Czy warto mierzyć szczęście w cierpieniu?

"Kobiety w sytuacji krytycznej" - reż. Krystyna Janda - Teatr Polonia w Warszawie

Krystyna Janda postawiła bohaterki w sytuacji krytycznej. Spośród dwudziestu pięciu monologów Joanny Murray-Smith wybrała historie najbliższe polskim realiom i przedstawiła je widzom. Oto więc kobiety snują rozważania o szczęściu, cierpieniu, nadziei i spełnieniu, zastanawiając się nad swoim losem. Postaci są stereotypowe, wręcz przerysowane w swojej osobliwości. Czy to dobrze? Ilu widzów, tyle odpowiedzi. Bohaterki wzbudzają różne emocje, od śmiechu po współczucie. Nie poruszyły jednak widowni tak mocno, jak wulgaryzmy padające ze sceny, za każdym razem nagradzane salwami śmiechu, a nawet brawami. Publiczność pieje z zachwytu.

Miarą kobiecego szczęścia w spektaklu jest posiadanie mężczyzny. Część przedstawicielek płci pięknej się z tym zgodzi, inne wręcz przeciwnie. Ostatecznie sztuka może być przyczynkiem do dyskusji na ten współczesny nam temat.

Mam dzieci, męża, wszystkich kocham. Jestem szczęśliwa.

Absolutnie najzabawniejszy moment w sztuce. Grymas bohaterki zdradza, jak bardzo jest przekonana o tym, co mówi. Dwa zdania zawarte w tytule idealnie streszczają patologiczną sytuację młodej, zaniedbanej matki, która nie radzi sobie z niczym, przede wszystkim zaś ze sobą. Wyrazista, czerwona pomadka ma dać otoczeniu sygnał, że kobieta nad wszystkim panuje. W motywie jest sporo prawdy, na swój sposób nawet wzrusza - przede wszystkim kobiety, które się z nim identyfikują.

Jestem taka szczęśliwa, że chce mi się krzyczeć. Aaaaaaaaa!

Wygrana w totka? Satysfakcjonująca praca? Długo wyczekiwane wakacje? Nic z tych rzeczy! Panna młoda za chwilę stanie na ślubnym kobiercu, a póki co snuje ociekającą nieposkromioną żądzą i pragnieniem satysfakcjonującego seksu wizją rozkosznej przyszłości, która będzie trwać wiecznie. Trzeźwy rozsądek przemówi do niej jednak zanim przekroczy próg wiecznej miłości i beztroski, by spełniać się "należąc do kogoś".

Nie mieć szczęścia to jest, jakby to powiedzieć? Nieprzyjemne, niepopularne.

Bycie wdową jest synonimem braku szczęścia, bowiem największe szczęście już odeszło. Cóż zatem robi kobieta pozbawiona sensu życia? Zabija samotność zaplanowanym co do godziny, tygodniowym planem spotkań z innymi wdowami. Równie nieszczęśliwymi. Wspólnie wychodzą do kina i restauracji, grają w karty i realizują się pracując charytatywnie. Silne i zdeterminowane stronią od współczucia.

Zawsze wiedziałam, że miałam szczęście, że cię mam Henryku.

Bohaterka tej części ma trochę mniej szczęścia. W przeciwieństwie do "organizującej się" wdowy, po stracie męża, który odszedł do innej, popada w zdziwaczenie objawiające się hodowaniem kaktusów i wygłaszaniem długich wywodów na ich temat. Sama też wygląda jak kaktus. Trudno się dziwić, bowiem po ucieczce ukochanego nie ma w niej krzty życia.

Dobranoc, Warszawo! Szczęścia Warszawo. Życzę Wam, wszystkim szczęścia.

Wiekowa piosenkarka, która czas sławy dawno ma już za sobą, nie miała w życiu szczęścia do mężczyzn. Nie udało jej się stworzyć żadnego związku. Być może jej ówczesny wizerunek i luźne obyczaje nie sprzyjały tworzeniu rodziny. Urodziła jednak córkę, ale oddała ją do adopcji. Dziś, po latach zmagań z uzależnieniami, zaczyna żyć na nowo właśnie dla niej. Walczy o kojącą sumienie relację.

Historie pełne schematów, ale bardzo ciekawe i często zabawne w wykonaniu znakomicie dobranych aktorek zachęcają do obejrzenia spektaklu. Muzyka w aranżacji Janusza Bogackiego nadaje sztuce odpowiedniego tempa: raz melancholijnego i spokojnego, za chwilę wirującego w rytmie szaleńczego bałaganu, który następnie zostaje poskromiony przez stateczny konserwatyzm lub zdziwaczałą samotność. Niejako zapowiada to, co za chwilę się wydarzy, i towarzyszy temu, akcentując i dodając tragizmu na tyle, na ile jest to konieczne. Nigdy za bardzo, zawsze gdzieś w tle dopełnia zajmującą grę aktorek. Skromna scenografia w kontekście tego spektaklu to atut. Różnorodność historii i temperamentów została wystarczająco podkreślona muzyką, kostiumami i scenariuszem, zatem zajmowanie miejsca przytłaczającą dekoracją wprowadziłoby niepotrzebny chaos. Taka obsada aktorska za to sprawdziłaby się nawet na pustej scenie.

Cymbalista
Teatr dla Was
6 grudnia 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...