Dostaje się wszystkim

Powieść Vargi jest książką, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Panczur, który w latach 80. tańczył pogo w Jarocinie, z sentymentem będzie wspominał stare, dobre czasy. Miłośnik literatury z kolei uśmiechnie się, słysząc znajome tytuły książek.
Jeżeli chodzi o te ostatnie, to autor "Karoliny" wymienia m.in. "Bojaźń i drżenie" Kierkegaarda, "Bunt mas" Ortegi y Gasseta, "Człowieka bez właściwości" Musila, "E.E" Tokarczuk, "Pigmaliona" Shawa, "Rzeźnię nr 5" Vonnegutta, "Grona gniewu" i "Myszy i ludzi" Steinbecka, "Lunatyków" Brocha, "Auto da fe" Canettiego, "Czarodziejską górę" i "Buddenbrooków" Manna, "Bramy raju" i "Miazgę" Andrzejewskiego, "Finnegans Wake" Joyce'a, "Ucieczkę od wolności" Fromma, "Jądro ciemności" Conrada, "Wściekłość i wrzask" Faulknera. W powieści występują m.in. jako nazwy zespołów, tytuły płyt lub pojedynczych utworów. Oprócz tego pojawiają się pisane fonetycznie nazwiska znanych - nie tylko punkrockowych - muzyków. Kurt Cobain, Ian Curtis, Janis Joplin, Jim Morrison, Jimi Hendrix, Joe Strummer, Johny Rotten, Sid Vicious, Iggy Pop, Michael Hutchence. W powieści Vargi Harry Haller sąsiaduje z doktorem Freudem, a Charles Manson i David Koresh - z Che Guevarą. Z tej erudycji w spektaklu Fręsia pozostało niewiele - "Nędznicy", "Bunt mas", "Grona gniewu", "Miazga", "Pigmalion", Pistolsi, Shame 69, Ramone, Vicious, Cobain, Curtis, Hendrix, Joplin, Morrison. Na otarcie łez otrzymujemy opowieści z naszego podwórka - o farbowaniu włosów perhydrolem i ucieczkach z klubów. Szkoda, że nasz bohater nie opowiada o typach fanek, jakie Martinez przyprowadzał mu na bekstejdż lub o tym, jak zespół odbierał statuetkę Frankensztajna. Zamiast historii o mało urodziwych punkówach, których bunt polega na tym, że się nie myją, słyszymy o "puszczaniu pawia" na stojące w zlewie talerze. No cóż - prawo adaptacji. Niezwykle pomysłowo zagospodarowano niziutki, drewniany podest w Korezie. Scena przypomina przestrzeń gry rodem ze średniowiecznych misteriów czy miraklów. Wiem, że z uwagi na język i tematykę "Tequili" - takie skojarzenie może zakrawać na bluźnierstwo, ale zaryzykuję. Mieszkanie bohatera, w którym na podłodze porozrzucane są płyty CD, uosabia fotel. To właśnie w nim, rozwalony nonszalancko narrator, wspomina lekcje przysposobienia obronnego i skacowany wypija z puszki resztkę piwa. Wystarczy jednak, że Warszawski zrobi kilka kroków, weźmie do ręki czerwoną gitarę elektryczną, stanie przed mikrofonem w świetle zielonego i czerwonego reflektora, byśmy znaleźli się na koncercie. Słychać entuzjastyczne okrzyki widowni, punkowiec nieśmiało trąca struny, a i tak zostaje to zagłuszone, przez lecącą z głośników piosenkę Pogodno. Siedząc w pierwszym rzędzie na własnej skórze przekonałem się, że w stwierdzeniu bohatera o "totalnej napierdalance" nie ma cienia przesady. Przy "Jak Ty się czujesz" nawet "Olewaj system" Ga - Ga brzmi, jakby był zagrany po walerianie. Dziwi więc zachowanie punkowej publiczności, która podczas tegorocznego festiwalu w Jarocinie przywitała Pogodno. kamieniami. Czerwone światło z kolei zarezerwowane jest dla knajpy. Siedzący przy stoliku narrator najpierw parodiuje markowych od stóp do głów szpanerów, opowiadających o Seszelach, Kubie i Aspen, a później je kolację ze swoim menadżerem. W tym umyślnie przesadnie, wyraźnie wymawianym "gdzie byłeś, co piłeś, kogo waliłeś", było coś z schaefferowskiego "a proszę pana, a mnie się nie chce" w interpretacji dyrektora Neinerta. Wreszcie - cmentarz. Nasz bohater zamiast trumny z Grubym niesie futerał na gitarę. Gdy wspomina zmarłego perkusistę, mówi przesadnie głośno i spogląda w stronę futerału. Kiedy na końcu powoli chowa do niego płyty i odłączone od wzmacniacza kable, jest to bardzo wymowny gest. W trakcie godzinnego monologu dostaje się wszystkim. Zniewieściałemu menadżerowi, który cytuje fragment refrenu "Twojej generacji" Pidżamy Porno ("rock jest martwy, stary"), a tak naprawdę jest totalnym kretynem i zwykłym tchórzem. Firmie, dla której śmierć Grubego to świetna okazja, by przypomnieć światu o istnieniu kapeli i przy okazji sprzedać jeszcze trochę płyt. Hienom z tabloidów, które chcą mieć temat na pierwszą stronę. Małolatom, które nie rozumieją zaangażowanych tekstów, a kochają dopóty, dopóki na horyzoncie nie pojawi się kolejny buntownik - uzbrojony w mikrofon - raper. Legendom rocka, które chałturzą podczas rozmaitych plenerów, festynów czy dni miast, stanowiąc jedynie dodatek do piwa i kiełbasy z grilla. Kapelom metalowym, których jedyny przekaz polega na darciu mordy. Nigdy nie pogowałem na koncercie, "kocioł" pod sceną wolę obserwować z bezpiecznej odległości. Jednak od czasu do czasu lubię sięgnąć po klasykę punk rocka (Dead Kennedys, Exploited, GBH, Patti Smith, Iggy Pop) albo posłuchać naszych kapel (Dezerter, składanka "Dzieci brudnej ulicy"). Mimo, iż zarówno w powieści Vargi, jak i w spektaklu Fręsia nie znalazłem anegdot rodem z "Prywatnej taśmoteki" Bratkowskiego, uwierzyłem Piotrowi Warszawskiemu, który niezwykle płynnie potrafił przechodzić z nastroju w nastrój. Począwszy od refleksji na kacu, poprzez parodiowanie Dżonnego i wokalisty heavymetalowej kapeli (wywrzaskiwane "Who is your master? You, my Lord!"), skończywszy na wymownych pozdrowieniach dla żony menadżera i zagranej totalnie serio końcówce. Był wiarygodny jako punkowiec, który wierzył w to, o czym śpiewał w swoich antyfaszystowskich, piętnujących materializm tekstach. Muzyk, który starał się uczciwie wykonywać swoją pracę, ale ktoś go "wydymał". Teatr Korez w Katowicach Krzysztof Varga "Tequila" Monodram w wykonaniu Piotra Warszawskiego adaptacja i reżyseria: Jan Andrzej Fręś muzyka: zespół Pogodno kostium: Tomasz Ossoliński światło, dźwięk, realizacja: Sergiusz Brożek Premiera: 1 kwietnia 2004r.
Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
27 listopada 2007

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia