Disco Opera

sprawa dyskoteki Opera działającej w podziemiach Teatru Wielkiego

Uwagę opinii publicznej zaprząta w ostatnich dniach sprawa dyskoteki Opera działającej w podziemiach Teatru Wielkiego. "Dziennik" poświęcił jej interwencyjny materiał, który już w tytule stawia problem w jednoznacznym świetle: "Dyskoteka w Teatrze Wielkim to skandal". Według gazety środowiska kulturalne są zbulwersowane tym, że w budynku "mieszczącym najważniejsze instytucje kultury w Polsce" działa lokal, w którym goście podrygują w takt muzyki puszczanej przez didżeja. I nie są to bynajmniej kompozycje Mozarta ani Pucciniego! Na liście zbulwersowanych znalazł się m.in. Jan Englert, szef Teatru Narodowego, oraz Bogusław Kaczyński, niedoszły dyrektor Opery Narodowej. Ten ostatni na wyjaśnienia dyrekcji Teatru Wielkiego, że czynsz z wynajmu lokalu wspiera budżet instytucji, zareagował szyderczą propozycją, aby w takim razie ulokować w teatrze jeszcze agencję towarzyską, bo to jego zdaniem bardziej dochodowy biznes.

Nie jestem zwolennikiem łączenia działalności artystycznej z biznesową, ale w tym wypadku nie podzielam szlachetnego oburzenia twórców. Pogląd, że teatr to świątynia sztuki, w której nie ma miejsca na klub, restaurację czy dyskotekę, jest anachroniczny. To powrót do XIX-wiecznej idei budynku teatralnego, który miał być symbolem narodowej tożsamości, pomnikiem wystawionym narodowi, a zarazem miejscem spotkań elity.

Dzisiaj w demokratycznym, egalitarnym społeczeństwie teatr jest jedną z wielu instytucji kultury i rozrywki, budowanie wokół niego chińskiego muru i odgradzanie od rzeczywistości nie ma sensu, zwłaszcza w przypadku tak wielkiego budynku, jakim jest Teatr Wielki, jeden z największych gmachów teatralnych na świecie. Doprawdy, trudno zrozumieć, w jaki sposób w działalności teatru i opery miałaby przeszkadzać ulokowana w podziemiach dyskoteka, otwierana zresztą po zakończeniu spektakli.

Przeszkadza mi inny problem, mianowicie organizowane regularnie w Teatrze Wielkim imprezy korporacyjne i reklamowe połączone z bankietami. Trudno mi pogodzić się z tym, że scena, na której pokazywane są spektakle Mariusza Trelińskiego i Krzysztofa Warlikowskiego, jest miejscem promocji mieszkań w nowym apartamentowcu czy pokazu nowego modelu auta okraszonego estradowymi występami. Dlaczego o tym nie chcecie pisać, panowie?

Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza - Stołeczna
25 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...