Czy terroryści są więźniami rozpaczy?

rozmowa z Adamem Nalepą o spektaklu "Nord-Ost" Teatru BOTO

- W "Nord-Ost" lubię wszystkie postaci. W tej sztuce więcej mówi się o ich osobistych motywacjach, a płaszczyzna polityczna jest na drugim miejscu, choć trudno od niej uciec - mówi reżyser ADAM NALEPA przed jutrzejszą premierą spektaklu na Letniej Scenie Teatru BOTO w Sopocie.

Piotr Wyszomirski, Czy terroryści są więźniami rozpaczy?

Adam Nalepa: To jest bardzo dobre pytanie, ale najpierw trzeba się zastanowić, czy możemy tych Czeczenów, którzy napadają na teatr, określić jako terrorystów, z poziomu tekstu Buchsteinera. To jest historia trzech kobiet, które o coś walczą. Jeżeli byśmy zrobili wywiad z Zurą, terrorystką, to okazałoby się, że ona nie uważa się za terrorystkę, a za bojowniczkę o wolność, konkretnie o wolność Czeczenii. Jej historia jest tu wyraziście opowiedziana. Po śmierci męża nie miała, gdzie się podziać. Brygada Czarnych Wdów to było jedyne miejsce, gdzie mogła zamieszkać. Rodzina brata, u której na początku była, zamknęła jej drzwi przed nosem, ponieważ, jak opowiada, była otępiała, przestała się modlić, przestała funkcjonować; więc wyrzucają ją, idzie do Czerwonego Krzyża, ale nie chcą jej tam przyjąć, bo nie jest ranna. Chciała sobie nawet strzelić w rękę, żeby ją przyjęli. Włóczyła się w Groznym po jakichś bunkrach i nagle przychodzi ktoś, kto mówi jej: u nas możesz zamieszkać. My damy ci znowu twoją osobistą wartość. I wpajają w nią jakąś ideologię. O walce o ojczyznę, o honor męża, etc. Tu trzeba się zapytać, czy to są terroryści. Nam jest bardzo łatwo powiedzieć: terroryści napadli na teatr. Ja uważałbym z taką definicją.

W moim pytaniu był pewien resentyment, wynikający z kilku elementów. Jesteś artystą dwukulturowym i po raz kolejny przenosisz na scenę tekst niemieckiego dramatopisarza, ale to, że Niemiec pisze o terroryzmie ma jeszcze kolejne rozwinięcie. Przecież mitologia, jaką stworzyła grupa Baader-Meinhof jest cały czas żywa w społeczeństwie niemieckim i w tym rozumieniu terroryzm, jako ostateczna możliwość wpłynięcia na rzeczywistość, kiedy już wszystkie inne zawiodły, pozostaje, niczym w antycznej tragedii greckiej, skazany na zagładę. Myślę o terroryzmie, który ma, o ile w ogóle można tak powiedzieć, pewną nutkę romantyczną. Bo przecież Andreas Baader czy Urlike Meinhof byli swoistego rodzaju bohaterami, wręcz idolami pewnej części zbuntowanego społeczeństwa. To niemieccy Bonnie and Clyde, ale nie napadający na banki, ale na system, na Babilon

- Bohaterami są do dzisiaj. Jakieś dwa-trzy lata temu oglądałem film o grupie Baader-Meinhof (chodzi o film Uli Ledela z 2008 roku w Polsce wyświetlany jako "Baader-Meinhof", ale trafniejszy jest tytuł oryginalny: "Der Baader Meinhof Komplex"-przyp. redakcji)i zastanawiałem się, czy nie zamienię swojej koszulki z Che Guevarą na koszulkę RAF (śmiech). Oni dla młodszej generacji są idolami. Oczywiście ma to coś wspólnego z niemieckim społeczeństwem, gdzie wszystko jest uregulowane i panuje jakaś niemoc wypowiedzenia się, wywalczenia czegoś. I w takich momentach, czy w takim społeczeństwie jak Czeczenia, czy nawet bardzo często w Polsce, gdzie jurysdykcja często nie funkcjonuje tak, jak byśmy chcieli.

Ale u nas aktów terroryzmu...

- Wiem, nie ma, na razie jeszcze. Ale jesteśmy doprowadzani do ogromnej agresji i tylko nasze wychowanie, nasza kultura stopuje nas w ostatnim momencie

Chociaż raz króla porwaliśmy, zabiliśmy też jednego prezydenta

- Możemy długo dyskutować o terroryzmie, choćby o samej definicji. Nie czułbym się terrorystą w sytuacji, w której wiedziałbym, że mam rację, że ta racja jest powszechnie podzielana jako słuszna i ważna, ale nikt nie chciałby mnie wysłuchać, bo system jest chory. Skrajną reakcją na taką sytuację jest budowanie bomb, wysadzanie domów w powietrze, żeby pokazać: stop, tutaj coś nie funkcjonuje. I tak było z RAFem w Niemczech.

