betonem przemierzają Warszawę w poszukiwaniu mamy, taty, babci, siostrzyczki i wujka. Wszędzie pełno milipantów sprawdzających dokumenty i raz po raz pałujących ludzi. Chłopiec, pragnąc odzyskać rodzinę, nie waha się pójść do samego strasznego Wrońca. Po drodze traci pana Betona, którego rozdziobują kruki i wrony. W końcu Adaś dotrze do Wrońca i odzyska rodzinę, ale za cenę swoich ideałów. Stracił więc tę siłę, którą miał w sobie i która go budowała. Odzyskał bliskich, lecz poniósł ofiarę, bo wszedł w sferę bolesnego kompromisu. I kiedy w finale budzi się ze snu (w który zapadł podczas gorączki), otaczają go mama, tata, babcia, siostrzyczka.

Jerzy Bielunas, autor adaptacji powieści i reżyser, zachował język tekstu oryginalnego. Zbudował przedstawienie, łącząc dobry plan aktorski ze znakomicie poprowadzoną animacją. Główny bohater, Adaś, jest lalką doskonale animowaną przez Kamila Króla. Jest ona nieduża, co w zestawieniu z pozostałymi postaciami i scenografią tworzy metaforę wielkiego zagrożenia przemocą, terrorem, zniewoleniem człowieka. Strach jest wszędzie - w domu, na ulicy, w biurze - śpiewają aktorzy. Trochę Kafkowski klimat.

Emilian Kamiński w roli Pana Betona jest niemal żywcem wyjęty z socrealistycznych płaskorzeźb przedstawiających robotników budujących stolicę, które "zdobią" domy w okolicy placu Konstytucji w Warszawie. Kamiński kreuje postać swego bohatera specyficznym sposobem wypowiadania kwestii, modulacją głosu, ułożeniem sylwetki.

Rozwiązanie inscenizacyjne tworzy dynamikę spektaklu, jest atrakcyjne wizualnie i uzasadnione artystycznie, ale wielotorowość narracji i nagromadzenie pomysłów reżyserskich, w tym multimedialność przedstawienia, powodują, że strona formalna chwilami przykrywa tu warstwę treściowo-emocjonalną. Choć trzeba przyznać, że elementy plastyczne spektaklu pełnią tu ważną funkcję nie tylko artystyczną, lecz także informacyjną. A już postać przerażającego Wrońca, wielkiego ptaszyska z czarnymi skrzydłami i wielkimi szponami, ledwie mieszczącego się na tej niewielkiej scenie, wywołuje ogromne wrażenie. Także na dorosłej publiczności. Świetna robota. Dużą rolę odgrywają tu songi i cała warstwa muzyczna przedstawienia - dzieło Mateusza Pospieszalskiego. Szkoda tylko, że przesadzono z nagłośnieniem. Jak na niewielką w końcu salę teatralną dźwięk jest tu za mocny. Chwilami nawet trudno usłyszeć słowa piosenek.

Mimo tych kilku uwag "Wroniec" - stanowiący rodzaj komentarza do stanu wojennego i Okrągłego Stołu - jest ważnym i dobrym przedstawieniem, które powinno się zobaczyć. To spektakl adresowany do wszystkich.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
24 grudnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia