Dojrzałem ja i publiczność

Rozmowa z Januszem Radkiem

Wyśpiewywane słowa nie mogą być tylko częścią aranżacji, powinny mieć sens. Boli mnie wszystko, co jest przypadkowe. Dziś, niestety, pisze się teksty niechlujne, często pozbawione sensu. Wrzuca się wszystkie słowa do worka, a potem skleja to, co się z niego wysypie. Oczywiście nie jestem za tym, aby w tekście były same wyrafinowane zwroty, a zdania wielokrotnie złożone, ale całość powinna mieć swoją lekkość i ciekawość, logikę i znaczenie.

Z Januszem Radkiem rozmawiamy o autorskich projektach, muzyce przeszłości i o tym, jak ważny w każdej piosence jest również tekst

Marek Zaradniak: Czy "Popołudniowe przejażdżki", bo tak nazywa się Pana nowy album, to muzyka relaksacyjna?

Janusz Radek: - Nie, nie jest to muzyka naśladująca naturę, choć powstała w zupełnie naturalny sposób, a piosenki mogą faktycznie relaksować, odrywać od codziennego pośpiechu. Tak zresztą tworzona była ta płyta- nie spieszyłem się, sam chciałem wszystko najpierw przeżyć. Pisząc materiał na "Popołudniowe Przejażdżki", analizowałem to, co działo się wokół mnie. Nie chodziło mi o pozorne doświadczenia czy wrażenia, które w pośpiechu czasem tracą znaczenie, ale o ten moment, w którym na chwilę się zatrzymujemy i dostrzegamy zdecydowanie więcej.

Skąd pomysł właśnie na nagrania, przy których można odpocząć?

- To nie był plan czy konkretny pomysł, to bardziej wypadkowa tego wszystkiego, co działo się przez ostatnie 3 lata w moim życiu zawodowym i prywatnym. To nawet nie chodzi o odpoczynek, tylko o czas, moment na refleksję. Odpoczynkiem w znaczeniu, o które pan pyta, może być zapewnienie sobie komfortu na poznanie, tak tej płyty, jak i świata wokół siebie. O tym chciałem opowiedzieć swoją muzyką i tekstami. Bo choć koncertowo nie zwalniałem tempa, to przy tworzeniu materiału na płytę dałem sobie właśnie czas na taką refleksję, na dopatrywanie się szczegółów. Przejechałem w tym czasie tysiące kilometrów przez Polskę i gdybym patrzył na wszystko tylko przez pryzmat szybkości i szyby samochodu, widziałbym zdecydowanie mniej. To tak, jak w kontakcie z ludźmi - gdy patrzymy na nich powierzchownie, z daleka, często nie wydają nam się atrakcyjni, a wystarczy spojrzeć w oczy i dostrzec więcej, wówczas stają się bardziej interesujący pod każdym względem.

To kolejny autorski projekt z Pana muzyką i tekstami.

- Tak, to moja kolejna autorska płyta, inna o tyle od pozostałych, że trudno w niej znaleźć jakieś konkretne odniesienie gatunkowe czy stylistyczne. Kiedyś sięgałem po gatunki sceniczne jako środek wyrazu, chociaż wówczas także nie chodziło o to, żeby określać się stylistycznie. Tym razem napisałem muzykę, która nie jest oczywista, nie jest odwołaniem do jakiegoś gatunku muzycznego. Napisałem ją dla siebie, a jednocześnie dla tych, którzy chodzą na moje koncerty, podobnie się ubierają czy podobnie postrzegają świat. Odczuwam potrzebę komunikowania się z ludźmi piosenką, która nie jest kreacją, a prostą rozmową ze słuchaczem przy pomocy słowa i melodii. To autorstwo bardzo zobowiązuje, nie chowam się za niczyimi plecami, mówię teraźniejszym tekstem do prawdziwych ludzi. Mówię na płycie, na koncertach, bo oczywiście projekt "Popołudniowe Przejażdżki" będzie zarazem nowym programem koncertowym.

Są Pana projekty autorskie, ale były też projekty, gdzie sięga Pan po twórczość innych. Myślę tutaj o Czesławie Niemenie czy Piwnicy pod Baranami. Kim był dla Pana Czesław Niemen?

- Ja traktuję przeszłość, szczególnie tę muzyczną, jako rzecz nieprzemijalną, uniwersalną wartość sceniczną, która w całości zamyka się w pojęciu muzyki dobrej. Wyrastałem na takiej muzyce i naturalnie po nią sięgałem, ale to nie znaczy, że muszę być cały czas taki sam. Od dawna komponuję sam i sam piszę teksty. Teraz w zapożyczeniach sięgam czasem do poezji. Najchętniej wracam do Haliny Poświatowskiej. I mimo że zdarza mi się wykonywać jeszcze utwory innych artystów, najbezpieczniej czuję się w swojej muzyce. Dojrzałem do tego sam i dojrzała do tego moja publiczność.

W Poznaniu słuchaliśmy ostatnio Pana na festiwalu "Frazy. Słowo w piosence" na koncercie piosenek Jacka Kaczmarskiego "Krajobraz po uczcie". A jakie miejsce zajmuje Kaczmarski w Pana twórczości? Kim był dla Pana?

- Dla mnie Kaczmarski był przedstawicielem swoich czasów. Widziałem go kilka razy jeszcze jako bardzo młody chłopak. Kiedy pierwszy raz usłyszałem w telewizji "Obławę", wywarła na mnie duże wrażenie. Poszedłem potem na jego koncert w Kościele i zobaczyłem Artystę, na którym wszyscy byli potwornie skupieni. Ta energia i siła wyrazu czyniła jego samego i cały występ ogromnie wiarygodnym, a jego pełen pewności przekaz był doskonale odczytywany przez słuchaczy. Tak sobie myślę, że to są w ogóle idealne relacje między słuchaczem a Artystą.

Festiwal nazywa się "Frazy. Słowo w piosence". Jest Pan autorem muzyki i tekstów. Jakie znaczenie ma dla Pana słowo w piosence?

- Integralne. Wyśpiewywane słowa nie mogą być tylko częścią aranżacji, powinny mieć sens. Boli mnie wszystko, co jest przypadkowe. Dziś, niestety, pisze się teksty niechlujne, często pozbawione sensu. Wrzuca się wszystkie słowa do worka, a potem skleja to, co się z niego wysypie. Oczywiście nie jestem za tym, aby w tekście były same wyrafinowane zwroty, a zdania wielokrotnie złożone, ale całość powinna mieć swoją lekkość i ciekawość, logikę i znaczenie. Dobrze też, gdyby tekst piosenki był pisany językiem współczesnym, bez silenia się na poezję, ale też bez strachu, że są słowa, których użyć nie można. Piosenka powinna nas oczarować i poruszać tak tekstem, jak i muzyką.

Marek Zaradniak
Polska Głos Wielkopolsk
24 listopada 2015
Portrety
Janusz Radek

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia