Diagnoza nie tylko miejskiej kultury

Gorzkie słowa pod adresem polityki prezydenta Słupska

Gorzkie słowa pod adresem polityki prezydenta Słupska i urzędu wylała na swoim blogu była szefowa kultury ratusza. Wpis publikujemy w całości - czytamy w Głosie Pomorza.

 

Chciałam się rozstać z miastem Słupsk po angielsku - po cichu, bez awantur. Niemniej w ostatnich dniach w dość bezczelny sposób zostałam wyrwana do odpowiedzi, więc pozwolę sobie do tego faktu ustosunkować. Z powodów osobistych moje dalsze sprawowanie stanowiska Dyrektora Wydziału Kultury w Urzędzie Miasta Słupsk, niestety, nie jest możliwe. Jak się już jest po czterdziestce, to chyba pewne sprawy priorytetowe stają się jeszcze bardziej priorytetowe. Trochę żal, bo zdążyłam się bardzo zżyć z tamtejszym środowiskiem, niemniej, szczerze mówiąc, piastowanie tej funkcji przeze mnie przede wszystkim nie miało większego sensu.

Kierunek

Nie wiem, po co została zatrudniona osoba z moimi kompetencjami, skoro tak naprawdę potrzebny tam był sprawny urzędnik do wykonywania poleceń. Odczuwałam to nieustannie zarówno na poziomie koncepcyjnym (nikt z moich przełożonych nigdy mnie nie zapytał, na co moim zdaniem powinniśmy położyć nacisk w polityce kulturalnej ani jakie są na przykład najpilniejsze potrzeby), a jeszcze gorzej było na poziomie operacyjnym.

Obejmując stanowisko Dyrektora Wydziału Kultury, dostałam do dyspozycji kwotę ok. 4 tys. złotych na realizację zadań w obszarze polityki kulturalnej oraz 3 kompetentnych i zaangażowanych pracowników. Budżet żaden - ale ok, rozumiem, miasto ma potężne problemy finansowe, trzeba dysponować tym, co jest. Tym bardziej że w moim przekonaniu było tam wiele istotnych zadań, które tak naprawdę nie wymagały nakładów finansowych (na przykład zjednoczenie środowiska i wypracowanie mechanizmów pozwalających na neutralizowanie wpływów politycznych, wprowadzenie systematycznej, jakościowej ewaluacji instytucji kultury, stymulowanie zadań w skali mikro i praca nad dotarciem do mieszkańców niezaangażowanych w życie kulturalne). Tyle że są to działania, na których efekty trzeba poczekać. Tymczasem władza, jak absolutnie każda władza lokalna w Polsce, potrzebowała spektakularnych wydarzeń i to najlepiej takich, które by dobrze wyglądały w TVN-ie. Bez kasy naprawdę ciężko. Poza tym jak obejmowałam urząd, to sobie prywatnie obiecałam, że nie będę powielać ŻADNYCH patologii zarządzania publicznego w kulturze - więc nie chciałam się z tym kierunkiem zgodzić.

Zależności

I tu następował pierwszy zasadniczy konflikt interesów. Wydział kultury traktowany był przez moich przełożonych jak agencja artystyczna (choć czasami nawet nie bardzo artystyczna - bo na przykład Święto Ryby moim zdaniem niewiele ma z kulturą wspólnego). Dostawaliśmy na przykład informację, że trzeba zrobić imprezę - najlepiej masową na placu Zwycięstwa i naszym zadaniem było składanie propozycji - zazwyczaj odpadały, bo były albo za drogie, albo nie takie. Przepychanka trwała do ostatniego momentu. Kosztowało to masę czasu i energii. Kluczowy w tym wszystkim był fakt, że jako Wydział Kultury nie dysponowaliśmy budżetem - kasa była w posiadaniu Dyrektora Biura Prezydenta. Nie chciał określić jakie środki mamy do dyspozycji i nie potrafił też zrozumieć, że jeśli przygotowujemy program artystyczny to musimy kontaktować się z artystami i te rozmowy są poniekąd wiążące, bo artysta to nie stolarz. Permanentne wycofywanie się z rozmów prowadziło do tego, że nie chciano z nami współpracować. Pomijam już fakt częstych insynuacji, że przecież artystom powinno zależeć na promowaniu się w Słupsku, więc powinni to robić za darmo, w najgorszym wypadku po kosztach.

Kolejną patologią były oczywiście polityczno-towarzyskie zależności, których skutki w ostatnich dniach odczułam boleśnie na własnej skórze - do tego jednakże ustosunkuję się niebawem. W Słupsku jest relatywnie dużo publicznych instytucji kultury, finansowanych z kasy miasta. Absolutnym oczkiem w głowie poprzednich władz (i częściowo obecnych) była orkiestra symfoniczna Sinfonia Baltica - zdaniem rządzących jedna z najlepszych orkiestr w kraju. Jak przyjrzałam się sposobowi jej funkcjonowania, to mi się włos na głowie zjeżył. Mówienie o nadużyciach jest chyba tu dość delikatnym stwierdzeniem. Zwróciłam się o interwencję do moich przełożonych, niemniej sprawa została teoretycznie wyjaśniona w cztery oczy, a praktycznie zamieciona pod dywan. Pikanterii dodaje jeszcze fakt, że Sinfonia Baltica współdzieli salę z Nowym Teatrem im. Witkacego. Jedna sala - a dwa odrębne piony organizacyjne i administracyjne (również dwa wejścia i dwa inne okienka kasowe - co wygląda kuriozalnie). Czyli mamy w jednym budynku w sumie ok 40 etatów artystów, ok 40 pracowników administracyjnych i technicznych i 5 osób wynagradzanych w stopniu zaszeregowania dyrektora. Chciałam połączyć administracyjnie te dwie instytucje przy zachowaniu ich odrębności artystycznej. Też się nie dało, bo zaburzyło by to status quo władz Sinfonii Baltica. Interes towarzysko-polityczny wygrał ze zdrowym rozsądkiem, racjonalnym gospodarowaniem środkami i rzeczywistym dobrem kultury.

Pieniądze

W tej chwili powołano nowego dyrektora teatru - ma on tam zamiar robić teatr off-owy. Przy takim budżecie jakim dysponuje (ok 1,8 mln) i takich warunkach organizacyjnych rzeczywiście innego teatru tam się zrobić nie da. Niemniej trudno mi zrozumieć, po co w tak niewielkim mieście jak Słupsk kolejny teatr off-owy? Przy Słupskim Ośrodku Kultury funkcjonuje Teatr Rondo - na granicy różnych form teatru. Jest to niezwykle ciekawe artystycznie miejsce, gdzie dzieje się wiele interesujących rzeczy. Jestem przekonana, że Dyrektor SOK jakby dostała dodatkowe 300 tys. (a nie 1,8 mln) byłaby w stanie z tej instytucji zrobić jeden z najważniejszych teatrów offowych w kraju.

Takich przykładów jak powyższe było bez liku.

Priorytety

Ale w sumie najgorszy był dla mnie odczuwany na każdym kroku brak szacunku. Jak nie ma szacunku - to nie może być dialogu. Sztandarowym przykładem była żenująca z mojego punktu widzenia sytuacja, kiedy Prezydent wraz z Dyrektorem swojego biura zrobił karczemną awanturę Dyrektorce Biblioteki o to, że przed wejściem do budynku jest miejsce parkingowe dla osób niepełnosprawnych i stoi tam czerwony samochód, co zdaniem obu Panów skandalicznie razi odczucia estetyczne. A to, że biblioteka jest jedną z najważniejszych i najlepiej zarządzanych bibliotek w kraju to już była sprawa drugoplanowa. Miałam nieodparte wrażenie (zresztą nieodosobnione), że priorytetem władz miasta było to, że najważniejsze są sprawy wizerunkowe i wszystko ma przede wszystkim dobrze wyglądać. Ponadto ciągle gdzieś podskórnie wyczuwalne było takie przekonanie, że "wy tu macie wszystko źle, a my wam pokażemy jak ma być dobrze". Odgórny nakaz sporządzenia oddolnej strategii to chyba nawet nie wymaga specjalnego komentarza.

W sierpniu, bez praktycznie żadnego budżetu, siłą zaangażowania słupskich instytucji kultury i organizacji pozarządowych zorganizowaliśmy Urodziny Miasta. Środowisko się zjednoczyło, mieszkańcy wzięli czynny udział, coś się udało mniej, coś bardziej - wiadomo, niemniej jedyna krytyka jaka się pojawiła popłynęła z gabinetu Prezydenta Miasta (i to w zasadzie nie od samego Prezydenta, tyko jego najbliższych współpracowników). To był wyraźny dowód polaryzacji "my versus oni".

Podczas mojej obecności w Słupsku miałam wrażenie, że Prezydent jest gościem i pełni rolę głównie wizerunkową - a szkoda, wielka szkoda. Nie mieliśmy się okazji w zasadzie poznać - podczas mojego urzędowania rozmawiałam z nim zaledwie kilka razy, niemniej wydaje mi się, że jest inteligentnym i światłym człowiekiem. Gdyby przyjrzał się temu, co się dzieje w mieście bardziej gospodarskim okiem, to wyglądałoby to zupełnie inaczej.

