"Dziady", czyli dyskusja trwa

"Dziady" - reż. Radosław Rychcik - Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu

Program tegorocznego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" jest tak bogaty, że obejrzenie wszystkich propozycji wymaga sporego samozaparcia, przemyślanej logistyki (imprezy dzieją w kilku miejscach), o marginesie czasu "na przemyślenie" nie wspominając. Jakoś daje się to jednak pogodzić, bo ani na sądzie nad "Pałacem grudniowym" (uratowany od wyburzenia!), ani na przedstawieniach widzów nie brakuje, choć wyprowadzenie z teatrów (do klubu festiwalowego) pospektaklowych dyskusji z realizatorami nie było najszczęśliwszym pomysłem.

A już pierwsze konkursowe przedstawienie - "Dziady" Adama Mickiewicza, w reżyserii Radosława Rychcika, zrealizowane w poznańskim Teatrze Nowym - dyskusję wywołało, bo... wywołać musiało. Spektakl od miesięcy rozpala widzów i środowisko teatralne. Z jednej stron, jury 39. Opolskich Konfrontacji Teatralnych "Klasyka Polska" przyznaje tej inscenizacji Grand Prix, z drugiej Witold Sadowy - nestor polskiego aktorstwa i publicysta, wysyła list protestacyjny do minister kultury Małgorzaty Omilanowskiej, w którym pisze "czegoś tak okropnego, bezmyślnego i wypaczającego myśl autora, jak Dziady Rychcika nigdy nie widziałem".

Publiczność polaryzuje się zaś po każdej prezentacji. Nie inaczej było i w Katowicach. Co ciekawe, podział na "tak" lub "nie" nie zawsze przebiega pokoleniowo, choć prawdą jest, że wśród wielbicieli przeważa młodzież.

Co właściwie zrobił Rychcik z "Dziadami"? Zgodnie z nazwą naszego festiwalu - zinterpretował najważniejszy utwór polskiego romantyzmu według własnego klucza. A nawet dwoma kluczami. Po pierwsze, zaryzykował wypreparowanie "Dziadów" z kontekstu polskiej historii, próbując czytać tekst Mickiewicza z bardziej otwartej perspektywy, jako przypowieść o każdym zniewoleniu, wykluczeniu i wprost - o przemocy. Akcję dramatu przeniósł do Stanów Zjednoczonych XX wieku, a prócz polskiej Wielkiej Improwizacji, włączył do przedstawienia przemówienie Martina Luthera Kinga, zaczynające się od słynnego "Mam marzenie". Ten pomysł implikował kolejne zaskakujące zmiany w stosunku do oryginału (i przyzwyczajeń widzów), jak choćby powołanie do scenicznego życia czarnoskórej pani Rollison, ucharakteryzowanej na nianię z filmu "Przeminęło z wiatrem" czy Guślarza o wyglądzie Jokera. Postacie przenikają do naszych czasów.

Po drugie, Rychcik prowokacyjnie (acz konsekwentnie) polemizuje z polską tradycją teatralną, która zawsze traktowała dramat Mickiewicza z ogromnym pietyzmem i powagą. W poznańskim spektaklu wszystko, co się dało z pomnika ściągnąć, zostało ściągnięte (inna rzecz, że czasem wręcz na siłę) i przepuszczone przez maszynkę współczesnej, głównie amerykańskiej, popkultury. Przy tym, tekst Mickiewicza, choć skrócony i przemieszany w kolejności scen, mówiony jest wyjątkowo czytelnie!

Dyskusja o "Dziadach" Rychcika trwa. Na Facebooku też...

Henryka Wach Malicka
Polska Dziennik Zachodni
13 listopada 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia