Demaskacja uśmiechu

"Iwona, księżniczka Burgunda" - reż. Magdalena Miklasz - Teatr Nowy w Poznaniu

Jakie emocje wyraża twarz podczas robienia selfie? Co skrywa uśmiech uwieczniony na rodzinnej fotografii? Czy istnieje ucieczka przed formą? Czy można uwolnić się od praw natury? Już pierwsze minuty spektaklu w reżyserii Magdaleny Miklasz wprowadzają nas w sytuację, w której to bohaterowie będą zmagać się ze światem powinności, schematów, uproszczeń, łatek i szufladek. Podobno życie to nie bajka...

Jednak życie to teatr, a obecnie raczej spektakl – telewizyjne show i szybka transmisja na żywo w mediach społecznościowych. Spektakl, w którym nie jesteśmy reżyserami, lecz odgrywamy określone z góry (choć należałoby w tym momencie użyć raczej wyrażenia „z wysoka") role. Człowiek odgrywa rolę człowieka... Człowieka, który wpisany jest całym swym jestestwem w określony system, poddany zarówno prawom natury, jak i kultury, czy raczej prawom społecznym.

Książę Filip (Tomasz Kocuj) stara się odrzucić prawo natury nakazujące młodzieńcowi pożądać dziewczyny ładnej, a nie brzydkiej, ostatecznie jednak walka ta skazana jest na porażkę. Mimo, iż jest on „dość bogaty, by ożenić się z taką nędzą" i zdaje się widzieć ułudę i zakłamanie schematów, w których żyje, nie potrafi ich odrzucić. Pomimo, iż w swej kreacji, przypominającej nieco „szalonego Hamleta", demaskuje otaczający go fałsz gestów i słów, to jednak poddaje się namiętności ze swą piękną drugą połówką – Izą (Martyna Zaremba-Maćkowska). Na uwagę zasługuje bowiem scena wykorzystująca transowość muzyki i stroboskopowe światło do ukazania erotycznej walki kochanków podczas miłosnego uniesienia. Książę Filip wybiera ostatecznie to, co będzie lepsze nie tylko dla niego, gdyż jak się okazuje, pomimo ogromnej chęci walki z naturą, nie jest w stanie pokochać Iwony, lecz również dla innych osób z jego otoczenia.

Iwona (Alicja Juszkiewicz) wbrew nakazom „ciotek kulturalnych", czy też raczej nakazom kultury/ społeczeństwa, nie uśmiecha się i nie rusza nogą na zabawie. Chociaż „wcale nie jest taka nieładna, tylko ma w sobie pierwiastek nieszczęśliwy", to staje się kozłem ofiarnym. Dlaczego? Bo nie daje się włożyć w stworzoną dla niej rolę? Bo odrzuca schemat, w który nie chce się wpisać? Bo nie chce sprostać oczekiwaniom społeczeństwa? Bo nie chce robić tego wszystkiego, czego wymaga się od kobiety? Bo nie chce pozwolić na to, by być przedmiotem, przesuwanym tu i ówdzie wtedy, gdy nie jest już potrzebna?

Dziewczyna ta, z całą swą apatią, wiecznym lękiem, brzydotą, nieśmiałością, trwożliwością, słabowitością oprócz niechęci wzbudza cały szereg innych, negatywnych uczuć. Defekty Iwony przypominają, każdej postaci z osobna, o jej własnych słabościach i ułomnościach. Królowi Ignacemu (Sebastian Grek) przypomina dawno popełnioną zbrodnię, ukazując jednocześnie jego zezwierzęcenie, któremu sam przed sobą stara się zaprzeczyć. W przypadku królowej Małgorzaty (Bożena Borowska-Kropielnicka) demaskuje lęki przed starością, ale i maską, którą ta przywdziewa, marząc tak naprawdę o giętkości. Początkowo wzbudzająca pozytywne emocje w Inocentym (Mateusz Ławrynowicz), którego kreacja aktorska zasługuje na szczególną uwagę, jednak i jemu ostatecznie udowadnia, iż nie są sobie równi i nie mogą, z braku lepszej opcji, po prostu się kochać. Tym samym Iwona staje się niechcianym przez nikogo zwierciadłem odbijającym wszystkie kłamstwa, lęki i grzechy. Demaskuje sztuczny uśmiech na rodzinnej fotografii, obnaża głęboko ukryte w określonych formach negatywne emocje.

Podkreślić należy ogromne znaczenie nagrań wideo ukazujących się na ekranie, pozwalających na prezentowanie zdemaskowanych emocji. Scenografia (Kaja Migdałek), jak i multimedia (Amadeusz Nosal) sprawiają, iż w wyjątkowo krystaliczny sposób udaje się przeprowadzić akcję równocześnie na trzech płaszczyznach, co jest zdecydowanym plusem przedstawienia.

Magdalena Miklasz stosuje otwartą formę spektaklu zarówno pod względem braku jego początku, jak i otwarcie względem widza. Akcja praktycznie nieustannie wychodzi poza scenę, przechodząc na widownię. Wyraźne są też bezpośrednie zwroty do widowni. Szambelan (Antonina Choroszy) nie tylko decyduje o początku i końcu spektaklu, przypominając publiczności, jak ważna jest to chwila. Uosabia reżysera naszego życia, dyktującego jak powinniśmy się zachować, a jak nie, tym samym pokazując, że nigdy nie jesteśmy sobą, lecz przywdziewamy narzucone nam role.

Spektakl ten ukazuje także, iż nie tylko my sami nie jesteśmy w stanie uwolnić się od formy, którą przyszło nam przywdziać. Również otaczający nas świat, to świat, w którym autentyczność taśm wcale nie musi być potwierdzona, bo przecież liczba wyświetleń przekroczyła milion. Postprawda, kłamstwo i ułuda mają współcześnie idealne warunki do nieograniczonego rozprzestrzeniania się, a media kreują nasze postrzeganie rzeczywistości. Nie tylko wydarzeń politycznych, społecznych, ale i nas samych.

Czy zatem jesteśmy sobą tylko wtedy, gdy nikt nas nie widzi? Czy tylko wtedy, gdy zostajemy sami ze sobą i możemy wsłuchać się w głos dochodzący z nas samych? A może człowiek pozbawiony formy jest tylko wtedy, gdy śpi? Gdy nie myśli? W tym momencie podkreślić należy wspaniałe połączenie wykorzystania multimediów (sen Iwony prezentowany jako tło) i kakofonii emocji, prezentowanych w scenie grupowej przez każdą z postaci z osobna.

Bez względu na to, czy ucieczka przed gębą i formą jest możliwa, czy też nie, należy odpowiedzieć sobie na pytanie, czym może się skończyć wchodzenie w przygotowaną dla nas szufladę. Nigdy bowiem nie wiemy, czy nie jest to czasem nasza trumna.

Dominika Błaszak
Dziennik Teatralny Poznań
18 listopada 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...