Dosłowna "Norymberga"

"Norymberga" - reż: D. Ignatjew - Teatr Polski w Bielsku-Białej

Rok temu siedząc na widowni Małej Sceny bielskiego Teatru Polskiego, oglądałam inaugurującą sezon 2009/2010 "Królową piękności z Leenen". Spektakl okazał się niby nienajgorszy, ale jednak w porównaniu z poznańską inscenizacją "Królowej.." w reżyserii Roberta Glińskiego, bielska wersja wypadła blado. Pierwszą premierą obecnego sezonu jest "Norymberga"- sztuka trudna, jeśli chodzi o teatralną realizację i dość niewygodna pod względem poruszanego tematu.

Wojciech Tomczyk w swoim tekście porusza ważny ( i modny) temat z najnowszej historii. Nie moralizuje, tylko zachęca odbiorców do rozważań na temat lustracji i dekomunizacji. Unika patosu i podawania gotowych recept stosując ciekawą oprawę fabularną. Sytuację wyjściową stanowi bowiem spotkanie pułkownika Kołodzieja z dziennikarką Hanną Wizner w sprawie udzielenia wywiadu na temat pewnego kontrowersyjnego wojskowego z czasów PRL. Z czasem rozmowa przekształca się w swoiste przesłuchanie albo psychoanalityczną sesję. Temat ogólny zostaje zastąpiony osobistą historią. Dzięki temu dramat nabiera indywidualnego charakteru.

Nie dziwi fakt, że „Norymberga” okazała się sukcesem. Doczekała się przekładu na język angielski, rosyjski, estoński i białoruski, a autor otrzymał za nią nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Tekst, który o lustracji i dekomunizacji opowiada w sposób niestereotypowy na wyróżnienie zasługuje bezwzględnie. Podobnie zresztą jak realizacja „Norymbergii” w Teatrze Telewizji z Januszem Gajosem i Dominiką Ostałowską w rolach głównych. Stworzyli oni niezwykłe postaci w tej wyważonej inscenizacji. Nie ma tam niepotrzebnych gestów, a wszystko co najważniejsze rozgrywa się w słowach. Napięcie z każdą wypowiedzianą kwestią rośnie, a jego ujście długo nie następuje. Dodatkowo, zakończenie wprowadza pewien mętlik. Kołodziej rzekomo ginie na polowaniu, Hanka jedzie na stypendium do Stanów, żona pułkownika sprzedaje mieszkanie. Nowej Norymbergii jednak nie będzie. Czuć w tym zakończeniu podejrzany fałsz. Kropka nad „i” nie została postawiona. Widz jest pozostawiony sam sobie z piętrzącymi się myślami.

  Kluczem do bielskiej inscenizacji „Norymbergii” w reżyserii Doroty Ignatjew zdaje się być hasło: „zróbmy wszystko inaczej niż było w wersji Teatru Telewizji”. Skoro tam Kołodziej był elegancki, tu niech chodzi w białym podkoszulku. Tam – skóra z dzika wisi na ścianie, tu – leży na podłodze. Tam – praktycznie cała akcja rozgrywa się przy stole, tu – bohaterowie co chwila nerwowo wstają, siadają na podłodze, jakby nie chcieli uwierzyć, że same słowa mogą zaciekawić widza. I najważniejsze – oczywiście inne jest zakończenie bielskiej inscenizacji. Kropka nad „i” zostaje postawiona. Nie ma żadnych niedomówień. Spektakl nie traktuje o lustracji, tylko o tym, że Hanka się nigdy nie dowie, co jest prawdą a co fikcją w jej życiu. 

Zupełnie mnie nie dziwi fakt, że zarówno Waldemar Krzystek, jak i Agnieszka Glińska reżyserując „Norymbergę” rezygnowali z tego bardzo dosłownego zakończenia, które, jak się okazuje, nieciekawie sprawdza się na scenie. Dorota Ignatjew miała swój, zupełnie inny pomysł na tę sztukę. Może chciała przenieść akcenty – z politycznego na bardziej metafizyczny? Szkoda jednak, że zrobiła to w sposób mało konsekwentny. Nie ograniczyła bowiem wątków politycznych przez co zakończenie, które proponuje budzi niepotrzebny chaos. 

Świetnie w roli pułkownika wypada Jerzy Dziedzic. Kołodziej w jego wykonaniu jawi się jako człowiek pełen sprzeczności, a przez to trochę nieprzewidywalny. Niby pewny siebie, ale jednak zagubiony; oschły, ale uprzejmy; wygadany, a mimo to tajemniczy. Dziedzic w roli Kołodzieja pokazuje w pełni swe aktorskie umiejętności, tworząc niezwykle wiarygodną postać Kołodzieja. Podobnie zresztą jak Jadwiga Grygierczyk. Wraz ze swoją postacią wprowadza na scenę masę energii. Żona pułkownika okazała się być w jej wykonaniu silną kobietą z charakterem – jakby ku zaskoczeniu widzów. Bowiem wcześniej w ogóle jej nie widać. Kołodziej jedynie puka do jej pokoju, gdy ma odebrać telefon. Takie zaskoczenie, że oto na scenie widzimy wulkan energii, podczas gdy spodziewaliśmy się co najmniej osoby na wózku inwalidzkim, jest świetnym zabiegiem. Nie wymaga dopowiedzeń. Już czujemy, że coś jest nie tak, że uczestniczymy – razem z Hanką – w jakiejś bliżej niezidentyfikowanej grze. Szkoda, że niewiele dobrego można powiedzieć o roli Magdaleny Korczyńskiej. Wyposażyła ona Hankę w przesadnie teatralne gesty i pozy. I niestety, okazała się być w tym szalenie przewidywalna. Intuicyjnie wiedziałam, kiedy wstanie, kiedy podkuli nogi, kiedy sięgnie po szklankę z wódką.

Dorota Ignatjew dała swojej inscenizacji „Norymbergii” niezwykle realistyczne kształty. Jednym może się to podobać, drugim może brakować pewnego symbolizmu, niedomówień. Ja z pewnością należę do tych drugich. Jednak, choćby ze względu na świetny tekst Tomczyka i rewelacyjne kreacje Jerzego Dziedzica oraz Jadwigi Grygierczyk trzeba ten spektakl obejrzeć. Zresztą osobiście w pełni podpisuję się pod słowami Artura Pałygi: „cieszę się, że (..) teatr wystawia takie rzeczy”.

Anna Hazuka
Dziennik Teatralny Bielsko-Biała
30 września 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...