Dziecinna zabawa w dominację

"Panna Julia" w katowickim Teatrze Śląskim to tylko płaska historia o tragicznym w skutkach mezaliansie. Spektaklowi Krzysztofa Babickiego brakuje nawet odrobiny magii.
"Panna Julia" - najbardziej znany dramat Augusta Strindberga. Naturalistyczna jednoaktówka wzięta z życia, autentyczna historia opisywana przez prasę, wydaje się z pozoru trywialna. W noc świętojańską panna Julia flirtuje z lokajem, dochodzi między nimi do zbliżenia, gdy planowana razem ucieczka nie dochodzi do skutku, kobieta popełnia samobójstwo. Wieloznaczny dramat szwedzkiego twórcy ukrywa splot wyrafinowanych znaczeń i odniesień w grze głównych bohaterów. Kolejną próbę konfrontacji z klasyczną już sztuką Strindberga podjął Krzysztof Babicki na deskach Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Reżyser zgodnie z postulatami autora "Panny Julii" zamieszczonymi w przedmowie postawił na umowność dekoracji i kameralność, wprowadzając widza w intymny świat brutalnej, uczuciowej psychodramy. Szkoda, że Babicki nie sięgnął po nowszy przekład, lecz skorzystał z klasycznego tłumaczenia Zygmunta Łanowskiego, które jednak nieco się zestarzało. Oglądając młodych aktorów katowickiego teatru, czuć wyraźny dysonans między konwencjonalnymi, wystylizowanymi dialogami a ich młodzieńczą ekspresją. Trio Kutynia jako panna Julia, Maciej Wizner - lokaj Jean oraz Dorota Chaniecka - służąca Krystyna i narzeczona Jeana sprawiają wrażenie ludzi zagubionych, jakby nie potrafili odnaleźć klucza do gry postaci. Kutynia, która doskonale poradziła sobie wcześniej jako szekspirowska Julia, do dramatu Strindberga chyba jeszcze nie dojrzała. Wychowana w nienawiści do mężczyzn, wyzwolona, a zarazem zagubiona i sfrustrowana panna Julia w jej interpretacji przeradza się w przerysowaną histeryczkę i kiepską manipulatorkę. Jean w kreacji Wiznera również traci na złożoności. Oddany sługus, który musi zdusić w sobie silnego, marzącego o niezależności mężczyznę, staje się banalnym, zadufanym w sobie chłopcem. Trudno uwierzyć we wzajemną fascynację Julii i Jeana, są niczym niedojrzałe emocjonalnie dzieci pod maską dorosłych, bawiące się w okrutną walkę o dominację. Najlepiej poradziła sobie Chaniecka w najbardziej schematycznej i realistycznej roli narzeczonej Jeana, potrafiącej jednak zachować godność i trzeźwe spojrzenie. Te trzy zaplątane we wzajemne zależności i interakcje postacie ścierają się i zadręczają we wnętrzach hrabiowskiej posiadłości w magiczną noc świętojańską, kiedy to wszystko jest możliwe. Tej magii też zabrakło w spektaklu Babickiego. Nie udało się przełożyć na dzisiejsze realia naładowanego emocjami dramatu niemożności porozumienia między kobietą a mężczyzną, ich wzajemnej niszczycielskiej fascynacji i namiętności. Możliwości odczytań i interpretacji dzieła Strindberga było mnóstwo, np. według klucza psychoanalitycznego, feministycznego, społecznego. Niestety, naszpikowany symbolami, psychologiczny dramat został sprowadzony do płaskiej historii o tragicznym w skutkach mezaliansie. Teatr Śląski w Katowicach, August Strindberg, "Panna Julia", reżyseria: Krzysztof Babicki premiera: 29 maja 2008 r.
Jaga Kolawa
Dziennik
7 czerwca 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia