Dwaj farciarze z Kazimierza

Teatr Nowy prowadzą Piotr Sieklucki i Dominik Nowak

W małej salce przy ul. Gazowej na krakowskim Kazimierzu zadomowił się Teatr Nowy. Teatr ludzi, którzy wiedzą, czego chcą.

Teatr Nowy prowadzą Piotr Sieklucki i Dominik Nowak, znani ze współpracy z Michałem Zadarą ("Ks. Marek", "Wesele"). Zaczęli jeszcze na PWST od "Grigi", obrazka Czechowowskiego, gdzie wódka lała się wiadrami, a z poczciwego bohatera wyłaziło bydlę. Za ten wyreżyserowany przez Siekluckiego spektakl obraziła się na nich Anna Polony, ich profesor ze szkoły, ale oni postanowili działać dalej. Kiedy dwa, trzy sezony temu jeszcze jako Avant\' Theatre tułali się od Sceny na Kanoniczej do klubu Alchemia, przyglądałem się im z sympatią, ale nieufnie. Kolejny teatr piwniczny - myślałem, kiwając smętnie głową, bo doświadczenie nauczyło mnie, że nikt w piwnicy długo nie pociągnie.

Cuda się jednak zdarzają. Krakowski biznesmen i były aktor Janusz Marchwiński oddał grupie absolwentów PWST bezpłatnie i aż na 10 lat lokal przy Gazowej 21 na Kazimierzu. Niska salka, 100 starych foteli, wnęka za ścianą zamiast kulisów, parę ławek w foyer i prowizoryczny bar. Z jednej strony komfort własnego miejsca, z drugiej - świadomość, że zbyt dużo z tą przestrzenią nie da się zrobić. Sieklucki i Nowak już pod szyldem Teatr Nowy Kraków przenieśli tu wszystkie swoje stare produkcje ("Bliżej" Marbera, "Historie" Zelenki, "Emigrantów" Mrożka). Przygotowali też dwie nowe premiery - "Pana Jaśka" Martina McDonagha w reżyserii Bohdana Hussakowskiego i "Amok moja dziecinada" Thomasa Freyera przygotowany przez Ivo Vedrala. Pierwszy rozczarował, drugi przyjemnie zaskoczył.

"Pan Jasiek" raził sentymentalizmem, dziwacznie wykoncypowaną homoerotyczną kazirodczą, zażyłością pisarza i jego niedorozwiniętego brata. "Amok..." Vedrala, opowieść o trójce nastolatków z dawnego NRD, miał formę zabawnego, po Marthalerowsku przyrządzonego występu amatorskiego tria muzycznego upośledzonych dzieciaków. Chwilami brzmiał jak rewers do "Czasu kochania, czasu umierania" Fritza Katera.

Szkolnych kilerów, rozstrzeliwujących nauczycieli ni to naprawdę, ni w wirtualnym świecie świetnie zagrali Katarzyna Maciąg i Dominik Nowak.

Zadaniem na najbliższe sezony będzie dla Teatru Nowego na pewno przyciągnięcie innej niż studencka i koleżeńska widownia, choćby po to, żeby trochę na spektaklach zarabiać.

Znowu jak przed rokiem w ramach Młodej Sceny Letniej grają przez cale wakacje. I czepiają się najprzeróżniejszych chwytów marketingowych. Dominik Nowak zachęca na stronie internetowej teatru, żeby przyjść na ich przedstawienia choćby tylko po to, żeby zobaczyć jego kapitalny brzuch (byłem, widziałem, mam fajniejszy...).

Bliskość kazimierskiego zagłębia rozrywkowego może w pewnym momencie popchnąć Teatr Nowy ku bardziej ludycznym spektaklom. Będą prośby, żeby były piosenki, kabaret, koncert. Sieklucki i koledzy chcą być teatrem repertuarowym, a nie eventowym, otwierającym swoje podwoje od wielkiego dzwonu. Najtrudniej im będzie dobijać się o pieniądze z miejskiego budżetu. Bo Kraków nie docenia scen tworzonych przez młodych. Twórcy Nowego próbują znaleźć swoją niszę, odróżnić swoją młodość od młodości Starego Teatru, Łaźni, projektów Sceny pod Ratuszem. Chcą robić teatr zapatrzony we współczesność, ale nie zachłystują się nią, traktują ją raczej jako oczywistość. Najbliższa im wydaje się być tematyka obyczajowa, splot pytań "jak żyć" i "kogo kochać". Opowiadają historie o młodych ludziach, ale bez histerii i szokowania. To teatr w miarę zadowolonych z siebie i życia dwudziestokilkulatków, którym dusza nie krwawi, co najwyżej co jakiś czas

łupnie ich w krzyża Sieklucki i Nowak opakowują sceniczne światy w łatwo uchwytne ciepło, stawiają na czołach bohaterów stempel bezpieczeństwa, chcą być ładni i sympatyczni. Dlatego chyba tak konsekwentnie sięgają po repertuar środka, wypatrują nowych, niegranych jeszcze w Polsce dramatów. Mają poczucie humoru bardziej dobroduszne niż anarchiczne. Czy spróbują budować swoją pozycję nie tylko za sprawą klucza repertuarowego, ale na przykład gry aktorskiej? Na długą, wręcz laboratoryjną pracę nad rolami teatr niezależny niejako z definicji powinien mieć więcej czasu.

Niebezpieczeństwa? Świadomość, że mogą realizować swoje ambicje gdzie indziej. Sieklucki zacznie reżyserować w innych miejscach (ostatnio miał premierę w Teatrze Żeromskiego w Kielcach), Nowak będzie musiał zarabiać gościnnym graniem. I jeszcze jedno: to nie jest teatr autorski, a takiemu byłoby w Krakowie łatwiej, tylko platforma dla grupy zaprzyjaźnionych twórców, scena debiutu dla absolwentów krakowskiej reżyserii. Trudno będzie zebrać plany artystyczne wielu ludzi w jednym kierunku. Nie chciałbym też, żeby Nowy stał się przytuliskiem dla tak zwanych aktorów "bezprizomych", którzy po prostu chcą grać. Gdziekolwiek.

Na bok jednak czarne myśli! Staram się dzisiaj czytać ich oficjalną nazwę - Teatr Nowy Kraków - nie jako "nowy teatr z Krakowa", a teatr "Nowego Krakowa". Rzeczywiście jest w nich coś z nowego, odmienionego miasta - ludzi użalających się nad sobą, zapijaczonych i zabarowanych na amen, nareszcie zastępują ci, którzy na razie wiedzą, czego chcą.

Łukasz Drewniak
Dziennik
27 lipca 2007

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia