Długie pożegnanie z Teatrem Małym
27 czerwca zakończy swą działalność27 czerwca zakończy działalność jedna z najważniejszych scen teatralnych w Polsce.
Jeszcze tylko tydzień, kilka spektakli, w tym ten pożegnalny - 27 czerwca. Z początkiem lipca piwnicę domu handlowego Junior zaczną pruć pneumatyczne mioty. Pod ich ciosami padnie jedna z legend powojennej Warszawy - Teatr Mały. W Domach Centrum działał przez 36 lat.
Był miejscem, które od chwili powstania gromadziło wielkie indywidualności, tu spotykali się mistrzowie i ci rozpoczynający drogę do mistrzostwa. W ostatnich latach Mały umierał - była to cicha śmierć, powolne odchodzenie.
Projektanci Zbigniew Waclawek i współpracujący z nim Zbigniew Gąsior otrzymali na początku lat 70. zadanie karkołomne: stworzenia teatralnego miejsca w warunkach niemal niemożliwych, w niskiej piwnicy Domów Centrum. Miejsce to wypatrzy! Adam Hanuszkiewicz, dyrektorujący w Narodowym. To dzięki jego uporowi (ale i dobrym wówczas stosunkom z władzami) piwnica miała zmienić pierwotne przeznaczenie. Wymyślono ją jako night-club, symbol gierkowskiej modernizacji Polski, w dodatku ze striptizem, co zaalarmowało ponoć miejscową parafię... Na przeszkodzie night clubowi ostatecznie stanęła ponoć... wentylacja. Nie dość dobra na tańce, hulanki i swawole, według tzw. decydentów wystarczająca dla teatru...
Tracimy zatem teatr będący właściwie zabytkiem modernizmu architektury wnętrz lat 70., przytulny, dobrze służący publiczności i artystom, o świetnej, "miękkiej" akustyce, sprzyjający skupieniu, a nade wszystko - bardzo atrakcyjny jako wyzwanie dla scenografa i reżysera. Pozwala na konfigurowanie widowni i przekształcanie miejsca gry w rzecz nawiązującą do greckich teatrów, można w nim grać jak w dobrze znanym teatrze włoskim ze sceną pudełkową, może to być też i estrada, co wykorzystywano organizując tu koncerty. Znika teatr legendarnych przedstawień, począwszy od słynnej "Antygony" Hanuszkiewicza, od której zaczęła się historia tego miejsca, a zarazem wspaniałego debiutu wtedy studentki IV roku PWST Anny Chodakowskiej. Po niej przyszły inne przedstawienia Hanuszkiewicza (wzbudzające mniejsze kontrowersje niż jego premiery na dużej scenie Narodowego!): "Miesiąc na wsi" Turgieniewa z 1974 r., rozegrany na prawdziwej murawie, gdzie wylegiwały się prawdziwe psy, z autentyczną szemrzącą wodą... W piwnicy Domów Centrum powstała wielka kreacja Zofii Kucówny w Racinowskiej Fedrze, tu w 1974 młodziutki Krzysztof Kolberger zabłysnął Gustawem-Konradem w "Dziadach". Tu słynny spektakl "Dwóch teatrów" Szaniawskiego zrealizował Andrzej Łapicki... Tu także odbywała się pierwsza faza polskiej rewolucji obyczajowej w teatrze. W miejscu uratowanym od striptizu w 1975 r. Tadeusz Minc wystawi! "Białe małżeństwo" Różewicza - w jeszcze wciąż bardzo pruderyjnej Polsce stało się ono skandalem. Podziemie Juniora było ulubioną sceną Ireny Eichlerówny. Tu w 1986 r. zagrała swą ostatnią rolę - Matyldy von Zahnd w "Fizykach" Duerrenmatta.
W latach 90. Mały przeżywał kolejny etap rozkwitu. Nieżyjący już dziś Mieczysław Marszycki i odeszły przedwcześnie Paweł Konie przekształcili Teatr Mały w trwające cały rok Warszawskie Spotkania Teatralne. W tej sali można było zobaczyć przedstawienia z całej Polski, te z nurtu teatru oficjalnego i offowe. Swoje warszawskie miejsce znalazł tu choćby Wierszalin Piotra Tomaszuka - sala świetnie służyła jego wspanialej "Klątwie" czy "Medykowi". W Teatrze Małym miłośnicy teatru Anny Augustynowicz mogli oglądać jej przedstawienia przywożone ze Szczecina. W sali pod Juniorem koncertowali świetni jazzmani, folkowcy...
Teatr Mały, gdy nie istniał spalony i nieskończenie długo odbudowywany Teatr Narodowy, wciąż zachowywał jego nazwę i logo z małym portrecikiem Wojciecha Bogusławskiego. W chwili powrotu "dużego" Narodowego zaczął tracić na znaczeniu. Stał się na powrót sceną z własnym repertuarem, choć repertuar ten, zwłaszcza z pierwszych lat naszego wieku, trudno uznać za godną kontynuację tradycji lat 70. Bywały tu olśnienia: choćby wspaniała "Śmierć komiwojażera" Kazimierz Kutza z wielką rolą Janusza Gajosa z 2004 r. Działalność Małego zakończą "Chłopcy z placu Broni" Michała Zadary, jedna z kompromitacji sprzed dwóch sezonów. Czy przez to jednak żal będzie mniejszy?
Teatr Mały stał się ofiarą własnościowych zmian, przetasowań w hierarchiach znaczeń. Zapewne nie on pierwszy i nie ostatni. Wspaniały gmach Teatru Nowości, zbudowany w 1901 r. jako siedziba warszawskiej operetki, wówczas u szczytu swego znaczenia - w latach 20. na krótko gościł schillerowski Teatr im. Bogusławskiego, a nim stal się kupą gruzów w zniszczonej Warszawie - spadł do roli kina. Teatr Nowy przy Puławskiej jest dziś dużym sklepem.
Wraz z cenną salę możemy stracić coś więcej - zerwać nieprzerwaną od 1880 r. warszawską tradycję. Od tego bowiem roku {z niedługimi przerwami) w stolicy zawsze istniał jakiś Teatr Mały. Ta nazwa na dobre zrosła się z warszawskim życiem kulturalnym i może warto ją zachować. W rozległym gospodarstwie Teatru Narodowego jest przecież scena, której początki podobne są do początków teatru przy Marszałkowskiej. Zrazu pomyślana także jako restauracja - szybko stała się jedną najbardziej interesujących i ambitnych scen teatralnych Warszawy. Podobnie jak Teatr Mały jest przyjazna i artystom i publiczności. Ma swoją atmosferę, a zmienna konfiguracja widowni także przypomina miejsce spod Juniora. Dziś zwana Sceną przy Wierzbowej nosi imię Jerzego Grzegorzewskiego. Może więc warto ochrzcić ją właśnie (piątym już w warszawskiej historii) Teatrem Małym, nie zapominając oczywiście o patronie? Teatr Mały im. Grzegorzewskiego przy Wierzbowej stałby się dziedzicem wspaniałej tradycji poprzedników, a nazwa Teatr Mały byłaby hołdem dla nich. Ocalenie tej nazwy stałoby się oznaką, że Warszawa wciąż pamięta o swojej historii.