Tak, ale współczesna inteligencja zachodnioeuropejska i po trosze polska, Polacy przecież mają aspiracje, jest tak autystyczna, tak wycofana, że nie przewiduję, by doszło tu do jakichś demonstracyjnych aktów rozpaczy. Wracając do premierowanej sztuki: kogo oskarża sztuka "Nord-Ost"? Czy tylko Putina?

- Sztuka oskarża, ale nie tylko ona, wszyscy oskarżamy przecież w tym momencie Putina o przeprowadzenie akcji, która skończyła się wielką masakrą.

A została obudowana wręcz jako duma narodowa i sukces

- To, co Torsten Buchsteiner pisze na końcu, w epilogu, który najprawdopodobniej skreślimy, że mówienie o napadzie na Dubrowkę jest tym samym, co dyskusja o 11 września, że to jest niepatriotyczne. Widzieliśmy wiele dokumentów o Dubrowce, ale żadnego pozytywnego, który przedstawiałby tę akcję jako dobrze przeprowadzoną, jako mądre myślenie, mądre rozwiązanie

No, to styl Putina: Dubrowka, Biesłan, czy zachowując proporcje okręt podwodny Kursk

- Czy nawet wczorajszy poduszkowiec, który zajeżdża na plażę i...

Staje się sensacją na YouTube

- Wracając do sztuki: w "Nord-Ost" lubię wszystkie postaci. W tej sztuce więcej mówi się o ich osobistych motywacjach, a płaszczyzna polityczna jest na drugim miejscu, choć trudno od niej uciec.

Wracasz do tego tekstu po dwóch latach. Po raz pierwszy zaprezentowałeś go jako czytanie na inaugurację BOTO. Co się zmieniło od tego czasu w sztuce i u Adama Nalepy?

- Kiedy czytałem tę sztukę kilka lat temu po niemiecku, od razu mnie zafascynowała, zwróciłem uwagę na świetne role kobiet. Lato spędziłem tutaj, w Sopocie, na plaży, przy komputerze, tłumacząc sztukę. To było tłumaczenie niezakończone, potykaliśmy się wszyscy przez to tłumaczenie, było czytanie, odchodziliśmy od moich niemieckich słów, które się gdzieś tam wkradały w tłumaczeniu. Najpierw spolszczyliśmy to tłumaczenie na tyle, żeby nie "bolało". W tej chwili praca na scenie pokazała nam, że jednak inne jest rozumowanie w czasie czytania, gdzie jednak człowiek tak bardzo się nie zagłębia w sensy, a inne jest na scenie, gdzie aktorki zadają sobie pytania innej jakości: dlaczego ona tego nie mówi, dlaczego stawia takie pytanie? Dlaczego nie interesuje się ...? Zaczęliśmy szukać możliwości większego dialogowania aktorek, przynajmniej w kilku miejscach improwizowaliśmy.

Można zrobić różne adaptapcje, jakimś tropem jest fakt, że ten pierwotny "Nord-Ost" to pierwszy, przynajmniej tak reklamowany przez Rosjan, światowej klasy musical rosyjski, top produkcja, absolutnie prestiżowa. Jaki pomysł miał reżyser na premierę sopocką i proszę powiedzieć kilka słów o innych realizatorach.

- Przysłuchiwałem się temu wielkiemu, oryginalnemu musicalowi, bo szukaliśmy np. muzyki "pod spodem" i stwierdziliśmy, że nie, że robi się taki straszny folklor, może to jest po prostu jednak inna kultura. Ja bardzo chętnie buduję przestrzeń fantazji widza. Im mniej na scenie, tym bardziej zmuszam widza do wyobrażania sobie czegoś.

To taki inny, skromny Nalepa. Znamy Adama Nalepę jako inscenizatora "Czarownic z Salem", "Nieboskiej komedii", tam skromności nie ma...

- Ale np. w "Kamieniu" skromność jest, "Kamień" leży mi bardzo na sercu, to jeden z tych spektakli, w których mówię sobie, że mniej jest więcej. Zresztą w "Blaszanym bębenku" czy w "Czarownicach z Salem" też nie ma kompletnych pokoi, są puste ściany, stanowiące tylko małe pomoce dla widza, żeby to sobie wyobraził. Zastanawiałem się nawet, czy na końcu puścić gaz lub mgłę, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu

Byłoby aktualne nawiązanie do sytuacji w Syrii

- Nawiązanie na pewno, jednak stwierdziłem, że nie. Szczególnie tutaj, na tej scenie letniej, zrobiłaby się smocza jama. Może w teatrze by to zafunkcjonowało, nie na otwartej przestrzeni. Tak naprawdę mamy trzy mikrofony i trzy na czarno ubrane kobiety. Justyna Bartoszewicz zadała ostatnio pytanie, czy ma sobie ubrać czador, założyć chustę, przefarbować włosy? Stwierdziłem, że dokona metamorfozy tak samo dobrze bez chusty i bez czarnych włosów. Cieszę się, bo miałem już takie momenty, gdzie wszystkie trzy dziewczyny tak weszły w emocje, że musiałem je zdrapywać ze sceny; udało nam się stworzyć taką płaszczyznę, która chwyta za serce.

Reżyseria, przekład i adaptacja tekstu: Adam Nalepa. Grają Sylwia Góra Weber, Magdalena Boć i Justyna Bartoszewicz. Kto jeszcze przysłużył się do powstania spektaklu?

- Oczywiście niezastąpiony Tomasz Weber, który jest naszym prezesem i człowiekiem "złotą rączką".

Premiera "open air" już za kilka dni w ramach Sopot Non Fiction

- Spektakl premierowy będzie miał jeszcze nieco warsztatowy charakter. Mam pomysł, by wprowadzić jeszcze beatboksa, by nam imitował tykanie bomb, czy jakieś inne rytmy. Mamy na to jeszcze jakieś trzy dni, więc to będzie albo straszne, albo tylko jako propozycja. Na pewno będziemy potem dłużej nad tą sztuką pracować, odkrywamy codziennie jakieś nowe obszary. Nad "Kamieniem" pracowałem sześć miesięcy, nad "Zielonym mężczyzną" prawie osiem. "Nord-Ost" zrobiliśmy w cztery tygodnie, więc była to bardzo intensywna praca i aktorki są strasznie zmęczone. Żeby to zmęczenie nie przełożyło się już od samego początku trwania sztuki, bo chciałbym żeby to było dopiero pod koniec. Będziemy nad tym jeszcze pracowali, ale to fajny eksperyment, żeby wejść, zrobić, potem popracować sobie jeszcze dalej.

Miejmy nadzieję, że kamień spadnie z serca za kilka dni. Najlepszego....

- Następne kamienie już leżą (śmiech)

Dziękuję za rozmowę

- Dziękuję.

Adam Nalepa - reżyser. Pochodzi z Chorzowa, ale prawie całe życie spędził w Niemczech. W Darmstadt ukończył studia w klasie fortepianu, we Frankfurcie studiował medycynę. Jest absolwentem Teatrologii, Filmografii i Historii Starożytnej Uniwersytetu Ruhry w Bochum. Podczas studiów pracował jako felietonista i krytyk teatralny, w latach 2002-2005 piastował etat asystenta reżysera w Düsseldorfer Schauspielhaus, gdzie debiutował także jako reżyser własną adaptacją "Komedianta" Thomasa Bernharda. W 2007 roku otrzymał propozycję inscenizacji światowej prapremiery "Blaszanego bębenka" z okazji obchodów 80-tych urodzin Güntera Grassa w Teatrze Wybrzeże, za którą otrzymał m. in. Honorową Nagrodę Marszałka Województwa Pomorskiego za Spektakl Roku oraz nagrodę Teatralną Miasta Gdańsk i która została także zaproszona na Warszawskie Spotkania Teatralne. W 2009 ponownie pracował w Gdańsku, tym razem przy głośnej polskiej prapremierze "Kamienia" Mariusa von Mayenburga, rok później wyreżyserował w warszawskim Laboratorium Dramatu prapremierę "Sex Machine" Tomasza Mana, a w Sopocie dla Fundacji Teatru Boto, którego jest dyrektorem artystycznym, prapremierę sztuki Jakuba Roszkowskiego "Zielony mężczyzna". W roku 2011 powrócił na deski Teatru Wybrzeże z realizacją "Nie-Boskiej komedii" Krasińskiego (Honorowa Nagroda Marszałka Województwa Pomorskiego za Spektakl Roku oraz nagroda Miasta Gdańska dla najlepszego przedstawienia roku), kilka miesięcy później wyreżyserował w Krakowskim Starym Teatrze "Chłopców" Stanisława Grochowiaka, a w kwietniu 2013 przypomniał się ponownie gdańskiej publiczności "Czarownicami z Salem" Arthura Millera.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
28 sierpnia 2013
Portrety
Adam Nalepa

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia