Dylemat zwrotnicy

"Sąd Ostateczny" - reż. Agnieszka Glińska - Teatr Studio im. S. I. Witkiewicza w Warszawie

"Sąd ostateczny" Odona von Horvatha w reżyserii Agnieszki Glińskiej odświeża pewien znamienny dylemat etyczny. Kilkoro ludzi jest przywiązanych do torów, po których pędzi pociąg. Można przestawić zwrotnicę tak, aby skierować pociąg na sąsiednie tory, gdzie leży spętana jedna tylko osoba. Tu powracają sporne kwestie związane z utylitaryzmem- czy należy przełamywać naturalny bieg zdarzeń, by zgodnie z zasadą użyteczności ocalić jak najwięcej istnień? Czy próba odkształcenia przewidywalnego łańcucha przyczynowo- skutkowego, związana z wartościowaniem ludzkiego życia, może zostać powiązana ze zbrodnią? A w szerszej perspektywie, istotnej dla odczytania spektaklu Glińskiej- czy kluczowe znaczenie dla osądu moralnego ma samo działanie (bądź zaniechanie działania) czy też jego wymierne skutki?

Przywołanie dylematu zwrotnicy jest zasadne nie tylko dlatego, że posługuje się scenerią stacji kolejowej. Kluczowym aspektem jest wszak mechanizm wytwarzania odpowiedzialności. W przypadku "Sądu ostatecznego" osiowy problem wynika nie z podjęcia pewnego działania, lecz z jego zaniechania. Zawiadowca Hudetz, zdekoncentrowany z powodu kokieteryjnych gierek Anny, zapomina o włączeniu sygnalizacji, wskutek czego dochodzi do katastrofy kolejowej. Glińska stawia pytanie: jaki czynnik w takim układzie zdarzeń powinien zdecydować o winie lub niewinności? Czy uchwytne następstwa nieuruchomienia sygnalizacji, czyli śmierć kilkorga pasażerów? Czy też może same okoliczności towarzyszące nieszczęśliwemu wypadkowi? W drugiej sytuacji Hudetza można by uznać za niewinnego, gdyż jego zaniechanie nie miało celowego, uświadomionego charakteru.

Nie jest istotne, w jaki sposób i czy w ogóle rozwiążemy tę zagwozdkę etyczną. Glińska przede wszystkim sonduje zbiorowość, która na skutek pewnych uwarunkowań staje się instancją oceniającą, a wręcz - grupą samozwańczych egzekutorów sprawiedliwości. Ważne jest wskazanie, że największa wina tkwi w oportunistycznym społeczeństwie, które zbyt łatwo daje się sterować przejściowym nastrojom. Można w tym miejscu dopatrywać się zapowiedzi konformistycznego społeczeństwa zewnątrzsterownego, którego bezradności towarzyszy osłabienie aksjologicznych fundamentów. Mieszkańcy miasteczka najpierw windują Hudetza (Łukasz Simlat), na skutek fałszywych zeznań Anny (Agnieszka Pawełkiewicz), na piedestał. Po pewnym czasie osądzą go jako zbrodniarza, winnego tajemniczej śmierci dziewczyny. Łatwość ferowania wyroków, uleganie zmiennym nastrojom składają się na obraz społecznej chybotliwości lat 30. Stąd już niedaleka droga do kompleksowego uchwycenia mechanizmów rządzących zbiorowością w realiach prefaszystowskich i faszystowskich.

Glińska dokonuje poszerzenia bazy von Horvatha. Istotne jest wskazanie, że problem społecznej bezradności i chwiejności dotyczy również nas samych. Taka sugestia wyraża się w relacjach proksemicznych. Agnieszka Zawadowska tworzy rozległą scenografię, części widzów przypada miejsce z boku sceny. Aktorzy i widownia - przynajmniej w części - przestają być zbiorami rozłącznymi. A zatem gdzieś z tyłu głowy kołacze się aluzja, że my - współcześni - jesteśmy współodpowiedzialni. Bynajmniej nie za to, co wydarzyło się na zapadłej stacji, nie za postępowanie fikcyjnego zawiadowcy. Hudetz nie jest nikim więcej, niż widmową postacią dramatu. Tym na co Glińska chce skierować uwagę jest stan rzeczy utrwalający się już po katastrofie kolejowej. Czyli: dezynwoltura w ferowaniu wyroków, co przekłada się na możliwość stygmatyzacji bądź gloryfikacji jednostki. A więc de facto decydowania o cudzym losie. Jakie to ma znaczenie dla współczesnych? "Sąd ostateczny" można śmiało odczytać jako przestrogę przed destruktywną siłą opinii publicznej, która niekiedy ma większą moc niż wyroki faktycznych decydentów. A to grozi niesłusznym zaszczuciem lub przeciwnie - "celebrytyzacją" zbrodni. Przykłady można mnożyć: przypadek rodziców Madzi z Sosnowca, Andersa Breivika czy mniej znany kazus Issei Sagawy, który wydał książkę poświęconą dokonanemu przez niego aktowi kanibalizmu (sic!).

Tekstura spektaklu jest tragikomiczna, opiera się na przerysowaniu. Przerysowania nie można jednak mylić z uproszczeniem - wyjaskrawienie postaci, zredukowanie ich do pewnych typów służy podkreśleniu, że uchwycenie charakteru zbiorowości jest ważniejsze niż dokładny rysunek składających się na nią atomów. To, co stało się udziałem Hudetza, nie jest zamkniętą historią "samą w sobie", lecz stanowi rodzaj egzemplifikacji, przybliżającej profil większej całości. "Sąd ostateczny" ociera się miejscami o banalizację. Mała dziewczynka wręcza kwiaty Hudetzowi, orkiestra wygrywa dziarskie melodie. Tempo spektaklu regulują wokalizy Modesta Rucińskiego, wcielającego się w "człowieka z zewnątrz" - bezstronnego, kpiącego, nieomal wszechwiedzącego komentatora rzeczywistości, przypominającego Mistrza Ceremonii z "Kabaretu" Fosse'a. Te wszystkie zabiegi mają jednak swój cel. Po pierwsze, odciążają spektakl z niepotrzebnego patosu. Ponadto, zamierzona plakatowość klaruje stosunki panujące w prowincjonalnym miasteczku i ułatwia widzowi dokładne rozpoznanie sytuacji.

Później tragikomedia przechodzi w mistycyzm. Po scenie przemyka widziadło zamordowanej Anny z czerwoną pręgą na białej szacie. Pojawia się lunatyczny chocholi taniec mieszkańców w asyście Leśmianowskiej frazy "Ciało me, wklęte w korowód istnienia". Zderzenie Wyspiańskiego i danse macabre? Pomysł trafny, sugerujący kolejny problem - czy możemy osądzać społeczną bierność? Czy powszechna konsolidacja jest w ogóle możliwa? Czy w takim układzie zasadne jest cedowanie winy za dziejowe powikłania na społeczny marazm? A może wyroki i działania ludzi są z góry skazane na porażkę w starciu z wyższym, niepoznawalnym porządkiem? Spektakl stawia wiele pytań i - co jest słusznym posunięciem - nie stara się odpowiedzieć na żadne z nich. Niezbyt skomplikowana konstrukcja fabularna i względnie krótki czas trwania widowiska powinny skłonić odbiorcę do pochylenia się nad każdym z poruszanych przez reżyserkę aspektów i ewentualnego zajęcia stanowiska w sprawie. Słowem - to w gestii widza leży podjęcie decyzji o przestawieniu symbolicznej zwrotnicy.

Agata Tomasiewicz
Teatr dla Was
29 stycznia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia