Do potęgi trzeciej

"Tramwaj zwany pożądaniem" – reż. Kuba Kowalski – Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie

Zagadnienie stereotypowego podziału ról płciowych bodaj nigdy nie było tak chętnie poruszane jak obecnie. Jest szeroko omawiane przez działaczy społecznych i polityków, dlaczego więc nie mieliby wypowiedzieć się również twórcy kultury. A nie od dziś wiadomo, że najlepszym sposobem komentowania wrażliwych kwestii jest kostium historyczny. Nie trzeba go szukać w odległej przeszłości – wystarczy cofnąć się o zaledwie 70 lat.

Kuba Kowalski po raz kolejny na lubelskiej scenie zmierzył się z tekstem powszechnie uznawanym za klasykę. Po świetnej adaptacji „Pani Bovary" wziął na warsztat najbardziej znany dramat Tennessee Williamsa. Musiał zmierzyć się nie tylko z samym utworem, ale także z legendarnymi kreacjami Vivien Leigh i Marlona Brando. Postawił na minimalizm, prostotę i aktorów.

Scenografia to zaledwie podesty poziomujące scenę oraz półprzejrzyste, białe zasłony, które symbolicznie ograniczają przestrzeń, dając raczej złudzenie niż faktycznie zamykając bohaterów w granicach określonego miejsca. Ta iluzja ma zresztą głębsze znaczenie. Z jednej strony Blanche szuka w mieszkaniu schronienia i ukojenia, z drugiej Stanley i Stella marzą o niezmąconej swobodzie i prywatności. Żadnemu z nich nie dane jest zaznanie upragnionego spokoju. Przestrzeń, w której funkcjonują, choć duża, jest pusta, zimna i nieprzyjazna, zmusza ich do trzymania się na baczności, zwracania uwagi, co wypada lub nie wypada, permanentnego dostosowywania się, ustępowania. Nagle miejsce, które miało być azylem, staje się więzieniem, z którego nie mogą się wyrwać: Stanley stale próbuje pozbyć się szwagierki, kupuje jej bilet autobusowy w ramach prezentu urodzinowego, a Blanche marzy o innym życiu – z rozmachem, w wielkim świecie.

Wrażenie zbyt dużej liczby osób na za małej powierzchni potęguje... potrojenie postaci. Blanche i Stanleya gra po troje aktorów: Justyna Janowska, Marta Ledwoń i Jolanta Rychłowska oraz Krzysztof Olchawa, Daniel Dobosz i Maciej Grubich. W ten niekonwencjonalny sposób reżyser pokazuje spektrum jaźni tkwiących w jednej osobie, a także komentuje aktualne zagadnienie ról płciowych. Każdy ze Stanleyów przedstawia nieco inny typ męskości, podobnie jak wszystkie Blanche'e portretują różne typy kobiet. Zabieg tyleż intrygujący i nowatorski, co wyraźnie niedopracowany. O ile bowiem aktorki mają szerokie pole do popisu, ich role wyraźnie się od siebie różnią i łatwo można dostrzec ich cechy charakterystyczne, o tyle role męskie są tak subtelnie zróżnicowane, że praktycznie nie do odróżnienia. Można odnieść wrażenie, że mimo wszystko istnieje tylko jeden typ mężczyzny – bezkompromisowego pragmatyka, szorstkiego w obejściu, niebawiącego się w konwenanse, pozbawionego empatii. Szkoda. Kowalski wybrał najlepszych aktorów, ale nawet oni nie zagrają czegoś, czego nie ma.

Trio aktorek wcielających się w postać Blanche zasługuje na uznanie. Justyna Janowska jako urocza kokietka lekkością i odrobiną naiwności z powodzeniem wzbudza sympatię. Do życia podchodzi z entuzjazmem i szczerą radością. W każdej chwili może się szaleńczo zakochać, rzucić wszystko i wyjechać w nieznane. Marta Ledwoń to młoda kobieta, która już wie, czego chce, intelektualistka, lubiąca rozmowy o literaturze i sztuce. Niejedno już widziała, nabrała zdrowego dystansu do świata, nie ma wielkich oczekiwań – trochę rozrywki, finansowej stabilności i odpowiedniego zajęcia. Jolanta Rychłowska straciła wszelkie złudzenia, ale miewa jeszcze przebłyski dawnych marzeń. Doświadczyła tyle śmierci... Przerażająca świadomość własnej ulotności czasami wybucha w niej rozpaczliwymi próbami przypomnienia sobie, co to znaczy żyć (choćby miała uwieść dużo młodszego chłopaka). Wszystkie idealnie, ale nie bez wyraźnych trudności, dopasowują się do oczekiwań wobec kobiet w ich wieku.

Zakończenie nie napawa optymizmem, a dziś wydaje się równie aktualne jak 70 lat temu. Reżyser nie porywa się na głęboką analizę współczesności i kształtujących ją kontekstów, raczej pokazuje suche fakty – podział ról płciowych kulturowo nadal przebiega w tych samych miejscach, granice trwają niewzruszenie. Choć może chciałoby się inaczej, tu nadal nie ma miejsca na zmiany.

Ewa Jemioł
Dziennik Teatralny Lublin
12 listopada 2019
Portrety
Kuba Kowalski

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia