"Czy to jest moja historia?"

13. Międzynarodowe Spotkania Teatralne Okno

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad swoim życiem? Podejmowaliście pytanie: "Czy to co robię, jest tym, co chciałem robić?". Piątkowy performance "Point Blank" jest niewątpliwie próbą wywołania w nas takich przemyśleń i kontemplacji własnego "Ja".

Przedstawienie, a raczej meeting, rozpoczyna się najzwyczajniejszym powitaniem. Nie ma w tym teatralnej maski ani wchodzenia w rolę. Widzimy przed naszymi oczami dwie młode kobiety: Nadę Gambier oraz Edit Kaldor. Ta druga z nich jest reżyserem całego przedsięwzięcia. A kim jest Nada? Młodą dziewczyna, która postanawia przedstawić nam historię własnego życia i razem z publicznością podjąć istotne dla niej decyzje. Wydaje się to bardzo interesujące, gdy widz dostrzega w jak prosty sposób można wykorzystać teatr. Żadnych przebrań, ról, gry oraz wyimaginowanej rzeczywistości. Jesteśmy w pełni świadkiem i uczestnikiem tego, co dzieję się TU i TERAZ. Nada już na wstępie wyjawia nam cel całego przedstawienia- ukazać nam realia codzienności prostego człowieka.

Rezygnując ze studiów, wybrała ona bowiem niekonwencjonalny sposób na swoje życie- wciela się w rolę paparazzi, który z ukrycia obserwuje i analizuje zachowania nieznanych jej dotąd ludzi. Dlaczego twierdzę, iż były one nieznane zaledwie "dotąd" a nie w pełni?

Albowiem Gambier ma ogromny talent w przenikaniu ludzkich umysłów za pomocą swoich zdjęć. Zadziwiająco szybko potrafi ocenić sytuację, w jakiej znajduje się osoba, która stała się obiektem jej zainteresowania. Ukazując nam historie ludzkie, zapisane w zaledwie kilku prostych fotografiach, zmusza do zastanowienia się nad własnym życiem. Próba poukładania i zaplanowania życia Nadi (czyli oficjalny cel przedstawienia), bardzo szybko przeistacza się w indywidualną walkę każdego widza z samym sobą. 
 
W głowie zaczynają tłoczyć się pytania: "Czy chcę żyć tak, jak dotychczas?", "Czy kiedykolwiek zastanawiałem się nad swoją przyszłością?", a w końcu główne z nich "Czy TO jest moja historia?". Bez wątpienia w trakcie przedstawienia wielu widzów podświadomie utożsamiało się z jedną lub wieloma historiami przedstawionymi przez Nadę. Proste przemyślenia i chęć nawiązania dialogu z publicznością ułatwiają nam wcielenie się w rzeczywistość przedstawionych postaci. Jednak w tym momencie dochodzimy do pewnej istotnej bariery, którą jest język. Performance jest bowiem wystawiany po angielsku, co może tworzyć istotne problemy w zrozumieniu sztuki. Zamierzeniem jest bowiem rozmowa z publicznością i przedstawienie jej własnych opinii na temat stworzonych zdjęć. W momencie, gdy znajomość języka angielskiego jest u widza uboga, całe przedstawienie zamienia się w wyrwane z kontekstu, migawki zwykłych zdjęć. 
 
Przez całe przedstawienie zastanawiałam się, czy chciałabym zostać bohaterem zdjęć Nadi i jak czułabym się, gdyby nagle na wielkiej tablicy ukazały się fotografie z intymnych momentów mojego życia. Wprowadzało mnie to, w pewnych momentach, w stan zniesmaczenia. Jest to przecież, w pewnym stopniu, naruszanie prywatności człowieka. Nie każdy jest bowiem na tyle otwarty i odważny, aby bez skrępowania ukazać swoje życie szerszej publiczności.

To zrobiła Gambier - ukazała nam prywatność i intymność ludzką. Z tym, że nie była to jej prywatność. Skradła ją ludziom, którzy nie byli tego świadomi. Wydaje mi się, że skoro dzieła mają prawa autorskie, tak samo nasze życie powinno być chronione, nienaruszalnymi dla innych regułami. Osobiście czułabym się bardzo urażona, gdyby osoba postronna przedstawiała mnie jako przykład skrajnych zachowań ludzkich.

Nie wyobrażam sobie bowiem, iż moje życie miałoby zostać poddane ocenie publiczności, którzy tak naprawdę nie zna nawet mojego imienia (nie mówiąc już o sytuacji życiowej i charakterze). Wiele osób mogłoby powiedzieć, że jest to dobry sposób na rozwiązanie trapiących nas problemów, gdyż podobno osoby, które obserwują nas z boku, są w stanie powiedzieć o nas najwięcej. Należę jednak do grona ludzi, którzy swoimi radościami i smutkami wolą dzielić się z przyjaciółmi i nie akceptują "wtrącania się" w cudze życie.

Nada, jako codzienny paparazzi, poniekąd dopuściła się właśnie tej, tak bardzo nie tolerowanej przeze mnie, ingerencji w cudze życie.  
 
Negatywnie na me odczucia wpłynęła również monotonia wypowiedzi Gambier. Odnosiłam czasem wrażenie, iż nie do końca wie jak przekazać nam słowami niektóre swoje przemyślenia. Dodatkowo drażniło mnie, iż poruszała jeden temat, po czym, bez większego wyjaśnienia, przeskakiwała w inny, zupełnie nie powiązany z poprzednim. Zbyt często nastawała również niezręczna cisza, która sprawiała, że odrywałam się umysłem od przedstawienia i zastanawiałam się nad rzeczami kompletnie z nim nie związanymi.

Muszę stwierdzić, iż sam zamysł performance\'u bardzo mi się spodobał i szłam na niego z wielkim zapałem i zainteresowaniem. Nie ukrywam jednak, że nie do końca otrzymałam to, czego oczekiwałam. Zakończenie przedstawienia można bowiem bardziej nazwać "urwaniem go", niż skończeniem jako takim. Brakowało tam bowiem jakiegokolwiek podsumowania i puenty. Forma zaś, w jakiej zamysł został przedstawiony, nie w pełni przekonywała mnie jako widza, iż warto jest całkowicie skupić się na tym, co Nada chce nam przekazać.

Podsumowując - pomysł jak najbardziej godny pochwały, lecz forma pozostawia wiele do życzenia.

Daria Koruc
Dziennik Teatralny Szczecin
10 listopada 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia