Czy ta dusza jeszcze żyje?

"Martwe dusze" - reż. Janusz Wiśniewski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

„Martwe dusze", oparte na powieści Gogola, reżyser Janusza Wiśniewski według wcześniejszych zapowiedzi potraktował tak jak „jazzman traktuje temat muzyczny". Trzydziestu aktorów, sześćdziesiąt utworów, dziewięćdziesiąt minut – tyle potrzebował, aby stworzyć piekło.

Za najwybitniejsze osiągnięcie w życiu Nikołaja Gogola powszechnie uważa się powieść „Martwe dusze", która należy do klasyki literatury rosyjskiej. Niedokończona z powodu śmierci pisarza, miała być pierwszą częścią trylogii wzorowanej na „Boskiej komedii" Dantego. Obrazem piekła ukazującym podróż Cziczikowa, przebiegłego karierowicza i chciwca, przez rosyjskie prowincje w celu zakupienia martwych dusz, czyli umarłych od czasu ostatniego spisu rewizyjnego chłopów pańszczyźnianych, za których właściciele muszą płacić podatki. Reżyser, scenarzysta i scenograf spektaklu, Janusz Wiśniewski, potraktował tekst Gogola zaledwie jako inspirację do snucia własnych wariacji na temat śmierci.

Rzeczywistość ukazana na deskach Teatru Wybrzeże jest bezdusznie zła i niesprawiedliwa, pełna rozpaczy i samotności. To świat, w którym żyjemy, gdzie wzajemnie się ranimy, zdradzamy, upadlamy i oszukujemy. Jednym słowem: piekło uczuć. Dla jednych bohaterów życie przypomina śmierć, dla innych śmierć staje się początkiem życia. Są tu żywi, martwi i ci, których dusze umarły wcześniej niż ciała. Ten groteskowy teatr śmierci to istny danse macabre, pokazujący najstraszniejsze piekło, bo występujące na ziemi.

Przeplatają się tu teksty autorstwa ponad trzydziestu poetów z różnych epok, m.in.: Williama Shakespeare'a, Edgara Alana Poe, Aleksandra Puszkina, Goethego, Anny Achmatowej, Sylvii Plath, Adama Mickiewicza, Juliana Tuwima, Edwarda Stachury, Karola Wojtyły czy Agnieszki Osieckiej. Każdy współtworzy jedną z postaci spektaklu. Oglądać możemy m.in. zakochanego Żyda z Odessy (Adam Kazimierz Trela), lekcje udzielane synom Maniłowów przez Nauczyciela (Jacek Labijak), czy rozmowy o śmierci Upa (Jerzy Gorzko) i Opa (Zbigniew Olszewski).

Mimo iż teatralne piekło to tylko pusta, czarna przestrzeń z białymi obramowaniami wejść, największym atutem spektaklu jest jego plastyczność. Na widza oddziałuje najpierw obraz, czyli wspaniałe kostiumy i maski, później dopiero słowo. Całość współgra z dopełniającymi kompozycjami Jerzego Sanatowskiego. Muzyka jest bardzo ważnym budulcem spektaklu, łączącym niespójne sceny. W wielu momentach przyśpiesza tempo, wyznacza rytm, potęguje grozę lub dodaje lekkości. Dodatkowym spoiwem są także niektóre postacie, jak metafizyczna Śmierć (znakomita w tej roli Sylwia Góra-Weber ) i komiczny Dyrektor Teatru (Krzysztof Gordon).

Patchworkowe zestawienie blisko sześćdziesięciu utworów powoduje, że widzowi łatwo się pogubić w natłoku znaczeń i kulturowych odniesień. Przygotowana uczta momentami przygniata wielością i różnorodnością. Jednak czy to twórca ma dostosowywać się do możliwości percepcyjnych odbiorcy? Z pewnością potrzeba trochę przygotowania i intelektualnego wysiłku, aby poszczególne sceny połączyć w logiczną całość. To bardzo ciekawy artystycznie przekaz, ale brak wyrazistego poprowadzenia dramaturgicznego sprawia, że w pewnym momencie napięcie zamiast stale rosnąć, zaczyna spadać.

Magda Mielke
Dziennik Teatralny Trójmiasto
9 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia