Dlaczego nie ma innych światów?

"Nic" - reż. Krzysztof Garbaczewski - Narodowy Stary Teatr w Krakowie

Elementem codzienności jest też trudna do nazwania tęsknota za duchowością, przepływającą nam przez palce. W medytacji teatralnej „Nic" Krzysztof Garbaczewski stara się nadać kształt tej nieregularności, stworzyć ramy pytaniom dotyczącym życia po śmierci i sensu istnienia. Podczas podróży reżyser żąda, żebyśmy skapitulowali i poddali się opowieści – jeśli to zrobimy, odkryjemy pełen wzruszeń świat, który może opisać tylko poezja.

Nie dziwi mnie to, że niektórzy podważają rzeczywistość teatralną stworzoną w „Nic". W recenzjach (np. Macieja Stroińskiego „Tak się bawić nie będziemy" z 2019 roku) krytykowana jest przesadna poetyckość (ciągła recytacja Miłosza czy Leśmiana) i idące za tym nuda oraz pustka. Jestem w stanie to zrozumieć, ponieważ interpretacja „Nic" zależy od wrażliwości widza i tego, czego oczekuje od teatru. To z pewnością inny spektakl, pełny ciszy i dotykający metafizyki.

Przyznam też, że Garbaczewski nie ułatwia wejścia w „Nic" – początkowa scena, w której Maciej Charyton pędzi z recytacją fragmentu „Mount Analogue" René Daumala (w wyniku czego nie można wyłowić sensu konkretnych słów), męczy. Dla mnie ten monolog jest punktem przejścia, odcięcia od świata zewnętrznego – po takim resecie, z przyjemnością można zacząć wsłuchiwać się w ciszę i zanurzać się w opowieść Garbaczewskiego. Oznacza to, że widz musi oddać kontrolę i pozwolić prowadzić się po teatralnej rzeczywistości. Choć krytycy zarzucają „Nic" brak treści, pustkę, to moim zdaniem siła tego spektaklu tkwi właśnie w tej nicości. Reżyser operuje wrażeniami, działa na zmysły i pobudza wrażliwość. Na scenie nie są ważne historia czy bohaterowie, tylko bodźce i jeśli pozwoli się tym elementom na siebie oddziaływać, odkryje się wzruszający świat. W jaki sposób Garbaczewski go stworzył?

Punktem wyjścia jest już określenie spektaklu jako „medytacji teatralnej", wokół której reżyser nadbudowuje kolejne znaczenia. Na scenie odbywają się dociekania filozoficzne o naturze rzeczy – znanego nam świata i rzeczywistości po śmierci. Garbaczewski nawiązuje m.in. do spotkania Paula Celana i Martina Heideggera w Todtnaubergu, kiedy to poeta i filozof milczą, wychodząc z założenia, że dialog jest również kontemplacją ciszy, w której rodzą się następne pytania. Reżyser „Nic" odwołuje się do tego milczenia, które jest w spektaklu postacią wymowną, pełną kształtu i z tego powodu tak ujmującą. Cisza u Garbaczewskiego mówi, łka, jest odrębnym bytem. Milczenie i wynikające z niego niedopowiedzenia pojawiają się w ruchach i mimice aktorów, ukrywają się pomiędzy wersami recytowanej poezji czy w efektach wizualno-dźwiękowych.

Poruszane tematy egzystencjalne trudno jest zdefiniować znanym językiem – potrzeba innych słów i określeń. Garbaczewski sięga więc po poezję Leśmiana, Miłosza i Celana oraz fragmenty tekstów Wodzińskiego i Palikota, gdyż potrafią one objąć tematy ostateczne, wyrazić ich skomplikowanie i jednocześnie dźwignąć ciężar opowieści. Złożoność wypowiadanych metafor wypływa na scenę jak fala, uderza widza i znika, pozostawiając po sobie magiczne niedookreślenia. Tym mocniej wywierają one wpływ, bo rzadko słyszy się poezję w teatrze. Reżyser nawiązuje też do sztuki awangardowej, ponieważ inspiruje się „Czarnym kwadratem na białym tle" Malewicza i nicością w nim zawartą. Na scenie ustawione są duże, białe blejtramy, w środku których zamiast czerni pojawia się sześcian – na główną kompozycję składa się zatem kwadrat w kwadracie. To nie jedyna figura, pojawiająca się w „Nic", bo na siedzeniu widz znajduje sześcian, którego każda ze ścian pokryta jest innym materiałem. Dotyk tej bryły wywołuje sprzeczne uczucia. Zupełnie inne emocje pojawiają się przy dotknięciu miękkiej, chropowatej czy gąbczastej powierzchni, inne – przy ujrzeniu siebie i świata w odbiciu lustrzanym. W taki sposób „Nic" staje się wielowymiarowym i sensualnym spotkaniem.

Garbaczewski skupia się przede wszystkim na człowieku, który jest uwięziony w schemacie życie – śmierć. Poddawany jest on stałemu pędowi, nie mając odpowiedzi (wyraża to przyspieszone światło, kręcące się coraz szybciej) i umiera też z brakiem wiedzy, co dalej. Zaskoczenie i przerażenie, pojawiające się po śmierci, przedstawia tak namacalnie Grzegorz Grabowski, patrzący na swoją twarz w trumnie. Oczy-jeszcze-żywe spoglądają na umarłe odbicie i jest to silnie emocjonalny, milczący krzyk. Do nicości w zaświatach reżyser odwołuje się także za pomocą tekstu Miłosza o Orfeuszu (Krzysztof Zawadzki) i Eurydyce (magnetyczna Magda Grąziowska). Orfeusz wbrew śmierci schodzi do Hadesu po ukochaną, ale nie odnajduje dawnego uczucia – zastąpiła je dręcząca cisza, w której nie da się powiedzieć już nic. Dlatego Orfeusz-Zawadzki, przeciągając kwadratową ramę w do przodu i w tył, pyta „Czy umarli mogą mówić? Czy milczenie jest rozmową? Co znaczy wówczas mowa?". Za jego śladami podąża Eurydyka-Grąziowska - ubrana jest w pasiak obozowy i reprezentuje grozę Holocaustu, którą jest w stanie opisać tylko oskarżające milczenie.

W „Nic" nie są istotni konkretni bohaterowie i ciąg przyczynowo-skutkowy. Zamiast śledzenia historii, mamy poddać się bodźcom wizualno-dźwiękowym, silnie oddziałującym na zmysły i wrażliwość. Aktorzy wcielają się w różne postaci i stają się niezbędnym pomostem, pogłębiającym rodzące się na scenie wrażenia. Poprzez świadomą intonację i układy choreograficzne, bohaterowie wyrażają mnogość stanów (jak zagubienie, pożądanie czy niepewność) oraz powodują kolejne zaskoczenia i wzruszenia. Szczególnie emocjonalne są sekwencje, w których pojawia się Eurydyka. W tej roli Magda Grąziowska jest jak w transie – jest zarazem obecna i już-nieistniejąca; jej twarz jest maską, zastygłą w niewyobrażalnym krzyku i zdziwieniu. Grąziowskiej udaje się odhumanizować Eurydykę, tworząc z niej symbol nieludzkiego cierpienia. Pewną magię i odrealnienie wprowadza również Krystian Durman, który gra w „Nic" nie tylko lubieżnie wijącego się i wystawiającego język czerwia, ale także ryczącego jelenia.

Pomimo że Garbaczewskiego interesują obszary transcendencji i metafizyki, nie rezygnuje z wytrącania widza z rytmu. Z jednej strony mamy pełne wrażliwości sceny, po których nagle pojawiają się drwiące z powagi sekwencje, np. rapująca Myszka Miki, że „wszystko wchłonie pożar". Skomercjalizowana maskotka, wieszcząca upadek świata to jeden z przykładów sprzeczności, do których odwołuje się reżyser „Nic". Garbaczewski konfrontuje pożądanie z ciszą, rap z poetycką metaforą i grozą Holocaustu czy radosny pęd życia z niepewnością, co się za nim tak naprawdę kryje.

Unikalność tej medytacji teatralnej polega na jej kompleksowości. Dźwięczący tekst i emocje bohaterów (też wyrażane poprzez taniec), poddające się rytmowi światło (raz pędzące, raz dzielące scenę na konkretne segmenty i podkreślające półmrokiem, zielenią czy błękitem mimikę postaci), niemająca granic scena (aktorzy wchodzą w interakcje z publicznością), eksperymentalna muzyka (zawierająca w sobie tyle różnorodnych odgłosów m.in. kroków, bębnów, kropli i szeptów) oraz efekty wizualne zawarte w sześcianie (odzwierciedlają narastające napięcia), sprawiają, że „Nic" jest zamkniętą całością.

Medytacja teatralna w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego składa się z następujących po sobie ulotnych momentów. Szczególnie wrażeniowe i niejednoznaczne były dla mnie chwile, w których bezbronna Eurydyka jest połykana przez czarny materiał, jak dłonie jednej z postaci wykonują taniec uwolnienia i ich cień walczy w świetle, jak Magda Grąziowska recytuje „Dziewczynę" Leśmiana. Interpretacji tego wiersza słucha się w ciemności, która potęguje „zgrozę nagłych cisz" i nadaje siły oskarżeniu-pytaniu: „A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?".

Monika Morusiewicz
Dziennik Teatralny Kraków
7 kwietnia 2022

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia