Dobrze ułożony spektakl?

„Dobrze ułożony młodzieniec" - aut. Jolanta Janiczak - reż. Wiktor Rubin - Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi

Trudno mi jednoznacznie ocenić „Dobrze ułożonego młodzieńca" z Teatru Nowego w Łodzi. Z jednej strony – fantastycznie, że rolę Eugeniusza Steinbarta gra Edmund Krempiński. Spektakl Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina na pewno jest przełomowy w polskim instytucjonalnym teatrze pod względem obsadzania osób transpłciowych w rolach, które nie są zaprojektowane w ten sposób, aby dzieliły się one własnymi doświadczeniami.

Jeszcze lepiej, że w czasie spotkania z twórcami padło wiele entuzjastycznych opinii i podziękowań dla osób zaangażowanych w powstawanie inscenizacji. Na podstawie poczynionych obserwacji można by uznać, że spektakl stwarza szerokie pole do identyfikacji. Jednak z drugiej strony, pomijając społeczne zaangażowanie i polityczny wymiar spektaklu, czy od strony formalno-teatralnej może wzbudzać on podobny zachwyt?

Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin w swoim spektaklu podjęli próbę rekonstrukcji historii Eugeniusza Steinbarta. Steinbart pochodził_a z Łodzi i został_a oskarżony_a o udawanie mężczyzny. Mimo że proces sądowy był opisywany na łamach międzywojennej prasy, w całej historii trudno o niepodważalne fakty. Choć twórcy wychodzą od rzeczywistej historii relacjonowanej na łamach prasy, to spektakl opiera się przede wszystkim na domysłach. Bliżej mu zatem zapewne do opowieści fikcyjnej. Co oczywiście nie znaczy, że nie mógłby być prawdopodobnym uzupełnieniem historii. Fikcja przeplata się z faktami. Twórcom udało się ustalić niektóre elementy z życia – w ten sposób z archiwów wyciągnięto postacie. Zrekonstruowano istotne wydarzenia takie jak śmierć Oskara, brata Steinbart_a, zmiany miejsc pracy czy próba samobójcza bohatera oraz odzwierciedlono koligacje między nim_nią, a resztą bohaterek i bohaterów. Spektakl stawia widzów w roli publiczność rozprawy sądowej. Konwencja jest nawiązaniem do doświadczeń Steinbert_a, który_a właśnie przez proces stał_a się bohaterem_ką wielu dyskusji w międzywojennej Łodzi. Prokurator i Adwokat (w tych rolach kolejno Michał Kruk i Paweł Kos) to postacie zbudowane na zasadzie opozycji, które przez cały czas utrzymują dynamiczne tempo rozprawy. W toku akcji pojawiają się nowe zeznania, historie i fakty. Postacie te są jednak jedynymi elementami zaczerpniętymi z konwencji sądowej. Akcja inscenizacji ma bowiem miejsce nie w budynku sądu, a w zasypanym trocinami warsztacie produkującym trumny. Na potrzeby retrospekcji przestrzeń ta staje się jednak również szpitalem, mieszkaniem czy placem budowy.

To, co pozostaje w sferze domysłów, a nie archiwalnych faktów, to motywacje bohaterów, myśli, emocje, relacje między nimi. Te aspekty wydobywane są na pierwszy plan za pomocą opisowej, trzecioosobowej narracji, stosowanej już przez duet twórców w spektaklach takich jak „Klątwa rodziny Kennedych" czy „I tak nikt mi nie uwierzy". Zabieg ten nadaje spektaklowi queerowego sznytu. W ten sposób powstała historia o akceptacji, miłości, buncie i niezgodzie na zastany stan rzeczy. Eugeniusz (Edmund Krempiński), poznając swoją przyszłą żonę, Czesławę Zaleśną (Paulina Walendziak), zyskuje sojuszniczkę, aktywistkę i bezwarunkową przyjaciółkę. Postać stworzona przez Walendziak to kobieta zawzięta, walcząca i buntująca się przeciwko opresyjnym normom – tak naprawdę ta kreacja, dzięki swojej przebojowości, czy nawet pewnej dzikości, wybija się na pierwszy plan. W opozycji do postaci Czesławy stoi jej matka, Maria Zaleśna (świetnie grana przez Monikę Buchowiec), kobieta stateczna, ułożona, zachowująca się poprawnie i kulturalnie wobec rodziny córki, ale w głębi wcale nie akceptująca stanu rzeczy, który wymyka się jej pojmowaniu normy. Elżbietka (Halszka Lehman) w roli córki Eugeniusza i Czesławy jest odpowiednio prostolinijna, ale również szczera i pokazująca, czym właściwie jest bezwarunkowa miłość. Twórcy, aby przełamać historię dziejącą się w pewnym okresie czasowym i nawiązać do stopniowej emancypacji społeczności LGBTQ+, rozbudowali postać brata Eugeniusza, Oskara (Maciej Kobiela). Postać pojawia się tylko w niektórych scenach, a jej obecność zwiastuje rozwiązanie w przyszłości problemów które dotykały Eugeniusza na co dzień.

Taki spektakl-manifest na pewno jest potrzebny. I mimo, że pod względem formalnym raczej nie budzi zachwytu (jest po prostu dobry), to na uznanie zasługuje temat i jego potraktowanie. To spektakl, którego celem nie jest skandal czy wywołanie gorącej dyskusji, a raczej normalizacja, oswajanie i pokazanie, że transpłciowość nie jest egzotyczną zachcianką, kontrowersyjnym wyborem, ani w ogóle wyborem – transpłciowość po prostu jest. Zawsze istniała i będzie istnieć. Z kolei zadaniem społeczeństwa nie jest tolerowanie czy akceptowanie, a raczej przyjęcie tego faktu za oczywistość.

Weronika Żyła
Dziennik Teatralny Łódź
6 maja 2023
Portrety
Wiktor Rubin

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...