Dobrze mi się słuchało

14. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca

Tytuł tej recenzji najdokładniej oddaje przebieg trzeciego wieczoru Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca. Tego dnia muzyka była na pierwszym planie, a w drugiej części wieczoru wręcz zepchnęła taniec w cień, lub - by być dosłownym - w mrok. Ale po kolei

Dobrze mi się słuchało - to pierwsze słowa, jakie wypowiedziałem po spektaklu "Orzech. Wiewiórka" teatru Koncentrat. I nie ukrywam, że było to dla mnie niejakim zaskoczeniem. Bowiem muzyka Alexandra Balanescu towarzysząca spektaklowi, a raczej: współtworząca go, nie była taka, jakiej słucham najchętniej. Głośna, dynamiczna, wręcz agresywna - powinna właściwie męczyć, a tymczasem niemal relaksowała.

Było to wrażenie paradoksalne, ale ów paradoks okazał się całkiem przyjemny. Drugie zaskoczenie miało charakter bardziej złożony. Choreografia Rafała Dziemidoka od samego początku wydała mi się bardzo znajoma. I to w niemal każdym elemencie; wszystko, co zobaczyłem w tym spektaklu, widziałem już wcześnie. Nie ona sama była więc zaskoczeniem. Zaskakujące było to, że oglądałem tę choreografię z najwyższą przyjemnością, bez chwili znużenia czy zniecierpliwienia. Chyba miał rację inżynier Mamoń z "Rejsu" twierdząc, że podoba się nam to, co znamy. Spotkałem się kiedyś z twierdzeniem, że prace Dziemidoka są przewidywalne, a nawet monotonne. Ale gdyby nawet by tak było, to co z tego, jeśli potrafią dawać tak wiele przyjemności. Ze spektaklu "Orzech. Wiewiórka" wychodziłem w naprawdę świetnym nastroju.

Ale ów nastrój nie trwał jednak nazbyt długo, bo tylko do kolejnych prezentacji. W ich przypadku wciąż słuchało mi się dobrze, ale z oglądaniem było gorzej. Jeszcze "Parallallemande" Hauerta mogę do pewnego stopnia zaakceptować. Bo choć dwie solówki były dość chłodne i beznamiętne, a także zbyt - jak na mój gust - brutalnie "fizyczne", to wieńczący je duet oglądało się z zainteresowaniem. A połączenie Allemande z Partity II Bacha w wykonaniach na trąbkę i skrzypce nadało nowy wymiar samej muzyce. A byłoby może nawet jeszcze lepiej, gdyby nie oddzielenie - nie wiem, czym uzasadnione - owych solówek od duetu przez "Beautiful Dance" Alberta Quesady i Very Tussing. Wobec tej realizacji naprawdę trudno mi znaleźć jakieś dobre słowo. Rozumiem ideę (choć nie jest mi ona bliska) oddzielenia muzyki od tańca, zaprezentowania ich jako odrębne byty, jednak jej realizacja wykroczyła poza granice mojej akceptacji. Oczywiście można truchtanie i podskoki nazwać tańcem, ale czy koniecznie trzeba? Odnoszę wrażenie, że gdybym się zastosował tylko do pierwszego wezwania artystów: "Close your eyes", a zignorował drugie - do otwarcia oczu, straciłbym niewiele, bo sonaty Beethovena można słuchać z zamkniętymi oczyma. Trochę, ale tylko trochę lepiej było w "Solo on Bach & Glenn", bo tu Quesada zaprezentował jakieś elementy myśli choreograficznej, a może raczej jej poszukiwania. Ale także tu warstwa dźwiękowa okazała się ciekawsza od wizualnej, bo "Wariacje Goldbergowskie" w interpretacji Glenna Goulda rzeczywiście brzmią świetnie, a fragmenty wywiadu z pianistą były inteligentne i dowcipne. To pozwoliło mi jakoś dotrwać do końca wieczoru.

Na koniec pozostało pytanie, jaką perspektywę oceny wieczoru przyjąć: optymistyczną czy pesymistyczną. Powróciłem więc raz jeszcze myślą do spektaklu Dziemidoka i zdecydowałem, że był to wieczór w połowie udany.

Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
15 listopada 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia