Czy wiesz, co masz za szafą...?

"Maleńki król Grudzień" - Teatr Lalek Pleciuga w Szczecinie

Jak nazwać spektakl, po którym dzieci wychodzą rozbawione, a ich rodzice zadumani? To bajka czy raczej egzystencjalna opowieść o życiu współczesnego człowieka? Z takim dylematem wyszedłem z Teatru Pleciuga w Szczecinie po prapremierowym przedstawieniu sztuki "Maleńki Król Grudzień". I mimo że przedstawienie należałoby interpretować osobno dla widzów dorosłych i osobno dla widowni dziecięcej, ja postanowiłem spojrzeć na nie trochę inaczej.

Umiejętność zamknięcia w jednym komunikacie przekazu zarówno dla małych odbiorców jak i dla starszych koneserów teatru jest cechą, którą sam chciałbym posiadać. Z całą pewnością posiadł ją Axel Hacke - autor opowiadania, na bazie którego stworzono scenariusz spektaklu. Spektakl zaczyna się spokojnie. Zahaczająca o jazz muzyka wprowadza nas w nieco futurystyczny obraz świata rządzonego przez utarte schematy życia, które wyznaczają: pobudka, droga do pracy, praca, powrót do domu, sen. Dopiero po chwili orientujemy się, że to nie wizjonerskie połączenie „Roku 1984” z „Equalibrum”, ale skrótowe spojrzenie z dystansu na naszą codzienność. Fragment ten, tak bardzo przesycony depresyjnymi sygnałami był bez trudu odczytywany tak przez dzieci jak i ich rodziców. Aż tu nagle wkraczamy wraz z głównym bohaterem w świat zza szafy. Za sprawą tytułowego Maleńkiego Króla Grudnia poznajemy świat wyobraźni wykorzystującej i ubarwiającej szarą rzeczywistość. Bo, czy droga do pracy lub na uczelnię nie byłaby o wiele ciekawsza, gdybyśmy wiedzieli, że czyha na niej smok nie lubiący smutnych i zapracowanych ludzi? Moją uwagę zwróciły zwłaszcza specyficzne przerywniki w postaci małej gromadki krasnoludków harcujących w mikroprzestrzeni. Był to z jednej strony powrót do starych bajek, w których te maleńkie istotki pomagały w drobnych rzeczach gospodarzom, a z drugiej - swoiste pytanie „co dzieje się w naszym domu, gdy nas tam nie ma?”.
 
Wyjdźmy teraz poza schemat spektaklu o podwójnym przekazie. Czy możliwe jest, aby dorosły człowiek i dziecko mogli odbierać jedno przedstawienie na tym samym poziomie? Specyficzna przestrzeń teatralna motywuje małego widza do bardziej dojrzałego odbioru przekazu płynącego ze sceny, natomiast dorosłego bywalca do deprecjacji swojej wygórowanej samooceny i oddania się tłumionym na codzień emocjom (prawdziwe używanie miałby tu zapewne Freud ze swoją teorią wiecznie żyjącego w nas dziecka). W tym wypadku może się okazać, że styl odbioru obu grup widzów zatrzyma się na tym samym, wypośrodkowanym, poziomie. Znam pięciolatka, który z pasją opisuje skład krwi, dlaczego więc jego rówieśnik nie mógłby pojąć opowieści o bezsensowności życia bez marzeń i wyobraźni? 

Może niektórzy czytający ten tekst pomyślą o mnie, jak o nawiedzonym idealiście, ale chciałbym przypomnieć, że są ludzie, którzy dzięki swojej fantazji dorobili się całkiem sporego majątku. Do dziś pamiętam wstęp jaki napisał Stephen King do swojego zbioru opowiadań „Nocna zmiana”, w którym przyznał się do tego, że pomimo swojej dorosłości wciąż nie wystawia w nocy nóg poza łóżko, bo nie wie, co znajduje się pod nim. Dlatego zastanówmy się dwa razy zanim znów użyjemy tego „świętego” cytatu rodzicielskiego: „Jak dorośniesz, to zrozumiesz”. Może się bowiem okazać, że ten mały widz wychodzący z teatru będzie bardziej poruszony jego „dorosłym” przesłaniem niż jego rodzice. I tu zaczną się trudne rozmowy. 

Zachęcam więc do obejrzenia „Maleńkiego Króla Grudnia” i nalegam na uważne skupienie się na jego przekazie. Jeśli wasze dzieci odnajdą w was Pana N., trzeba będzie, abyście zaczęli traktować swoją pociechę dojrzalej. Bo nie wiadomo, co macie za szafą.

Domicjan Maraszkiewicz
Dziennik Teatralny Szczecin
4 listopada 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...