Drzewo Życia przy Próżnej

7. Festiwal Kultury Żydowskiej - Warszawa Singera

Spektaklem "Skrzypek na dachu" zakończyła się w niedzielę Warszawa Singera. Dziewięciodniowa impreza obfitowała w wydarzenia. A że to siódma edycja festiwalu, do jego podsumowania wybraliśmy siedem - niekoniecznie najbardziej spektakularnych, ale godnych zauważenia

Pierwsze to monodram autorstwa Ryszarda Marka Grońskiego "Irena zwana Jolantą", której pierwszy pokaz odbył się 29 sierpnia. Ewa Dąbrowska wciela się w nim w postać Ireny Sendlerowej. Przemyślenia bohaterki, jej wątpliwości, lęki wyrażane są poprzez spokojną, daleką od patosu narrację.Uzupełniają ją archiwalne nagrania.

Druga propozycja to poniedziałkowy koncert "Klezmer & Strings", którego bohaterami byli Gershwin Quartet i klarnecista Giora Feidman. Dzięki połączeniu klasycznej powściągliwości z dixielandową drapieżnością i klezmerską swobodą otrzymaliśmy muzykę subtelną, ale niepozbawioną radości i żywiołowości.

Numer trzy to środowe przedstawienie Pawła Passiniego "Kabbalah". Piękny w swej ascetycznej formie spektakl, poświęcony był sefirom - dziesięciu stopniom, których osiągnięcie zbliża człowieka do poznania Boga. Piękno, Mądrość czy Zrozumienie pojawiające się w wizualizacji Drzewa Życia, stawały się pretekstami scen aktorskich i komentarzy reżysera dowodzących, że nawet o najistotniejszych sprawach można mówić z dystansem, a czasem autoironią i humorem.

Kolejne trzy wydarzenia to koncerty sobotnie. Na małej scenie Teatru Żydowskiego można było posłuchać gitarzysty Raphaela Rogińskiego solo. Jego melodyjna, acz brudzona agresywnymi dźwiękami muzyka była dość hermetyczna, ale hipnotyzująca i skłaniająca do szerszych niż tylko artystyczne refleksji.

Na scenie plenerowej wystąpili wieczorem skrzypek Nigel Kennedy i zespół Kroke. Po tych artystach można się spodziewać wyłącznie fantastycznego koncertu, więc żadnego zaskoczenia nie było. Tu jednak trzeba przyznać techniczny minus organizatorom. Remont placu Grzybowskiego spowodował znaczne ograniczenie miejsca. W efekcie przejście między ul. Bagno a Próżną całkowicie się zakorkowało - dochodziło do przepychanek, padały niecenzuralne słowa. Może trzeba było np. zobligować służby porządkowe, żeby nie pozwalały publiczności stać poza barierkami wyznaczającymi "widownię".

Trzeci koncert był podróżą w świat dawnego żydowskiego teatru. Kanadyjka Theresa Tova opowiadała o nim przez pryzmat kobiet, które święciły triumfy na scenach. Obdarzona skalą głosu, której nie powstydziłyby się operowe śpiewaczki, pełna werwy i kabaretowego pazura wokalistka zaraziła swoją energią wszystkich gości Teatru Żydowskiego.

W końcu numer siedem - "Dzieci Hioba", czyli spektakl muzyczny Jacka Bończyka, Klementyny Umer i Sylwii Najah na dużej scenie w niedzielne popołudnie. Trójka wykonawców wybrała m.in. teksty Jacka Kaczmarskiego. Było to poruszające, momentami wstrząsające spojrzenie na relacje polsko-żydowskie.

Te wydarzenia to zaledwie ułamek festiwalowego programu. Warto wspomnieć jeszcze o spotkaniach literackich poświęconych dawnym i współczesnym ludziom słowa. O wycieczkach z varsavianistami. O zajęciach dla dzieci, warsztatach wokalnych czy tanecznych. Wykładach o języku jidysz czy dawnych antykwariatach. I o finałowym niedzielnym przedstawieniu "Skrzypka na dachu".

Warszawa Singera co roku stara się pokazać bogactwo żydowskiej kultury - nie tylko tej przedwojennej, ale i obecnej. I nawet jeśli niektóre propozycje są dla widzów zbyt awangardowe (jak np. piątkowy koncert Mitch & Mitch i Parohod na Próżnej), stanowią kontrę dla zarzutów, że festiwal jest żydowską "cepeliadą".

Katarzyna Czarnecka
Zycie Warszawy
7 września 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia