Czym jest kanon?

Jan Klata: w Teatrze Narodowym

W pierwszym sezonie mojej dyrekcji pojawią się nieoczywiści autorzy i tytuły. Będą nakłuwać balonik misji narodowej sceny i związanych z nią oczekiwań. Warto sprawdzać, czym jest kanon, rozszerzać go – powiedział w Studiu PAP Jan Klata, reżyser, od 1 września szef Teatru Narodowego w Warszawie.

Funkcję dyrektora Teatru Narodowego w Warszawie Jan Klata obejmie 1 września. Pierwszym tytułem, który tu wyreżyseruje będą "Termopile polskie" Tadeusza Micińskiego - premiera zapowiadana jest na 22 listopada. Z publicznością Teatru Narodowego przywita się jednak wcześniej, bo 20 i 21 września, pokazując "Wesele" Wyspiańskiego, zrealizowane w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie w 2017 roku. Spektakl premierowy stał się manifestacją poparcia dla dyrektora Klaty. Do oklasków wyszedł zespół Starego, uderzający kosami w deski sceny na znak protestu przeciw celowo zaaranżowanego przez ówczesny resort kultury konkursowi na stanowisko szefa instytucji. "Byli tam wtedy właściwie wszyscy pracownicy Starego" - wspominał artysta. "Nawet częściowo sparaliżowany Krzysztof Globisz" - dodał.

Warszawska dyrekcja Klaty będzie pośrednio nawiązywać do jednego z wielkich poprzedników reżysera w Narodowym, Jerzego Grzegorzewskiego. On również przed rozpoczęciem pracy przy Placu Teatralnym pokazał tu przygotowane w Starym przedstawienie "Dziady. Dwanaście improwizacji" - autorską wizję arcydramatu Mickiewicza. "Byłem tam wtedy, jako student oglądałem tamten spektakl z góry, z jaskółki" - wspominał Jan Klata. "A osiem osób z obsady tamtych Dziadów występuje w Weselu".

"Asystentura u Jerzego Grzegorzewskiego - moja pierwsza, przy La Boheme w Teatrze Studio w Warszawie - była doświadczeniem formacyjnym. Potem w Krakowie miałem zaszczyt asystować również Jerzemu Jarockiemu i Krystianowi Lupie, a więc zetknąłem się trzema różnymi sposobami widzenia teatru, a każdy z nich był mistrzowski. Pierwsze z tych doświadczeń dało mi jednak oddech wolności w czasie, gdy warszawska szkoła teatralna, z której potem uciekłem do Krakowa, była jeszcze środowiskiem zamkniętym. Później spektakle Grzegorzewskiego były jedynymi, które stale oglądaliśmy z moją grupą przyjaciół z Liceum Batorego. Chodziliśmy na koncerty, oglądaliśmy wystawy, bardzo intensywnie chłonęliśmy kino, teatr natomiast, szczególnie repertuarowy, mniej nas angażował. Z wyjątkiem Jerzego Grzegorzewskiego i jego niezwykłej wierności duchowi autorów, przy abstrakcyjnym, pozornie odległym podejściu do litery dzieł" - opowiadał.

Dla nowego dyrektora Teatru Narodowego pokazanie "Wesela" to gest symboliczny, ale i programowy. "Bierze się on z szacunku dla tradycji, ale i ciągle zmieniających się interpretacji wielkich tekstów klasycznych, z dialogu miedzy nowymi pokoleniami reżyserów a duchem naszej wspólnoty, zaklętym tych dziełach, chociaż potraktowane są niejednokrotnie w sposób bardzo krytyczny" - tłumaczył twórca.

Na konkretne tytuły i nazwiska reżyserów przyjdzie czas na początku kolejnego sezonu, bowiem Jan Klata chce przedstawić je najpierw zespołowi Teatru Narodowego. Wiadomo, że pierwszą premierą wyreżyserowaną przez nowego dyrektora będą "Termopile polskie" Tadeusza Micińskiego. "Tym tytułem witam się z artystami Teatru Narodowego, bo nigdy wcześniej tu nie pracowałem, nie zostałem zaproszony" - mówił gość Studia PAP. "Może to utrudnienie, ale ma też pozytywny wymiar. Nie zdążyliśmy jeszcze się sobą znudzić, między mną i aktorami jest wzajemna ciekawość, wyczulenie na siebie nawzajem. Moje spektakle są zwykle grane bardzo wiele razy. Zdarza się, że konieczne są zastępstwa. Przy 20. albo 40. spektaklu nawet lepiej jest, gdy na mocno opalikowany przez artystów teren, wkracza ktoś nowy, bo wzmaga się czujność partnerów, pojawia się nowa energia" - dodał.

O liczącej mniej więcej 370 stron sztuce Micińskiego mówił reżyser, że to "szalone dzieło", ale dodaje od razu, że "lubi rzeczy bardzo ryzykowne". "Tadeusz Miciński to postać fascynująca, ale pozostająca trochę w cieniu Witkacego, a potem Gombrowicza. We wprowadzaniu na afisz autorów nieco zapomnianych, mniej obecnych nurtów widzę jedną z powinności narodowych scen. Coś podobnego robiłem zresztą również w Teatrze Polskim w Poznaniu, gdzie zrealizowałem Wielkiego Fryderyka - absolutnie niezwykły tekst Adolfa Nowaczyńskiego" - przypominał swe przedstawienie z tytułową rolą Jana Peszka.

"Idzie o sprawdzanie, czym jest kanon, być może rozszerzanie go" - tłumaczył Jan Klata. "W pierwszym sezonie mojej dyrekcji w Teatrze Narodowym pojawią nieoczywiści autorzy i zaskakujące tytuły. Będą nakłuwać balonik misji narodowej sceny i związanych z nią oczekiwań. Będziemy chcieli sprawdzić, jak mają się one do współczesności i wciąż zmieniającego się kanonu. Idzie o reewaluację tego, co wydaje się niezmienne. Jeśli właśnie tych tematów i sfer nie poddamy próbie, będziemy opierać się wyłącznie na dogmatach. Tymczasem je również trzeba sprawdzać, by wiedzieć, czy wciąż działają i czy poszczególne dzieła mają prawo być kanonem.

A poprzez dramat Micińskiego można zadać pytanie, czy to nie my sami przyczyniamy się do faktu, że nigdy nie jest w pełni dobrze. Może nie Moskwa, nie Berlin - jak kto woli - niosą nam zagładę. A może jednak ma w tym swój udział gen zniszczenia, gnuśności, skłonności do partykularnych interesów, zakorzeniony w nas" - pytał twórca.

Zanim warszawska publiczność zobaczy "Termopile polskie", w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie odbędzie się premiera "Krzyżaków" według Henryka Sienkiewicza w reżyserii Jana Klaty. Zaplanowano ją 13 września, uświetni jubileusz 100-lecia olsztyńskiego teatru.

Jacek Wakar
Kurier PAP
7 lipca 2025
Portrety
Jan Klata

Książka tygodnia

Bioteatr Agnieszki Przepiórskiej
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Katarzyna Flader-Rzeszowska

Trailer tygodnia