Do diabła z rewolucją

"Święta Joanna szlachtuzów" - reż. Wojciech Klamm - Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

"Święta Joanna szlachtuzów" pokazana na kaliskiej scenie, to smutna refleksja o rewolucji, która szmaci swoje ideały. O narodzie, oszukanym przez Pana Boga, o religii, którą opłaca się nagiąć dla rekinów rynku. O beznadziei słabych, walczących o lepsze jutro. Historia uczy, że lepsze jutro jest zawsze dla tych, którzy mają pieniądze, władzę i dar manipulacji.

"Wzrastałem jako syn zamożnych ludzi. Moi rodzice ubrali mnie w kołnierz, wychowali na człowieka nawykłego do korzystania z usług i nauczyli sztuki rozkazywania. Ale gdy dorosłem i spojrzałem wokół, nie spodobali mi się ludzie z mojej klasy, ani dawanie rozkazów, ani korzystanie z usług. I opuściłem moją klasę i przyłączyłem się do pospolitych ludzi". - Bertolt Brecht.

Tekst "Świętej Joanny" Bertolta Brechta, został na potrzeby kaliskiego spektaklu, wzbogacony o współczesne wątki, nawiązujące do niedawnej oraz całkiem aktualnej rzeczywistości. - Solidarność, solidarność! - wykrzykują gnębieni robotnicy, a w tle lecą filmowe fragmenty przemówień, jakby żywcem wzięte z przebiegu strajków, obrad Okrągłego Stołu i te, najnowsze - z obrad obecnego Sejmu. - Bądźmy solidarni! - krzyczy jeden z robotników na scenie. I zaraz kuli się w sobie i przeprasza. Polska rzeczywistość znakomicie wpisuje się w przesłanie scenicznej opowieści.

Świat to rynek w skali globalnej - mówi Brecht - po jednej stronie głodujący robotnicy, po drugiej - właściciele rzeźni. Ci ostatni są panami życia tych pierwszych. W zależności od sytuacji na światowej giełdzie, zmieniających się strategii konkurencji, ciągłych obliczeń i szybkich bilansów, zmienia się polityka zatrudnienia w fabrykach. Zyski i straty to wyznaczniki zarządzania. W świecie ostrej konkurencji nikt nie zastanawia się nad moralnością i etyką, bo tego nie da się przełożyć na pieniądze. Dla cierpiących, głodujących robotników, moralność też się nie liczy, bo trudno mówić o moralności z pustym żołądkiem. Żona jednego z robotników, który wpadł w rzeźni do maszyny, a jego ciało przemielono i zakonserwowano wraz z bydlęcym mięsem, szybko daje się pocieszyć darmowymi obiadami w fabrycznej stołówce. Wola życia jest silniejsza niż zasady etyki.

U Brechta chicagowscy biznesmeni walczą o prymat na rynku mięsnym, bawią się kupnem i sprzedażą - raz chcą zarobić jak najwięcej i zlikwidować konkurencję, innym znów razem - pozbyć się wszystkiego. Rynek reaguje na przemian hossą i bessą. Wyrzucani na bruk robotnicy, z dnia na dzień stają się żebrakami. Rekiny rynku bawią się dobrze. I nagle zjawia się Joanna z zastępu "żołnierzy Pana Boga". W białej sukience, białych kolanówkach i białych lakierowanych bucikach (świetna Maja Wachowska). Z biało-czerwonymi balonikami w ręku i dmuchanym samolotem (coś na kształt TU-154) - bogobojna, naiwna, głęboko wierząca w to, że może pomóc cierpiącym, że dobrem zwycięży zło. Podejmuje walkę z Pierpontem Maulerem, właścicielem rzeźni (przekonujący Łukasz Kaczmarek), którego na chwilę zafascynuje fenomen, wierzącej w moc miłości i dobra dziewczyny. Na chwilę.

Joanna swoją fascynację handlarzem mięsem, będzie przeżywała dłużej. Pełna tęsknot, pragnień, nie wie, że w świecie biznesu miłość niczego nie zmienia, nie wyznacza nowych reguł, nie odwraca biegu historii. Jest zbędnym dodatkiem, przeszkodą, którą łatwo ominąć. Nawet "żołnierze Pana Boga" nie mają co do tego złudzeń, religia sprzyja tym, którzy mogą ją wesprzeć mamoną, w celu umocnienia, rzecz jasna. Zdezorientowana Joanna przegrywa swoją walkę, wykluczona przedtem z niebiańskiego zastępu. O ironio, kończy jako roznosicielka ulotek, przebrana w kostium dmuchanego hot-doga. Oszukana przez świat, w którym zło zawsze wygrywa, zdradzona przez robotników, którzy zamiast pięknych idei wybrali pełną miskę, umiera samotnie w Szlachtuzach na zapalenie płuc. Po śmierci, ogłoszona zostaje świętą. Wydaje się, że to raczej wyraz religijnej hipokryzji niż uznanie jej rzeczywistych zasług.

Dawno nie widziałam spektaklu tak spójnego i jednorodnego stylistycznie. Uderza przede wszystkim przemyślana w szczegółach koncepcja reżyserska Wojtka Klemma, wsparta bardzo dobrymi rozwiązaniami dramaturgicznymi (Tomasz Cymerman) i znakomitą choreografią Anny Krysiak. Ta tancerka i choreografka operuje specyficznym, bardzo wyrazistym językiem, opartym na ruchu organicznym, wypływającym gdzieś z naturalnych konwulsji ciała, świetnie rozpisanym na konkretne działania - od kontrolowanego zachwiania, niemalże upadku, do płynnego przejścia w stan równowagi. Najlepiej język choreografki zdaje się rozumieć Maja Wachowska, która ma wrodzoną umiejętność odnajdywania środka ciężkości własnego ciała. Od początku zachwyca choreografia zbiorówek - od tańca korpoludków, wyznaczającego nastrój następnych scen.

Wielkie brawa należą się Dominikowi Strycharskiemu za muzykę, której rytm doskonale odpowiada emocjom na scenie, Julii Strycharskiej za pomysłowe kostiumy, Maschy Mazur za scenografię - wielkie rzeźnickie noże zwisające z góry, rozbudzają wyobraźnie widza, są przy tym niezwykle funkcjonalne. Scena żyje zmianami napięcia dramatycznego, ruchem, rytmem i światłem. Wszystkie role prowadzone są bardzo dobrze, odnosi się wrażenie, jakby aktorzy podążając za wskazówkami reżysera i dramaturga, odnaleźli istotę każdej z granych przez siebie postaci.

"Teatr Brechta jest odbiciem życia Człowieka, nie fotografią szarzyzny mieszczańskiej wegetacji (...) nie stara się bałamucić (widza - przyp. IT), że złudzeniami czy naśladownictwem życia ukazuje mu całą prawdę o życiu, nie tylko jego szpetotę, ale i całe piękno życia. Nie upoetyzowane czy "upiększone". Takie są założenia ideologiczne i estetyczne dramaturgii Brechta. Na nich oparł całą swą bogatą, niezmiernie interesującą i wciąż żywą twórczość" - pisał o teatrze Brechta, Leon Schiller.

Wojtek Klemm czuje Brechta jak nikt, w nowoczesnej formie teatralnej potrafił przekazać to, co w teatrze najwybitniejszego niemieckiego dramaturga pierwszej połowy XX wieku jest najważniejsze - heroiczność i ironiczność.

Iwona Torbicka
www.kulturaupodstaw.pl
25 lutego 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...