Do Boga zza krat

"Nad" - reż: Waldemar Zawodziński - Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

Teatr Jaracza na 120. urodziny sprawił sobie pierwszą w Polsce inscenizację dramatu "Nad" - intrygującego tekstu Mariusza Bielińskiego, który przyniósł mu tegoroczną Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną. Spektakl Waldemara Zawodzińskiego potwierdził słuszność werdyktu.

Bieliński, znany fanom seriali jako scenarzysta "Pitbulla" i "Twarzą w twarz", napisał kilka nagradzanych dramatów, m.in. "Księgę psa", "Mrok", "Cicho" i "Między". Jako reżyser asystował Jerzemu Grzegorzewskiemu, Kazimierzowi Dejmkowi, Tadeuszowi Bradeckiemu. W tym roku w najważniejszym polskim konkursie dla dramatopisarzy pokonał ponad setkę autorów. Teatr Jaracza wyjaśnia dlaczego.

"Nad" ma niewiele wspólnego z polskimi dramatami "krwi i spermy", z płaskim brutalizmem młodego pisarstwa scenicznego. Żaden młodzieniec nie rozbija tu bejsbolem samochodów, żadna panienka nie zwierza się z koszmaru współżycia z korporacją. Bieliński okazuje się jednak zdecydowanie bardziej okrutny od "brutalistów".

Bohaterem "Nad" jest Jakub (Mariusz Jakus), skazany na dożywocie za morderstwo, którego nie popełnił. O karze zdecydowały zeznania zagadkowego świadka. Po 12 latach zostaje zatrzymany prawdziwy morderca. Jakub wychodzi z więzienia i odkrywa, kto stoi za jego tragedią. Ale prawda go nie uwolni.

Tekst jest spisany w krótkich replikach jak wiersz lub modlitwa. Nie ma didaskaliów i obszernych partii dialogowych. Są pojedyncze wymiany myśli, poszarpane fragmenty codziennych rozmów i intymne monologi. Jakub, który nie może pojąć doświadczanej niesprawiedliwości, przypomina Segismundo z "Życia snem" Calderona, od urodzenia trzymanego w lochu z powodu tajemniczej przepowiedni. Jego rozmowy z Bogiem są stylizowane na więzienne zwierzenia nieszczęśliwego księcia. Bohaterowie Calderona i Bielińskiego zostali skazani rękoma najbliższych w imieniu wyższej mądrości, czegoś n a d nimi. Obaj próbują owo "coś" zdefiniować i w nie uwierzyć.

Autor wykorzystuje fabułę do postawienia śmiałych i "niemodnych" pytań. Bez zadęcia, bez hipokryzji, jakby od niechcenia. Językiem prostym i żywym, choć zarazem wyszukanym literacko. Spektakl Zawodzińskiego wchłania tę poetykę. Zawiesza rzeczywistość teatralną między surową realnością i liryzmem. Ustawiony na środku stół jest domową kuchnią, za chwilę ławą więziennej celi, potem łóżkiem, na którym zostanie zgwałcona kobieta. Więzienie jest stanem umysłu, jest wszędzie - krata otacza całą scenę. Nikt nie jest wolny: ani matka (Ewa Wichrowska) codziennie pisząca do syna nigdy nieczytane listy, ani ojciec (Andrzej Wichrowski), który nie wierzy w jego niewinność, ani morderca (Krzysztof Wach) kojący zabójstwami poczucie winy. Brutalność nie wymaga efektownych zabiegów. Jest zamknięta w cedzonych przez zęby słowach, w zamrożonych relacjach, w zduszonych emocjach.

Utwór Bielińskiego i jego inscenizacja mieszczą w sobie bogactwo relacji psychologicznych. Jedność miłości i okrucieństwa wydaje się nierozdzielna, co świetnie rysuje się w dialogach matki i ojca czy rozmowach Jakuba z rodzicami. Bardzo dobrze poradzili sobie młodzi aktorzy, szczególnie Krzysztof Wach, tegoroczny absolwent Szkoły Filmowej. Dyskusyjna pozostaje rola Mariusza Jakusa, który szafuje patosem, posągowym cierpieniem, przerysowanym gestem. Traci na tym nie tyle psychologiczna wiarygodność bohatera - bo nie o nią zabiegał reżyser - co siła jego oddziaływania. W tekście Bielińskiego rola Jakuba przeszywa nie skowytem, tylko zdławionym cierpieniem. W monologach o Bogu i przeznaczeniu jeden krok dzieli wzniosłość od śmieszności. A Mariusz Jakus niebezpiecznie często te kroki stawia.

Monika Wasilewska
Gazeta Wyborcza Łódź
5 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...