Dramatyczny konflikt stężonego słowa

"Szosa Wołokołamska" - reż: Barbara Wysocka - Teatr Polski we Wrocławiu

"Szosa wołokołamska" w reżyserii Barbary Wysockiej to spektakl trudny, wymagający najwyższego skupienia i koncentracji. Na scenie bowiem aż gęsto od słów, wypowiadanych w nieustannym emocjonalnym wrzeniu. Tytułowa szosa jest nie tylko punktem, do którego dotarła armia niemiecka w czasie marszu na Moskwę w 1941 roku - staje się także metaforą odwiecznych ludzkich dylematów i konfliktów. Symbolizuje człowiecze rozdarcie między własnym sumieniem a obowiązkiem, między wolnością a literą prawa

Dramat Heinera Müllera, przedstawiający fragmenty niemieckiej historii, od lat czterdziestych po rok 1968, został rozpisany na trzy męskie postaci, w które wcielają się Adam Cywka, Rafał Kronenberger i Adam Szczyszczaj. Aktorzy wielokrotnie zmieniają swoją tożsamość, wcielając się w kolejnych bezimiennych bohaterów dramatycznych momentów historii. Transformacje dokonują się na oczach widzów – nie tylko przez zmianę kostiumu, lecz także charakteryzacji. 

Scena, wyłożona lśniącymi płytami, odbija światła i cienie niczym krzywe zwierciadło. Pierwszej części spektaklu, przedstawiającej niemiecko-radziecki konflikt z 1941 roku, towarzyszą filmowe zdjęcia ośnieżonych lasów. Bohaterowie grani przez Cywkę i Szczyszczaja wspominają zdarzenia spod Moskwy. Powtarzają po sobie te same słowa na zasadzie kanonu, czy może raczej fugi, w której muzyczny temat powraca jak echo, ulegając kolejnym przetworzeniom. Cywka zdaje się patrzeć w przeszłość z pewnego dystansu, Szczyszczajowi towarzyszą silne emocje teraźniejszości. Motyw tchórzostwa żołnierza skazanego na śmierć przez własnego dowódcę stanowi swego rodzaju pretekst do rozważań nad istotą lęku i poszanowania życia. Słowa bohaterów przerywa niepokojący stukot maszyny do pisania. W kolejnych scenach również pojawiają się nerwowe zachowania i gesty – wojskowy lekarz (Cywka) bezmyślnym gestem owija głowę bandażami, zdejmuje je i nakłada ponownie; dowódca (Szczyszczaj) pełza po scenie, taszcząc końskie zwłoki. W tle zmieniających się historii migoczą filmowe fragmenty – dokumentalny zapis polowania na wieloryby czy urywki radzieckiej „Szosy wołokołamskiej”.

Sceny rozgrywające się w latach 50. i 60. przynoszą kolejne refleksje nad absurdami historii. Szczególnie znamienny wydaje się moment, w którym urzędnik bezpieki (Kronenberger) poleca podwładnemu (Cywka) złamać przepisy w imię przywrócenia porządku, skazując go na pewną śmierć. Zastosowano przy tym ciekawy zabieg inscenizacyjny – oczom widzów ukazuje się samochód podwładnego, powodującego wypadek; scena niknie w oparach dymu, z którego dobiega głos urzędnika.

Każdy z aktorów ma w spektaklu swoją chwilę chwały. Cywka błyszczy szczególnie w scenie pierwszej. Kronenberger genialnie wygłasza monolog urzędnika, który zrastając się ze swoim biurkiem, staje się człowiekiem-maszyną. Scena aż kipi od emocji także wówczas, gdy Szczyszczaj wciela się w postać zbuntowanego przeciw ojcu syna. Wybuchom jego złości, frustracji i rozczarowań towarzyszy mechaniczny rytm elektrycznej gitary Kronenbergera, który niczym refren powtarza słowa : „zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć”.

Spektakl ukazuje człowieka uwikłanego w mechanizmy historii, w biurokrację, stojącego w obliczu nierozstrzygalnych dylematów. Stąd tyle na scenie pozornie nieskoordynowanego ruchu, jak rozpaczliwe sięganie po słuchawki głuchych telefonów. Bohaterowie wypełniają swoją osobowością całą przestrzeń sceniczną, pełzają po jej gładkiej powierzchni, siadają przy bezdusznie regularnie ustawionych biurkach.

Wysokie stężenie słowa i jego wieloznaczności wciąga nas w intelektualną grę,w której łatwo się zagubić. Warto zachować skupienie, utrzymać natężenie uwagi, by połączenie słowa, gestu i zachowania zadziałało na nas z porażającą siłą. „Szosa wołokołamska” to bowiem spektakl niełatwy, bolesny. Poddanie się jego rytmowi pozwala jednak, niczym na terapeutycznej sesji, uobecnić zamierzchłe, raniące konflikty, by oswoić je i – jak sugeruje w ostatniej scenie Rafał Kronenberger – „zapomnieć”. Oczyszczająco i na dobre.

Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
7 grudnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...