Dziesięciu niegniewnych ludzi. Bez kobiet

"Demokracja" - reż. Paweł Szkotak - Teatr Polski w Poznaniu

Paweł Szkotak o dziesięciu mężczyznach przy nieokrągłym stole demokracji.

Nadchodzące wybory prezydenckie oraz polityczne zamieszanie wokół kandydatur na dyrektorów teatrów to, zdawałoby się, dobry moment na polityczny spektakl. Paweł Szkotak zdecydował się na wystawienie "Demokracji" Michaela Frayna - opowieść o Willym Brandtcie jest tematem na tyle odległym, że pozostaje politycznie bezpieczna. Teraz to już tylko bajka o wielkim człowieku, oczywiście bez szczęśliwego zakończenia.

Bajka, dodajmy, o dziesięciu mężczyznach w garniturach. Michał Kaleta w głównej roli w eleganckim granatowym garniturze szefa partii i kanclerza, Przemysław Chojęta jako szpieg Stasi Günter Guillaume w NRD-owskim brzydkim, brązowym i bezkształtnym, zmierzają do tego samego upadku. Stają się narzędziami politycznymi, których trzeba się pozbyć po wykorzystaniu. Co też innego mogłoby spotkać mężczyzn zanurzonych w tym testosteronowym światku, jeśli nie kryzys męskości? Brandt Kalety jest chory i słaby, trudno polubić tę kukiełkę w aparacie państwowym, którą NRD-owski szpieg nosi na rękach jak dziecko. Guillaume na służbach wywiadu zawodzi jako mąż i ojciec. Mężczyźni ośmieszają się do reszty w przaśnych tańcach podczas kampanii wyborczej, w zataczającym się wężyku przypominają podpitych wujków na weselu.

Spektakl Szkotaka, podobnie jak polityka, jest wizualnie bardzo estetyczny (świetnie prezentuje się scenografia Agaty Skwarczyńskiej przy bardzo nieokrągłym stole), lecz trudno powiedzieć, komu służy. Wbrew zamierzeniom, to chyba raczej opowieść o polityku, nie człowieku, ale zbyt odległa, by potraktować ją jako publicystyczną. Zgrabnie opakowana historia dziesięciu bynajmniej niegniewnych ludzi, dziesięciu słabeuszy rzuconych na pożarcie demokracji. Skończy się teoretycznie triumfem tego najlepszego wymyślonego ustroju - upadkiem NRD i zjednoczeniem Niemiec. Bohaterowie zapłacą jednak wysoką cenę i nie wiadomo, jaki będzie ciąg dalszy. A może wiadomo? Przeczuwamy, że historia zatoczy koło.

Tylko po co nam ta bajka? Tyle zobaczymy w codziennym wydaniu "Wiadomości". W dodatku zwykle w bardziej emocjonalnej, subiektywnej i kontrowersyjnej wersji. Nie jestem pewna, kto ma jeszcze ochotę oglądać politykę w teatrze, ale skoro chcemy taki temat, mógłby być odważną decyzją, głosem w debacie lub choćby publicystycznym komentarzem. Tymczasem "Demokracja" to kolejny po "Konstelacjach" Nicka Payna dramat pożyczony do Teatru Polskiego wprost z Broadwayu, tym razem chyba mniej uniwersalny. Lubimy podglądać Amerykanów, ale polskie "House of Cards" jakoś nam z tego nie wychodzi.

Anna Rogulska
http://Kultura.poznan.pl
30 kwietnia 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia