Dybuk z sieci rodem

"Dybuk" - reż. Anna Smolar - Teatr Polski w Bydgoszczy

Teatr w teatrze. Aktorzy wcielają się w role uczniów i nauczycieli pracujących nad wystawieniem "Dybuka".

Dlaczego ten tekst? Powodów jest kilka. Chcą dokończyć dzieło rozpoczęte przez chłopca, którego koledzy kretyńskim żartem w sieci doprowadzili do samobójstwa. Na scenie pojawia się więc też obok postaci Chanana, dybuka z dramatu Szymona An-skiego, i dybuk z dramatu Ignacego Karpowicza - Grześ z przeogromnym wdziękiem i młodzieńczą naturalnością grany przez Michała Wanio. Co łączy te postaci? Obaj bohaterowie, choć z różnych przyczyn, zostali oddzieleni od swych ukochanych. Czego symbolem są kamienne posągi po bokach sceny, na czas akcji schodzące z cokołów i wcielające się w postaci Lei i Chanana, genialnie zagranych przez Sonię Roszczuk i Macieja Pestę. Ruchy i mimika tej pary aktorskiej nie tylko emanują mistycznym klimatem. One też poza słowami wyrażają tragedię, cierpienie, ból, na jakie młodzi ludzie zostali skazani na wieki. Szczególnie ciekawie, w dużej mierze też za sprawą scenografki Anny Met, pokazane jest tu współistnienie dwóch dusz w jednym ciele.

Cukierkowo różowa kurtyna, unosząc się, odsłania przed nami głupawy, kiczowaty świat, jaki media oferują współczesnym nastolatkom i który kształtuje ich mentalność i osobowość.

Dlaczego Grześ sięgnął po dramat głęboko ukorzeniony w kulturze żydowskiej? Chciał przybliżyć swoim kolegom kulturę narodu, z którym od setek lat współistniejemy na tym samym terytorium, a której tak do końca czasem nie znamy, nie rozumiemy. Dlatego na scenie pojawia się postać narratora - tłumacza, w którą wciela się Hanna Maciąg jako uczennica Genia, subtelnie, jakby z boku wprowadzająca nas w mistyczny klimat opowieści.

W spektaklu poruszone są dwa bardzo istotne współcześnie problemy. Pierwszy dotyczy szykanowania inności, której nie rozumiemy i nie staramy się zrozumieć, a więc braku tolerancji; drugi to zagrożenie, jakie płynie z sieci. Zwłaszcza dla młodego pokolenia. Czego zdają się nie dostrzegać zupełnie dorośli. Przykładem pani od polskiego, Małgorzata Witkowska, i pan od historii, Mirosław Guzowski. Ten ostatni, w rzeczywistości szkolnego przedstawienia, gra również rolę bezdusznego ojca Lei. Spektakl jest więc też swego rodzaju oskarżeniem dorosłych o tragedie, jakie spotykają dzieci; o ich cierpienie, samobójcze śmierci.

Aktorską perełką tego przedstawienia jest Jan Sobolewski. Rewelacyjny zwłaszcza w wiązance żydowskich piosenek.

Pojawiająca się w warstwie żydowskiej muzyka klezmerska znakomicie oddaje nastrój owej kultury, budując przy tym magiczny klimat mistycznego świata miłości sięgającej i poza grób. Podobny efekt wywołuje też elektroniczna ścieżka dźwiękowa towarzysząca wydarzeniom z warstwy współczesnej. Potwierdza się tym samym paralelność duchowa i emocjonalna obu rzeczywistości. Brawa zatem dla odpowiedzialnej za tę sferę Natalii Fiedorczuk!

Wyrazy najwyższego uznania należą się jednak reżyserce, Annie Smolar, za nadanie przedstawieniu niezwykle oryginalnej, pełnej zamierzonych przerysowań, umowności i przesady, groteskowej formy; a przede wszystkim za doskonałą kompozycję i rzadko spotykaną zwartość spektaklu, w którym nie ma jednej zbędnej sceny, jednego słowa, które dałoby się skreślić.

(Recenzja emitowana na antenie Polskiego Radia PiK 6 grudnia 2015 w "Śniadaniu z Muzami")

Anita Nowak
teatrdlawas.pl
9 grudnia 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia