Duże dziewczynki też płaczą

"Have a good cry" - reż. Magda Szpecht - Scena Robocza w Poznaniu

Najnowsza premiera Sceny Roboczej prowokuje do łez i do myślenia. „Have a good cry" to spektakl w reżyserii Magdy Szpecht, współtworzony razem z Weroniką Pelczyńską i Leną Schimscheiner, którego pokazy odbyły się 8 i 9 czerwca 2021 roku. Twórczynie zapraszają nas do słynnego „pokoju do wypłakania" i wywołują refleksję o czułości, delikatności i oczyszczającej roli płaczu.

Trio artystek najwidoczniej zapomniało o tym, co śpiewała Fergie ponad dekadę temu i twierdzą, że duże dziewczynki płaczą. Być może nawet będą miały do tego specjalne pokoje, o których dowiedzieliśmy się dzięki uprzejmości pani Agnieszki Borowskiej, rzeczniczki ministra, o przydomku nawiązującym do pewnej okrągłej cyfry. Twórczynie wychodząc od wypowiedzi pani rzeczniczki i wyobrażenia o tym jak taki pokój miałby wyglądać, poruszają kilka ważnych aspektów związanych z aborcją i konfliktem, który trwa od 1993 roku i ponownie przybrał na sile jesienią ubiegłego roku.

Artystki zapraszają nas do słynnego pomieszczenia i na naszych oczach aranżują je z dbałością o nastrojowość – jest tu fontanna, znalazł się też kwiatek, duże łóżko – naprawdę robi się przytulnie. Nic tylko usiąść na środku i płakać. Jednak ten pokój, to nie tylko symbol tego, jak hojna jest ręka, którą państwo podaje kobietom. Przede wszystkim to miejsce w nas samych, do którego odnalezienia zachęcają nas twórczynie. To wewnętrzna przestrzeń, w której mamy przyzwolenie na płacz, uwalniający nas od frustracji i rozpaczy. Spektakl ma pobudzić nas wszystkich do wspólnego poszukiwania jej w sobie, pobycia w niej przez chwile razem, dając sobie nawzajem wsparcie i zrozumienie.

Można by pomyśleć, że skoro jest płacz to będzie ckliwie. Bynajmniej – jest śmiesznie, chwilami tragicznie, na końcu bardzo smutno, ale nie ma tutaj przesady i zbytniej sentymentalności. Pojawia się za to szerokie spektrum tematów i myśli, wprowadzane też poprzez skrzętnie dobrane materiały wideo – pierwszy z nich to reportaż zrealizowany przez Polską Kronikę Filmową o tytule „Trudny poród", który przedstawia kulisy wprowadzenia ustawy zakazującej aborcji w 1993 roku, zwanej także kompromisem. Otwiera nam on furtkę na parę spostrzeżeń: po pierwsze, od tamtego wydarzenia minęło 28 lat i właściwie nic się nie zmieniło. Taki sam materiał mógłby powstać i dzisiaj.

Chociaż nie, nie mógłby – dzisiaj debata jest o wiele ostrzejsza, pełna obrzydliwych haseł i jeszcze silniej uzależniona od religii. Generalnie jednak większość się zgadza – poziom debaty jest podobny co w latach 90. ubiegłego wieku, niewiele się nauczyliśmy. Po drugie, w materiale zabrakło głosu kobiet. Jeśli są przedstawiane to albo jako wariatki-feministki, albo jako wariatki-dewotki. Ta „prawdziwa" dyskusja toczy się jednak nie na ulicy, gdzie „wrzeszczy" grono tych „wariatek", a przy stole pełnym mężczyzn, czyli właściwie bez udziału kobiet. Po trzecie, najwidoczniej w ciągu tych trzydziestu lat Panowie nie zrozumieli, że nie potrzebujemy ich do podejmowania decyzji o naszym ciele, bo większość z nich nadal dzisiaj zabiera głos w dyskusji, która ich nie dotyczy. W trakcie, można więc pograć w grę, którą roboczo nazwałam „zgadnij, jak wyglądał twój ulubiony antyaborcjonista trzydzieści lat temu".

Kolejny materiał to absurdalne nagranie tańca płodów w wykonaniu ostrołęckich dzieci, który miał miejsce podczas inauguracji rządowego programu „Za życiem". Gdy dołącza do nich występująca na scenie Lena, sytuacja zdaje się dochodzić do granicy absurdu. Twerkowanie w prześcieradle staje się równie kuriozalne, co przedstawienie w Ostrołęce. Podczas tej sceny uczucia religijne wielu osób z pewnością mogłyby być urażone, gdyby nie była to kompletna niedorzeczność. Twórczynie wlewają także swoje osobiste frustracje i lęki przytaczając historie i reakcje rodziny i przyjaciół na to, jaki temat podejmują w swoim najnowszym spektaklu. Zastanawiają się też rzeczywistością i docierają do pytania czy aby nie jest tak, że Polska to jeden wielki pokój do wypłakania się?

Przedstawienie uświadamia nam, że właściwie duże dziewczynki też płaczą. Płaczą, bo nadal nie mogą same decydować o swoim ciele. Płaczą, bo są zmuszane do heroizmu. Płaczą, bo muszą wychodzić na ulicę, by zawalczyć o swoje prawa do stanowienia o sobie samej. Płaczą, bo gdy już wychodzą walczyć o te prawa to są nazywane wulgarnymi aborcjonistkami. Płaczą, bo są jak dzieci i ryby. Płaczą, bo co innego im pozostało?

Do tego zresztą zachęcają nas twórczynie. Najpierw żartobliwie, poprzez poradnik wymuszania łez, potem płacz staje się naturalny, dołącza do niego widownia. W końcowej scenie już z trudem się łzy powstrzymuje. Z pozoru prześmiewcza instrukcja płakania kończy się głęboką rozpaczą. Okazuje się, że nie trzeba wcale aż tak bardzo wymuszać – wystarczy przypomnieć sobie nastroje z jesieni ubiegłego roku, gdy wiele z nas wychodziło na ulice i trzymając się za ręce i w poczuciu wspólnej mocy nie do zatrzymania próbowało wywołać jakąkolwiek zmianę. Na te wszystkie wspomnienia jedyne co się ciśnie na usta, to powtarzana w spektaklu i na ulicach garść przekleństw. I płacz, pozostał nam płacz.

Ciężko sprawić, by ta recenzja była recenzją samego spektaklu, oderwaną od wszystkiego co dzieje się dookoła samego tematu. To poruszający i mądry spektakl, dobrze zrównoważony emocjonalnie, z mocnym punktem kulminacyjnym, a jednak wolałabym, żeby nigdy nie powstał. A raczej, żeby nigdy nie musiał powstać. Ale powstał. Bo musiał.

Zmierzając do końca powiem jeszcze słowo o samej Scenie Roboczej – dzięki Wam, bogowie teatru, że zsyłacie nam takie instytucje jak ta. Po powrocie z lockdownu obserwuję, jak wiele teatrów repertuarowych próbując sprostać oczekiwaniom widzów i krytyków, tworzą kolejne, mocno nadwyrężające budżet spektakle, które finalnie są jedynie przerostem formy nad treścią. Przy takim początku/końcu tego dziwnego sezonu mimochodem poddajemy się tej jałowości i wyczekujemy z nadzieją na rozpoczęcie kolejnego. W tym czasie Scena Robocza po raz kolejny udowadnia, swoją konsekwencję w rozsądnym produkowaniu i zapraszaniu wydarzeń, a jednocześnie dba o rozwój widza. „Have a good cry" towarzyszyły dwa wydarzenia – pokaz filmów krótkometrażowych w temacie płaczu oraz warsztaty arteterapii dla młodzieży o czułości i uważności.

Więcej o wydarzeniach odbywających się na Scenie dowiecie się na ich stronie – repertuar czerwcowy jest napięty, powracają też dawno niegrane spektakle, więc zdecydowanie jest w czym wybierać.

Jagoda Masłowska
Dziennik Teatralny Poznań
21 czerwca 2021
Portrety
Magda Szpecht

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...