Polityka

Konkludując... Jadąc do Słupska miałam nadzieję - podobnie zresztą jak tysiące innych osób, że jest to miejsce, gdzie możliwa jest inna polityka publiczna, że będzie to swoiste laboratorium, które wskaże, że można racjonalnie zarządzać miastem w oparciu o szacunek, dialog, rozwój miasta poprzez rozwój jego mieszkańców. Niestety Słupsk nie odbiega od ogólnopolskich standardów. Najsmutniejsze jest odczucie, że skoro się tam nie udało, to na pewno nie uda się nigdzie indziej..

Na jednym ze spotkań w ścisłym gronie władz usłyszałam, że "polityka i etyka to są dwie różne sprawy" - wtedy już wiedziałam, że w takim razie to nie dla mnie. Nie zmienia to faktu, że coś mi się tam jednak osiągnąć udało - i wszystkim, którzy mnie w tym wspierali bardzo bardzo serdecznie dziękuję!!!

***

Komentarz

Robert Biedroń prezydent Słupska

Pani doktor zamyka za sobą drzwi

- Nie chciałbym rozmawiać na ten temat publicznie, bo relacje między urzędnikiem a prezydentem powinny być rozwiązywane w inny sposób. Myślę, że pani doktor Świętochowska, która pracowała bardzo krótki czas w naszym ratuszu, się nie odnalazła w tej strukturze - skomentował we wtorek

Dominik Nowak dyrektor Nowego Teatru w Słupsku

Pani Anno

Bardzo jest mi bliskie Pani rozumowanie o polityce kulturalnej, administrowaniu instytucjami, idea Quango's itd. Jestem jednak głęboko zawiedziony Pani tekstem. Pisze Pani, że ja, czyli nowy dyrektor Nowego Teatru, zamierzam prowadzić teatr offowy. Przyjmuje to Pani za tezę i krytykuje Pani taki pomysł. Nie mam pojęcia, skąd czerpie Pani informacje na temat moich planów czy koncepcji programowej. Z całą pewnością jednak proszę zmienić źródło informacji lub po prostu odrobinę zgłębić temat - nie są to wszak informacje tajne. Z wielką chęcią spotkam się z Panią i o idei NT porozmawiam. Z całą pewnością jednak nie będzie to teatr offowy. Ze względu na zobowiązania wobec wszystkich słupszczan, którzy utrzymują naszą instytucję, zamierzamy prowadzić w miarę możliwości nowoczesny teatr środka oraz różne projekty i programy angażujące lokalną społeczność i środowiska artystyczne miasta i całej Polski. Jednym z nich jest program Noffy Teatr skierowany do grup lub twórców niezależnych, o którym prawdopodobnie Pani pisze. Tę aktywność teatru ocenił bym na 5-10 proc. naszej działalności. To zdecydowanie za mało na stwierdzenie, że zamierzam prowadzić teatr offowy. Przypominam jednocześnie, że wspieranie lokalnych artystów i grup niezależnych wpisane jest w statut prowadzonej przeze mnie instytucji i to na pierwszej jego stronie - zachęcam do lektury, jest bardzo krótki. Współpraca z podmiotami ma jeszcze kilka innych aspektów wzbogacających naszą instytucję: promocyjny, edukacyjny czy ekonomiczny. Bardzo chętnie przedstawię Pani głębszą analizę programu, jaki mamy zamiar realizować w NT. Mam nadzieję, że uda mi się wyprowadzić Panią z, jestem przekonany, nieumyślnie popełnionego w Pani tekście błędu.

*

Spór

Złe prowadzenie polityki kadrowej zarzucił na ostatniej sesji radny Jerzy Mazurek.

Były prezydent Słupska, dziś pracownik filharmonii, dał przy tym przykład doktor Anny Świętochowskiej, która podczas służbowej wizyty w fińskiej Vancie miała źle wyrazić się o Sinfonii Baltice. - Pan prezydent nie ma nosa do kadr. Jeżeli wysyłacie w delegacje pracowników UM, żeby mieli dyspozycję, jak mają się zachowywać - wnioskował na sesji radny Mazurek. Pani Świętochowska w rozmowie z "Głosem" sprawę ucięła krótko. mówiąc, że to nieprawda.

Anna Świętochowska to muzykolog z doktoratem z zakresu zarządzania kulturą. Ma na swoim koncie szereg opracowań muzycznych. Była również organizatorem przesłuchań do XVII Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego. Dyrektorowanie wydziałem kultury ratusza rozpoczęła pod koniec czerwca ubiegłego roku. Wcześniej podczas przesłuchań konkursowych pokonała dziewięcioro kandydatów, bo, jak mówiono, zrobiła duże wrażenie z powodu sporej wiedzy o każdej placówce kulturalnej w mieście.

(-)
Głos Pomorza
5 marca 2016
Portrety
Dominik Nowak

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...