Dlaczego Hamlet zgwałcił Ofelię?

"Hamlet" - reż. Attila Keresztes - Teatr Śląski w Katowicach

Źle się dzieje w państwie duńskim. Król zmarł w tajemniczych okolicznościach. Któż nie zna tych słów rozpoczynających najsłynniejszy dramat świata. Otóż zapytałam na konferencji prasowej Attilę Keresztesa, węgierskiego reżysera najnowszej inscenizacji Hamleta w Teatrze Śląskim, czy aby nie pokusił się o globalistyczno-kryzysową interpretację sztuki. - Otóż, nie. Dramat wyborów moralnych i dialog z Iwoną, księżniczką Burgunda Gombrowicza jest w tej adaptacji moim celem - stwierdził.

Stylizacja na współczesność zdominowała przedstawienie a użycie zbyt wielu gadżetów zawładnęło zrozumieniem treści. Ja się tym zbytnio nie martwiłam bo znam sztukę na pamięć, ale podsłuchana rozmowa w przerwie – jaka to świnia i gwałciciel z tego Hamleta - wprawiła mnie w rozbawienie. Otóż, Hamlet w dramacie Szekspira, gwałci Ofelię psychicznie i jej szaleństwo jest całkiem racjonalnie wyjaśnione. Natomiast u Keresztesa kobieta po takich przejściach jeszcze stara się Hamleta usprawiedliwiać, potem leży nieżywa gdzieś w kącie teatru, by zmartwychwstać pod koniec sztuki i filmowo utopić się w stawie.

Dlaczego filmowo? Bo głównym gadżetem przedstawienia jest kamera filmowa, najpierw zwrócona ku publiczności a potem na główne osoby dramatu. Kamera niestety zasilana bateryjnie a nie kablowo, co powoduje brak synchronizacji głosowej – aktor na scenie mówi w czasie rzeczywistym a na ekranie kilka sekund później. Sprawia to widzom spory dyskomfort. Jeśli już używamy technologii to musi być ona w najlepszym gatunku. Kamera towarzyszy nam wszędzie – na murach zamku, w komnatach, lochach, w oddali i z bliska. Jedyne jej uzasadnienie widziałam w miejscach, których widz nie mógł zobaczyć – zakamarkach zakulisowych przekształconych w mroczne pomieszczenia – ten efekt był mocny i do mnie przemawiał. Na scenie kamera drażniła i często odwracała uwagę.

Innym gadżetem był staw wypełniony krwią, który podkreślał dramatyczne zwroty akcji – plan zemsty Hamleta, szaleństwo Ofelii, moralne rozterki króla, szykowania mieczy do ostatecznego rozstrzygnięcia. Sądzę, że o wiele lepiej rozegraliby to aktorzy między sobą - rozgrywkami psychologicznymi. Bo oprócz interpretacji roli Hamleta (Michał Rolnicki), aktorstwo jest tu najmocniejszą stroną. Grabarze vel trupa teatralna są genialni, podobnie jak Grzegorz Przybył w roli króla, który nota bene wiele lat temu grał Hamleta. Świetny są Jerzy Głybin, Anna Kadulska, Agnieszka Radzikowska i Zbigniew Wróbel. Trudno tu wszystkich wymienić. Odtwórca głównej roli musi popracować nad dykcją i zmęczeniem – pod koniec sztuki traci głos i trudno zrozumieć jego kwestie. A jest co grać, bo spektakl trwa 4 godziny. Wielkim nieporozumieniem inscenizacji jest nadmierne przeciąganie scen końcowych. Raz wydaje się, że mogłyby kończyć się po wyciąganiu z grobu czaszek (czemu tak wielu i zakrywanych melonikami?), dwa - po śmierci wszystkich głównych bohaterów, trzy - po odejściu Horatia z kamerą. Gdy widzowie w myślach już błagają o koniec, zjawia się dziecięcy książę Norwegii Fortinbras w stroju papieża i wygłasza trywialną mowę. Mimowolnie wywołuje to na widowni salwę śmiechu.

Mieliśmy już prócz tradycyjnych – gejowską, pornograficzną i psychiatryczną (Hamlet naprawdę oszalał) interpretację Hamleta. Tą zaliczyć należy do gadżeciarskich. Przerost formy nad treścią być może spodoba się młodzieży, choć w szkole trzeba będzie uczniom tłumaczyć treść sztuki i udawanie obłędu przez głównego bohatera. I jeszcze jedno. Są w tym przedstawieniu trzy sceny, które porywają. Jedna mistrzowska – monolog Hamleta nad trupem Poloniusa, ułożonym jak na stole sekcyjnym i dwie jeszcze do dopracowania – przedstawienie trupy aktorskiej z małym Hamletem i rozmowa grabarzy nad rozkopywanym grobem. Reszta jest milczeniem.

P.S  O dziwo, po raz pierwszy nie zauważyłam na premierze nikogo w swetrze i dżinsach. Było nawet dwóch panów w smokingach. Czyżby wieloletnia, prasowa połajanka Michała Smolorza o niestosownie ubranych w teatrze – doczekała się szczęśliwego końca?

Grażyna Kurowska
Lady's Club
2 lutego 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia