Dlaczego „Ślub"?

5. Teatr Konesera w Tychach

Dlatego, że niewiele widziałem w życiu równie czarodziejskich zdarzeń, gdy myśl – żywa, czysta myśl, migotliwy jak srebro abstrakt umysłu – z taką gracją, prostotą i mądrością UCIELEŚNIA się na scenie. Ucieleśnia? Właśnie tak: nabiera aktorskiego ciała, wciela się w nakreślone ręką reżysera teatralne sytuacje i zderzenia.

Witold Gombrowicz napisał ten dramat w 1946 roku i umieścił jego akcję we Francji. Stacjonującemu na linii frontu żołnierzowi majaczy się dom rodzinny w dalekiej Polsce, rodzice, narzeczona. Ale dom został zdegradowany, zepchnięty do roli karczmy, rodzice i narzeczona są skompromitowani. Potrzeba symbolicznych działań przywracających godność. Miejsce, w którym rodzi się żołnierzowi ten majak, także jest ruiną: niejasny kościół, niedorzeczny strop... W 1946 roku zgliszcza były dla każdego znakiem oczywistym. Reżyserzy, którzy w zeszłym wieku inscenizowali „Ślub", pamiętali o wojennej scenerii, czynili z niej punkt wyjścia spektakli. W warszawskim przedstawieniu Jerzego Jarockiego z 1974 roku (pierwszej oficjalnej prezentacji tej sztuki zakazanego w PRLu autora) Krystyna Zachwatowicz zbudowała na scenie hangar dla wojskowych samolotów, a Piotr Fronczewski grał Henryka, głównego bohatera, w Andersowskim battle-dresie.

Ale Jarocki podchodził potem do „Ślubu" jeszcze kilkanaście razy. Krok po kroku zrywał i odrzucał wszystkie te kotwice realności, te ukonkretnienia, całą tę Francję, front, polskie Małoszyce, etc. Lądując na końcu w absolutnej pustce. A Anna Augustynowicz poszła jego śladem, i poszła jeszcze dalej.

Jeśli są jakieś ruiny, to w nas, to nam wewnętrznie porozbijał się porządek świata. Mamy na scenie człowieka – aktora – i mamy myśl, która mówi przez jego usta, ale jakby do niego nie należy. Wyrywa się na swobodę. Chce stwarzać. Sama. Między człowiekiem a tym, co mówi jego wyswobodzona wyobraźnia, ustanawia się przestrzeń, w tej przestrzeni rodzą się kolejne persony, między nimi nabudowują się coraz to gęstsze relacje. Wypiętrza się ów słynny Gombrowiczowski Kościół Ludzko-Ludzki, kościół nie z Boskiego nadania. Wypiętrza się z dołu, spomiędzy ludzi. Z ich dążeń, odruchów, instynktów bierze moc. Uroczyście, z fanfarami. Tak, jak by się marzyło. Tyle, że zaraz za wzniosłością stoi chęć – niekontrolowana! – narzucania idei siłą, przemocą, dyktatem. Wszystko mknie ku realnej zbrodni i trzeba czym prędzej trzeźwieć z tego szalonego pędu, w którym kreator daje się prowadzić swojej myśli i jej logicznym konsekwencjom prosto w majaki i otchłań, co chwila odwracając się do nas – widzów, towarzyszy podróży – i skarżąc się bezradnie „Ja nie to chciałem powiedzieć"!

„Ślub", wspólne dzieło Teatru im. Kochanowskiego z Opola i Teatru Współczesnego ze Szczecina rozbiło banię z nagrodami na ubiegłorocznych Konfrontacjach Klasyka Polska w Opolu. Wygrało też Festiwal Gombrowiczowski w Radomiu. Nadto Anna Augustynowicz otrzymała przyznawaną przez miesięcznik „Teatr" cenioną Nagrodę im. Swinarskiego za najlepsze przedstawienie w sezonie 2016/2017, zaś Grzegorz Falkowski, grający Henryka, aktor Teatru Powszechnego w Warszawie Nagrodę im. Zelwerowicza za najlepszą rolę męską sezonu. Mam przekonanie, że ta inscenizacja będzie miała wysokie miejsce w dziejach scenicznych znakomitego dramatu Gombrowicza.

Jacek Sieradzki
Materiał organizatora
24 stycznia 2018

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...