Dureń kontra system

"Samobójca" - reż. Grigorij Lifanow - Teatr Polski w Poznaniu

Opowieść o Siemionie Siemionowiczu Podsiekalnikowie, bezrobotnym obywatelu radzieckim, który pewnego dnia z nudy i rozpaczy, na złość żonie i teściowej, postanawia popełnić samobójstwo, to kolejna realizacja Grigorija Lifanowa w poznańskim Teatrze Polskim

Mam z Lifanowem kłopot, bo nadal nie wiem, co o nim myśleć. A po trzech spektaklach (wcześniej był "Bobok" oraz "Mistrz i Małgorzata") powinienem już chyba wiedzieć. Otóż Lifanow należy do tych rosyjskich reżyserów, którzy wbrew naszym oczekiwaniom ani nie odkrywają czarnego rdzenia świata jak Kolada, ani nie eksperymentują z nowatorstwem formalnym i metafizyką jak Wyrypajew. Lifanow to humorysta. Jego teatr zaludniają ludzkie typy, a nie charaktery, rządzi w nim slapstick i upodobanie do scenicznych tricków i metamorfoz. Z "Boboka" zrobił na przykład swego czasu bardzo wesoły utwór, nie tyle o gadających trupach na cmentarzu, ile o schizofrenii narratora. Niecenzuralna za sowieckich czasów komedia Erdmana również jest dla niego tylko pretekstem do harców. Płaski sceniczny świat wygląda jak nowoczesny, "konstruktywistyczny" handlowo-propagandowy plakat z epoki NEP-u. Rosyjskie litery układają się w napis "restoran", ogromnymi bukwami przystrojono korytarz sowieckiej komunałki. Jest trochę tak, jakby ludzie mieszkali nie w domach, a w samych literach słusznych haseł. Podsiekalnikow (Piotr B. Dąbrowski) ma twarz wystraszonego amanta. Aktor nie stawia na vis co-mica, ale akcentuje wieczną chłopięcość bohatera: dlaczego nikt mnie nie lubi? Czemu nic mi się nie udaje? Teściowa i żona bohatera (pełne werwy Teresa Kwiatkowska i Ewa Szumska) są w nim zakochane, traktują go jak niezaradnego, słodkiego chłopczyka. Chce puzon, kupimy mu puzon; chce dobrze pojeść - niech sobie biedaczek poje; wygłupia się z umieraniem - a niech mu będzie.

W drugiej części, kiedy grupa rozczarowanych obywateli chce jego samobójstwo wykorzystać przeciwko władzy ludowej, ma jednak Dąbrowski chwilę skupienia i prawdziwego strachu. Postać z kreskówki zderzona zostaje ze śmiertelną decyzją, która ma nadać rangę jej egzystencji. Pamiętam byle jakie ludzkie bydlęctwo i instynkt przetrwania Janusza Gajosa grającego Podsiekalnikowa w telewizyjnym widowisku Kutza: żarcie okazywało się dla niego ważniejsze niż sens i idea. Pamiętam drżącą ironię i smutek Sławomira Grzymkowskiego z przedstawienia Fiedora w warszawskim Dramatycznym. To byli bardziej świadomi Podsiekalnikowowie niż ten Dąbrowskiego. Wieczór kradnie mu zdumiewająca para - Piotr Siwiak i Łukasz Chrzuszcz - w niezliczonych wcieleniach: pionierów, kelnerów, krawcowych, grabarzy, urzędników i wiejskich staruch, które krążą wokół bohatera, ośmieszają ceremonie, w których bierze udział. Życie jest pełne sobowtórów i odbić, w naszej głupocie i bezradności przeglądają się głupota i bezradność innego człowieka. Nie umrze Podsiekalnikow - to zastrzeli się inny dureń. Prawdą jest, że świat nie stanie się przez to ani lepszy, ani gorszy. Trochę mało jak na konkurowanie z tradycją grania "Samobójcy" w Polsce, choć wystarczająco jak na sprawne i nieco efekciarskie widowisko.

Łukasz Drewniak
Przekrój
28 lipca 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia